#GeopolitycznyRaportMniejszości Obronisz się przed manipulacją, gdy będziesz zdolny dostrzegać to, co państwa robić muszą, a nie to, co „chcą”.

O czym jest poniższy tekst:

Rozdział książki Siły psychohistorii do czytania on-line

year:2022/8 O dostrzeganiu prawidłowości i przewidywaniu przyszłych zdarzeń. Podręcznik rozpoznawania wzorców wydarzeń i zjawisk. Idź śladem tych, którzy spostrzegli istotę sprawy i przewidzieli bieg zdarzeń.

Czytasz fragment książki Siły psychohistorii. Prezentacja i więcej próbek tej książki: tutaj. Próbki audio i do czytania innych rozdziałów tej i innych książek P. Plebaniaka tutaj. Więcej rozdziałów do czytania on‑line tutaj.

Piotr Plebaniak

Postrzeganie związków przyczynowo-skutkowych

Co jeśli związki przyczynowo-skutkowe nie są najważniejsze?

Cuda nie są sprzeczne z naturą, ale tylko z tym, co wiemy o naturze.
Augustyn z Hippony

Inspiracją do napisania tego eseju jest spostrzeżenie, że mechanizmy prawne będące integralną częścią naszej kultury nie uwzględniają takich prawideł świata jak tzw. efekt motyla. Prawa i obyczaje regulujące wzajemne zobowiązania między ludźmi wręcz muszą w sposób wybiórczy traktować przyczynowość i to, co o niej aktualnie wiemy.

Z uwagi na wyjaśnioną przez teorię chaosu wysoką wrażliwość systemów atmosferycznych na skuteczność prognoz pogody, nikt nie usiłuje pociągnąć do odpowiedzialności meteorologów za notoryczne wprowadzanie ludzi w błąd. Przy rozliczaniu odpowiedzialności za wypadek samochodowy bierzemy pod uwagę decyzje sprawcy w kwestii spożywania alkoholu albo dopilnowanie, by pasażerowie zapięli pasy bezpieczeństwa. Nie uwzględniamy przy tym, że do wypadku by nie doszło, jeśliby ów kierowca jadł śniadanie minutę dłużej. Słowem, dostrajamy się do praw natury w sposób wybiórczy, arbitralny.

Czymże jest przypadek?

Zauważyłem, że nawet ci, którzy twierdzą, że wszystko jest predestynowane i że nie możemy nic zmienić, wciąż zerkają w obie strony, zanim przejdą ulicę.
Stephen Hawking

Kurczowo trzymamy się poglądu, iż wszystkim dyryguje przyczyna i skutek. Możliwym wytłumaczeniem tego jest potrzeba przewidywalności środowiska naszego funkcjonowania. Musimy mieć wokół siebie jakiś porządek i jakąś kontrolę nad przepływem wydarzeń. Jeśli jesteśmy w stanie udowodnić samym sobie, że wydarzenia kierują się jakimś celem, logiką, przeznaczeniem, nasze morale rośnie, przez co jesteśmy mniej podatni na popadnięcie w wyuczoną

bezradność. Mamy poczucie, być może złudne, że jesteśmy panami własnego losu.

Prawidła wszechświata

Umiejętność dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych to podstawa wszelkiej aktywności wszystkich żywych organizmów. Rośliny i niższe zwierzęta mają tę umiejętność wbudowaną w postaci instynktów i mechanizmów funkcjonowania na poziomie komórkowym. Czym wyżej zorganizowane zwierzęta, tym większą rolę odgrywają gatunkowe i osobnicze mechanizmy oparte na doświadczeniu i naśladowaniu. W przypadku ludzi, którzy akumulują wiedzę o świecie w procesie ewolucji kulturowej, tym istotniejsza jest indoktrynacja do właściwych, tj. gwarantujących przeżycie, wzorców kulturowych.

Najwyższy łatwo wyobrażalny poziom użytkowania mechanizmów uczenia się mają wyższe ssaki prowadzące życie gromadne. W takim środowisku działania i uczenia się nie tylko zjawisko świadomości wspięło się na nowe wyżyny. Kluczowe stało się kulturowe przekazywanie wzorców.

Według niektórych teorii świadomość powstała jako mechanizm pozwalający na rozstrzyganie dylematów w sytuacjach, w których zachodzi konflikt dwóch instynktów. Przykład: człowiek posiada wrodzony odruch cofania ręki od źródła bólu. Co jednak, jeśli jakiś człowiek usłyszy od swojego oprawcy: „trzymaj rękę nad ogniem. Jeśli ją cofniesz, zastrzelę cię”. W takiej sytuacji silna wola może zatrzymać działanie instynktu. Świadomość konsekwencji działania instynktów przeważa w decyzji i działaniu.

Tak właśnie dochodzimy do przyczyn i skutków. Im lepiej człowiek rozumie otaczający go świat i mechanizmy jego funkcjonowania (oprogramowanie kulturowe), tym lepiej potrafi zaplanować swoje działania w sytuacjach nowych i nietypowych. Im pełniejsza jest jego wiedza o świecie, tym jest on bardziej przewidywalny. A przewidywalność to poczucie bezpieczeństwa, możność planowania.

Nasza percepcja świata, budowana dzięki sensorium i nauce, jest jedynie interfejsem powstałym w celu zapewnienia przetrwania i funkcjonowania. Bez matematyki nie mamy dostępu do „prawdziwej” rzeczywistości. Oto przykład: wartość stałej grawitacyjnej G i prędkość światła, z których wyprowadzane są inne jednostki miary, są ustalane arbitralnie – ogłaszane, a nie mierzone. Wartość G oscyluje w cyklu około sześcioletnim1. A więc nawet nasza wiedza fizyczna, a nie tylko reguły życia społecznego, są „porządkiem umownym”.

Świat nadprzyrodzony i potrzeba kontroli

W jaki sposób i po co kształtuje się w naszych głowach przekonanie o tym, że dostrzegliśmy wzorzec przyczynowo-skutkowy? Jacek Dukaj pisze w opowiadaniu SF pt. Ponieważ kot:

Wiedza bierze się z doświadczenia. Dziecko obserwuje i wyciąga wnioski. Za każdym razem, gdy rozlega się dzwonek drzwi, ktoś wchodzi do mieszkania. Usłyszawszy, będzie biec sprawdzić kto to. Za każdym razem, gdy podkradnie z szafki cukierek, tatuś wraca do domu pijany. Tych razów może być zaledwie trzy, ale dziecku to wystarczy. Potem dopiero będzie się dziwić, dlaczego on jest pijany, mimo iż akurat cukierka nie wzięło.

Dukaj opisuje bardziej skomplikowany, dość oswojony przykład: tzw. wojny kwietne (hiszp. guerras floridas) toczone w obszarze oddziaływania Imperium Azteków w Ameryce Południowej. Ich toczenie było sposobem na pozyskiwanie jeńców wojennych, których tracono rytualnie w porażającej liczbie tylko po to, aby przebłagać bogów do sprowadzenia deszczu. Władcy zawierali między sobą umowy po to, aby móc prowadzić takie wojny bez konsekwencji politycznych. Zapisy historyczne podają, że m.in. w roku 1455 dzięki owym wojnom można już było złożyć bogom ofiary z ludzi w odpowiedniej liczbie. Deszcze spadły i plony w końcu pozwoliły wyżywić ludność. Bohaterowie opowiadania dyskutują:

– Czego to niby ma dowieść?
– Wykaż różnicę pomiędzy następującymi wnioskowaniami: plony były obfite, ponieważ spadł deszcz; deszcz spadł, ponieważ złożono ofiarę.
– Bardzoś przebiegły – śmieje się cicho młodszy. – Różnica jest taka: zawsze po deszczach plony są obfite i można to zaobserwować wielokrotnie; następstwo deszczu po ofiarach z ludzi… nie.
– Ależ tak, tak… o ile składasz te ofiary wystarczająco często.
– Co nie zmienia faktu, że ów związek jest fałszywy.
– Dla ciebie. Dla nich nie. Dlaczego miałby być
fałszywy? Potwierdza się każdorazowo.

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Kulturowa indoktrynacja w kosmologię

Choć potrzeba sprawiedliwości zdaje się mieć podłoże dziedziczne, w każdej kulturze wykształca się specyficzny pakiet sądów na temat tego, co jest, a co nie jest sprawiedliwością. Podobnie jest z postrzeganiem ciągów przyczynowo-skutkowych. Ich elementy uwzględniamy różnie: niektóre ignorujemy, inne wykorzystujemy m.in. do przypisywania odpowiedzialności.

Porada: Aby przewidzieć czyjeś zachowania etyczne, wykryj, jak zaprogramowane jest widzenie przyczynowości tej osoby. Jak definiuje to, co jest sprawiedliwe. Dzięki tej wiedzy będziesz mógł podstawić pod nos te „dane zmysłowe”, które sprowokują potrzebną ci reakcję.

B. Procesy losowe i nielosowe (deterministyczne). I cuda

Analizę matematyczną stosujemy do procesów deterministycznych, rachunek prawdopodobieństwa – do losowych. Warunki początkowe jakiegoś procesu deterministycznego wyznaczają jednoznacznie jego dalszy przebieg. Taki proces jest powtarzalny – to np. działanie hamulca w samochodzie lub swobodny spadek ciała.

Procesy deterministyczne są stabilne: jeśli warunki początkowe różnią się niewiele, to i dalszy przebieg procesu jest podobny, a więc przewidywalny. Przykład to różnice wykonania schodzących z taśmy fabrycznej silników. Mogą się one różnić o ułamki milimetra, a jednak silniki pracują zasadniczo w podobny sposób i ze zbliżoną wydajnością.Rakieta kosmiczna – system o całe rzędy wielkości bardziej skomplikowany, przez co o wiele łatwiej traci stabilność i przewidywalność (»V.1) – staje się wrażliwy na nawet minimalne warunki początkowe. Nawet najmniejsza usterka może doprowadzić do RUD2 – destrukcji całego systemu.

W przypadku promu kosmicznego Challenger w 1986 roku katastrofę spowodowała wadliwa uszczelka w zbiorniku paliwa, która nie została zaprojektowana do użytkowania przy temperaturze otoczenia około zera stopni Celsjusza w miejscu startu. O katastrofie zdecydował poranny przymrozek w dniu startu, lub – jak kto woli – niedopatrzenie inżynierskie.

Jeszcze gorzej wygląda przebieg zjawisk losowych. Przy tych samych lub bardzo podobnych warunkach początkowych przebieg procesu jest w zasadzie nieprzewidywalny. Przykład to rzut kostką, zjawiska atmosferyczne itp.

Francuski matematyk Émile Borel (1871–1956) stwierdził, że jeśli prawdopodobieństwo jakiegoś zjawiska jest bardzo małe, to są trzy możliwości: albo zjawisko nie zajdzie, albo zajdzie, ale go nie zauważymy, albo wreszcie zauważymy je, ale uznamy za „cud”. Nasz mózg będzie usiłował dopasować je do znanych wzorców i prawidłowości – nabytych ewolucyjnie lub w procesie przyswajania elementów kultury.

„Cuda”, rozumiane jako zdarzenia bardzo mało prawdopodobne, mogą być niezwykle rzadkim procesem losowym, który w jakiś sposób uruchamia rozpoznanie wzorca w naszym mózgu. Mogą też być przejawem nieznanego wcześniej prawa natury – i stają się przedmiotem intensywnych badań.


  1. 1 Why do measurements of the gravitational constant vary so much? https://phys.org/news/2015-04-gravitational-constant-vary.html [dostęp: 2023-01-22].

  2. 2 Ang. Rapid Unscheduled Disassembly. Fraza jest branżowym żartem.

„Wszyscy jesteśmy sprytni”

Pobudzanie ciekawości poznawczej i praca detektywów oraz szpiegów

W filmie Zero Dark Thirty (2012, reż. Kathryn Bigelow) z ust dyrektora CIA słyszymy stwierdzenie, które mogłoby zostać mottem książki o rozpoznawaniu wzorców: „Wszyscy jesteśmy sprytni”.

Filmowy terrorysta ukrywa swój proceder tak sprawnie, że przyciąga tym uwagę operatora CIA: „No sorry, ale to nie jest normalne zachowanie. To zawodowiec!”, a później dodaje: „Nie ma żadnego wzorca. Czasem dzwoni co dwa tygodnie, czasem co trzy. Nie ma żadnej konsekwencji. Nie jestem w stanie przewidzieć, kiedy zadzwoni, bo facet jest nieobliczalny”.

Czterocyfrowy IQ kryptologów oraz poszukiwanie regularności i prawidłowości

Wyłapywanie regularności i wzorców w bezładzie to pasja i obsesja ludzi, którzy mają przeciw sobie nie tylko prawidła szyfrów i kodów, ale też równie sprytnych przeciwników. Ci, którzy odgadują zamysły wroga, popełniają zarówno głupstwa, jak i akty niedosięgłego geniuszu.

Błędem twórców niemieckiej Enigmy był obwód, który uniemożliwiał podstawienie za daną literę jej samej. Aktem zaś nadludzkiego natchnienia był wyczyn trzech polskich matematyków, Rajewskiego, Zygalskiego i Różyckiego. Na podstawie zaledwie opisu działania maszyny szyfrującej zdołali stworzyć teoretyczny model jej działania, a następnie skonstruować jej funkcjonującą replikę.

Oczy z tyłu głowy i poszukiwanie odstępstw od oczekiwanych prawidłowości

Jednym z mechanizmów ewolucyjnych wspomagających wysiłek przetrwania jest poszukiwanie odstępstw od tego, co jest przewidywalne, znane, widziane wcześniej, zapamiętane, zgodne z innymi elementami. Zdolność wyłapania elementu, który nie pasuje do reszty, to często kwestia życia i śmierci. To także codzienna praca analityków wywiadu, szpiegów i detektywów.

Jednym z najzabawniejszych przykładów jest epizod powieści Wallenrod Marcina Wolskiego, której akcja rozgrywa się w czasie II wojny światowej. Agentka polskiego wywiadu udawała Australijkę przed agentem niemieckiej Abwehry. Oficer przejrzał jej grę, gdyż potrafiła wymówić prawidłowo (tj. tak, jak by to zrobił Polak) nazwę Góry Kościuszki, najwyższego szczytu Australii.

Skaza, odstępstwo od regularności, coś nieoczekiwanego to jeden z najsilniejszych czynników pobudzających naszą ciekawości poznawczą. To bodaj najlepsza porada dla nauczyciela, który nie chcące nudzić uczniów: należy prezentować wiedzę za pomocą przykładów nieintuicyjnych, sprzecznych z potoczną wiedzą, operować humorem. Większość dowcipów zasadza się na jakimś nieoczekiwanym zwrocie akcji, postępku wbrew oswojonym i oczekiwanym regułom.

To, co jest oczekiwane, łatwe do przewidzenia, usypia nas. Ale jest też mało wartościowe informacyjnie. Stanisław Lem w jednym ze swoich wywodów pisał, że informacja o tym, że Księżyc zbudowany jest z sera, byłaby niezwykle wartościowa – kazałaby nam przebudować całą naszą dotychczasową wiedzę o Wszechświecie. Informacja jest tym cenniejsza, im mniej prawdopodobna.

Koewolucja oprogramowania kulturowego i adaptacja wtórna struktur mózgu do czytania

Umiejętność czytania Homo sapiens nabył przez wtórną adaptację struktur mózgowych niezwiązanych z czytaniem, którą określa się terminem neural recycling. Badania aktywności mózgów małp przy rozpoznawaniu kształtów pozwoliły stwierdzić, że przy rozpoznawaniu zagrożeń lub pożywienia rolę odgrywa kilka podstawowych kształtów, m.in. kształt złamanej linii „ ” to róg przedmiotu, a kształt „ ” to jeden obiekt ukryty za drugim.

Mózgi istot żywych wyewoluowały do dostrzegania wzorców i regularności – im sprawniej to robiły, tym skuteczniej zwiększały szansę na ucieczkę przed drapieżnikiem lub znalezienie pożywienia. Obecność kształtów w polu widzenia aktywuje grupy neuronów odpowiedzialnych za rozpoznawanie kształtów, a te z kolei aktywują neurony wyższego rzędu. W rezultacie istota żywa rozpoznaje kształty. Kształt okrągły to owoc, ale i oko drapieżnika.

Okazuje się, że znaki pisma większości, jeśli nie wszystkich języków, zawierają w sobie te podstawowe kształty. Neurobiolodzy stawiają hipotezy, wedle których przy nauce czytania mamy do czynienia z równoległą ewolucją: struktury mózgu adaptującej się do pisma oraz kształtu znaków danego języka. Przy czym to pismo, zwłaszcza system glifów reprezentujących graficznie desygnowany obiekt, ewoluowało tak, aby dostosować się do sposobu pracy kory mózgowej odpowiedzialnej za rozpoznawanie wzorców w naturze.

Naprawdę ciekawym zjawiskiem jest tzw. word superiority effect1 (efekt wyższości słowa), który odkrył James McKeen Cattell w 1886 roku: łatwiej rozpoznać literę w słowie, a znaczenie słowa w zdaniu, niż gdy pojawiają się samodzielnie lub w otoczeniu liter bądź słów, którym nie da się przypisać sensu. Neurolingwiści stwierdzają, że słowo rozumiemy nie ze względu na jego kształt, ale na obecność w nim określonych liter.

Fascynującą pracą naukową, na jaką niestety nie udało mi się natrafić, byłaby ta porównująca praktyczny wpływ na ewolucję kulturową alfabetów fonetycznych i pism ideograficznych (np. pismo chińskie). Chodzi m.in. o poziom predyspozycji do treningu myślenia abstrakcyjnego, modelowania wariantów przyszłego biegu zdarzeń etc., czyli zdolności niezbędne do stworzenia współczesnej nauki i jej instrumentów koncepcyjnych.

Mogłoby się okazać, że umiejętność czytania znaków alfabetu łacińskiego („znów spada czytelnictwo książek!”) jest istotną cechą nabytą, która daje przewagę w grach geopolitycznych między imperiami. Możliwe, że brak tej umiejętności przyczynił się do tego, że starożytnym chińskim filozofom nie udało się stworzenie systemów logiki opartych na operowaniu abstrakcyjnymi symbolami.

Mogłoby się też okazać, że niektóre języki lub ich systemy notacji znaków pisma sprzyjają lepiej lub gorzej tworzeniu teorii naukowych, rozpoznawaniu wzorców i prawidłowości… Przy czym istotnym czynnikiem byłoby nie oprogramowanie kulturowe (dorobek akumulowany międzypokoleniowo), a sprawa dostosowania (dostrojenia) języka i jego zapisu graficznego do fizjologicznych mechanizmów pracy mózgu i składających się nań neuronów.

Na licencji żartu – a dobry żart pokazuje nam często jakąś głęboką prawdę, np. »VIII.6.B – przywołuję opowiadanie Victora Contoskiego Gambit Von Gooma. Jego bohater, perfidny gracz szachowy, rozgrywał swoje figury we wzór, który przeciwnika przyprawiał o atak paniki. Taktykę rozgrywek zupełnie bezsensownych mistrzowie szachowi stosują dość rutynowo – celem wybicia oponenta ze stanu skupienia lub aby wywołać jego irytację »V.4. ■


  1. 1 Word Superiority Effect, https://psychologyconcepts.com/word-superiority-effect [dostęp 2022.08.12].

Temat III

Na tropie reguł

i wyjątków

Najbardziej ekscytująca fraza w nauce, ta, która zwiastuje nowe odkrycia, to nie „Eureka” [znalazłem], ale „to zabawne”.

Isaac Asimov

Asysta inspiracyjna

Wywiad z Garym Flandro o matematyce, inżynierii i anonimowych mentorach

Profesor Gary Flandro jest inżynierem NASA, którego natchnione spostrzeżenie i praca doprowadziły do realizacji misji sond kosmicznych Voyager 1 i Voyager 2. Historia projektu, świetnie udokumentowana, nie będzie treścią wywiadu – wzmianka znajduje się we wstępie na s. 26. Porozmawiamy za to z osobą z krwi i kości. Inżynierem, którego wizja doprowadziła ludzkość do czegoś absolutnie niepowtarzalnego w historii naszej cywilizacji: obiekt stworzony ręką człowieka opuścił Układ Słoneczny1.

Piotr Plebaniak: Proszę, opowiedz nam najbardziej inspirującą historię, jaką znasz, a która mogłaby być wskazówką dla młodego człowieka chcącego zostać naukowcem.

Podczas kilkudziesięciu lat pracy na uczelni często byłem proszony o prowadzenie prezentacji dla grup składających się z uczniów szkół wyższych i średnich, a także dzieci ze szkół podstawowych. Celem było zawsze pokazanie im piękna i użyteczności nauki. Często posługiwałem się własnymi doświadczeniami jako przykładami tego, w jaki sposób nauka stała się moją główną życiową pasją. Jedno z doświadczeń, które wciąż uważam za inspirujące, miało miejsce, gdy byłem studentem pierwszego roku na Uniwersytecie Utah w 1952 roku.

Zawsze chciałem zostać naukowcem lub astronomem, ale stwierdziłem, że moje zdolności matematyczne są ograniczone, więc zapisałem się na zajęcia z trygonometrii. Wykładowcą prowadzącym moje pierwsze zajęcia był dr Eugene Parker, świeżo upieczony absolwent Caltech, Kalifornijskiego Instytutu Technicznego.

Jego zdolności dydaktyczne okazały się o wiele lepsze od wszystkiego, czego kiedykolwiek doświadczyłem, mimo że był tylko siedem lat starszy ode mnie. Później okazało się, że jego znakomity kurs astronomii był tym, czego potrzebowałem, aby zacząć podążać we właściwym kierunku. Już w tym młodym wieku postanowiłem, że później będę próbował studiować na jego alma mater, instytucji, która wyraźnie nauczała nie tylko zasad nauki i matematyki, ale także ich wyjątkowego piękna.

Parkera można poznać po jego pracach nad teorią naddźwiękowego wiatru słonecznego i słonecznego pola magnetycznego. NASA nazwała jego imieniem orbiter słoneczny (obecnie znajdujący się na bliskiej orbicie wokół Słońca) Parker Solar Probe, po raz pierwszy honorując w ten sposób osobę żyjącą. Był on świadkiem wystrzelenia sondy w 2018 roku niemal w tym samym czasie, kiedy ja zostałem uhonorowany jako Zasłużony Absolwent Caltech.

Opowieść o inspirującej roli Parkera w mojej własnej karierze wykorzystałem w krótkim przemówieniu, które wygłosiłem podczas ceremonii wręczenia nagrody.

Czyli odpowiedź brzmiałaby: czynnikiem inspirującym była osobowość i wizja nauczyciela?

Dla mnie najbardziej inspirującym czynnikiem było jego głębokie zrozumienie i miłość do nauki, a także zaangażowanie w przekazywanie tej miłości swoim uczniom. Bardzo niewielu z moich nauczycieli robiło to tak dobrze jak dr Parker.

Czy jest jakaś szczególna książka, wydarzenie lub idea, która skierowała Cię na drogę do nauk ścisłych i matematyki? Może jakaś inspiracja z dzieciństwa? Dla mnie wzorcową książką, która ma moc popychania młodego człowieka w kierunku kariery naukowca jest Gwiezdne dziedzictwo Jamesa P. Hogana.

Kiedy miałem sześć lat, mój ojciec zabrał mnie pewnego wieczoru do małego obserwatorium na kampusie Uniwersytetu Utah, gdzie znajdował się piękny sześciocalowy teleskop refrakcyjny. To było moje pierwsze dobre spojrzenie na Księżyc i od razu podjąłem decyzję, że zostanę astronomem.

Kiedyś w czasopiśmie „Popular Science” znalazłem ogłoszenie, że za jednego dolara mogę kupić książkę Cuda nauki w uproszczeniu oraz zestaw do budowy teleskopu „podobnego do tego, którego używał Galileusz”.

Książka i zestaw wkrótce nadeszły i z rozczarowaniem stwierdziłem, że składa się on ledwie z trzycalowej soczewki i okularu. Mój ojciec pomógł mi jednak zbudować teleskop, który działał całkiem dobrze. A książkę, która była bardzo dobrym wprowadzeniem do nauki i otworzyła mi drogę do zawodu inżyniera lotów kosmicznych, nadal mam w na półce.

Brzmi jak historia z filmu Kontakt (1997), w którym bohaterka jako mała dziewczynka jest z rozmysłem inspirowana przez ojca w niemal identyczny sposób. Przypadek?

Nie do końca. Na szczęście powstało wiele książek, które miały podobny wpływ na umysły młodych ludzi z naturalną ciekawością i zainteresowaniem światem rzeczywistym. Inna książka, którą otrzymałem w prezencie gwiazdkowym w 1940 roku, zatytułowana Cuda niebios. Astronomia dla młodzieży, wywarła przemożny wpływ na moje życie. Na wewnętrznej stronie okładki znajdował się rysunek Układu Słonecznego2.

Choć jestem pewien, że nie było to celowe, wszystkie planety zewnętrzne zostały pokazane w taki sposób, że zasugerowało mi to, iż można by przelecieć z Ziemi na Jowisza i dalej, do Saturna, Urana i Neptuna. Byłem zdumiony, gdy w 1965 roku odkryłem to samo ułożenie planet, a które doprowadziło do powstania misji „Voyager Grand Tour” (widoczne kropki nie są częścią oryginału – przyp. autora).

Zazdroszczę tego, co czułeś w tamtej chwili. A aby podsumować twoje słowa o inspiracjach, przytoczę słowa Henry’ego Adamsa, jedną z moich ulubionych myśli przewodnich: „Nauczyciel ociera się o wieczność.

Nigdy nie może stwierdzić, gdzie kończy się jego wpływ”. Nauczycielom pozostaje skierowana w nieznaną przyszłość satysfakcja. Szkoda, ale dobre i to. Czy masz jakiś dokument-pamiątkę z okresu, w którym pomysł misji sond pojawił się w NASA?

Mam kopię pierwszego szkicu, który zrobiłem na temat możliwości misji na czterech planetach. Popełniłem jednak błąd, przekazując moje oryginalne obliczenia i opracowania komputerowe osobom, które wykazały zainteresowanie tym pomysłem na długo przed powstaniem rzeczywistego planu misji. Chociaż obiecano mi, że zostaną one zwrócone, zaginęły.

Mam też kopię oryginalnego memorandum JPL, napisanego przeze mnie i dra Rogera Bourke’a, które zapoczątkowało pierwsze poważne, szczegółowe badania misji, które doprowadziły bezpośrednio do faktycznej misji Voyagera. Oto nagłówek pierwszej strony memorandum:

Twoja ulubiona powieść lub opowiadanie SF. Dlaczego?

Luna to surowa pani Roberta A. Heinleina. Obraz australijskiej kolonii karnej w stylu Botany Bay z 1788 roku na Księżycu w 2075 roku zafascynował mnie. Po raz pierwszy przeczytałem tę książkę w 1980 roku, kiedy wykładałem inżynierię lotniczą w Georgia Tech. Realistyczna nauka przedstawiona w opowieści zainspirowała mnie. Oto kilka wybranych przykładów ilustrujących zrozumienie przez Heinleina przyszłości technologii:

  1. Pomysł, że „Lunatycy” mogliby uzyskać niezależność polityczną od Ziemi, grożąc zbombardowaniem miast wielkimi kamieniami. Ze względu na dużą prędkość uderzenia uwolniona energia byłaby równoważna detonacji bomby atomowej.
  2. Pomysł, że koloniści księżycowi mogliby łatwo katapultować z Księżyca na Ziemię wodę oraz hydroponicznie uprawiane zboże bez użycia rakiet.
  3. Superkomputer HOLMES IV („High-Optional, Logical, Multi-Evaluating Supervisor, Mark IV”), który zarządzał całą infrastrukturą księżycową, w tym działaniem i celowaniem systemu katapult. Główny bohater jest technikiem komputerowym, który odkrywa, że HOLMES IV rozwinął poczucie humoru i samoświadomość.

Niektóre pomysły z tej książki wykorzystałem na egzaminie końcowym, który organizowałem studentom mojego kursu astrodynamiki w Georgia Tech. Studenci mieli przeprowadzić szczegółową analizę misji startu obiektu katapultowanego z powierzchni Księżyca, trajektorii lotu do zderzenia z Ziemią oraz oszacować energię kinetyczną w momencie zderzenia.

Gary, tak dla twojej i czytelników wiadomości – przeczytałem tę powieść grubo ponad trzydzieści razy. Dawno straciłem rachubę.

Ja również czytałem ją wiele razy, ale jestem naprawdę pod wrażeniem tego, ile razy ty to zrobiłeś.

Czy możesz podzielić się z nami jakąś ciekawą anegdotą lub historią związaną z misjami Voyagera?

Kiedy w 1964 roku po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że odkryłem konfigurację planetarną, która może otworzyć zewnętrzny Układ Słoneczny na eksplorację za pomocą czegoś, co Krafft Ehricke nazwał „oprzyrządowanymi kometami”, moim pierwszym ruchem było przedstawienie tej możliwości Głównemu Naukowcowi JPL, doktorowi Homerowi Joe Stewartowi. W towarzystwie mojego przełożonego, Joe Cuttinga, kierownika Grupy Misji Zaawansowanych, przedstawiłem wyniki moich badań na slajdach szczegółowo opisujących trajektorię i konfiguracje spotkań z planetami Jowisz, Saturn, Uran i Neptun.

Wyraził on wielkie zainteresowanie tym pomysłem i przypomniał o misji wieloplanetowej (Ziemia–Mars–Wenus–Ziemia) zaproponowanej przez dr Gaetano Crocco w 1956 roku. Crocco nazwał ją „Grand Tour” (ang. wielka wycieczka), a Stewart zasugerował, że byłaby to dobra nazwa dla naszej misji do planet zewnętrznych. Następnego dnia w gazecie ukazał się artykuł opisujący misję i sugerujący, że jest ona dziełem dra Stewarta. Nie wymieniono w nim mojego nazwiska. Później w jednej z ogólnokrajowych publikacji ukazał się rysunek przedstawiający Homera Joe Stewarta w jego biurze, trzymającego w ręku rysunek trajektorii. Razem z moimi współpracownikami z JPL bardzo się z tego śmialiśmy.

Grupa studentów zauważyła, że w artykule Stewarta wspomniano, iż „darmową” energię dla misji uzyskaliśmy kosztem utraty energii orbitalnej Jowisza podczas przelotu wspomaganego grawitacyjnie. Oznacza to, że planeta zwolni, aby zrównoważyć wzrost prędkości statku kosmicznego. W związku z tym założyli „Pasadena Society for the Preservation of Jupiter’s Orbit” (Pasadeńskie Stowarzyszenie na rzecz Zachowania Orbity Jowisza) i przemaszerowali ulicami centrum Pasadeny, niosąc znaki wzywające do odwołania tej misji i podobnych zagrożeń dla orbity Jowisza. To wszystko było świetną zabawą, typową dla niesławnych psikusów studentów Caltech.

Podjąłem się opisania misji Grand Tour na planety zewnętrzne wybranym ekspertom z Jet Propulsion Laboratory. Chciałem sprawdzić, czy potrafią oni wskazać praktyczne trudności, które mogłyby uczynić taką misję trudną lub niemożliwą w realizacji. Z przerażeniem stwierdziłem, że ich poparcie dla tego pomysłu było znikome. Najczęściej wskazywane problemy (oprócz przewidywanej wysokiej ceny i konkurencji z trwającymi programami) to:

  1. Obsługa danych i komunikacja na odległościach międzyplanetarnych.
  2. Trudności w uzyskaniu dostatecznie dokładnego naprowadzania.
  3. Prawdopodobieństwo kolizji z obiektami podczas przelotu przez pas asteroid.
  4. Przetrwanie urządzeń elektronicznych podczas przechodzenia przez pole magnetyczne Jowisza.
  5. Niewystarczająca niezawodność i trwałość wymaganych elementów elektronicznych i mechanicznych w lotach trwających 10–15 lat.
  6. Prawdopodobny brak wsparcia politycznego (misja miałaby trwać przez kilka kadencji prezydenckich).
  7. Postrzegany brak naukowego zainteresowania planetami zewnętrznymi.

Negatywne reakcje mogły zniechęcić mniej zdeterminowanego człowieka. Oczywiście żadne z tych złych przewidywań nie sprawdziło się.

W 2011 roku zadzwonił mój zięć, by powiedzieć mi, że pojawiłem się w grudniowym numerze „Playboya”. „To znaczy, że byłem na rozkładówce?”, zażartowałem. Richard Powers wymienił mnie z nazwiska w opowiadaniu zatytułowanym Dark Was the Night. Napisał w nim:

„Facet, który zdał sobie sprawę, że ludzkość stoi przed okazją powtarzającą się raz na 176 lat, miał na imię Flandro, Gary. Kolejny cholerny letni stażysta; połowa wkładu w trzecią wielką erę eksploracji wyszła spod ręki dwudziestolatków. W roku 1965 Flandro zauważył, że za kolejne kilkanaście lat wszystkie planety zewnętrzne ustawią się w jednej linii.
Ludzkość miała jedną, ulotną szansę na zorganizowanie Grand Tour, która odwiedziłaby każdy przystanek między tym miejscem a krańcem Układu Słonecznego”.

To wspaniała opowieść science fiction, która śledzi misję Voyagera niosącą Złotą Płytę z muzyką i zdjęciami ludzkości do miejsca przeznaczenia w roku 577 256 880, kiedy to płyta została odzyskana i zdekodowana, prezentując m.in.: balijską tancerkę, Monument Valley i odgrywając Jaat Kahan Ho, Old Man With Dog and Flowers, Preludium C-dur, godzinę ludzkich fal mózgowych (należących do Ann Druyan) oraz Dark Was the Night, Cold Was the Ground niewidomego Williego Johnsona.

Kiedyś przeczytałem książkę Johna Brockmana zatytułowaną W co wierzymy, ale czego nie możemy udowodnić (ang. What We Believe but Cannot Prove). Autor pyta w niej naukowców o idee, które znajdują się na granicy poznania ludzkiej nauki. Czy w Twojej dziedzinie jest coś podobnego?

W mojej pracy inżynierskiej miałem wiele doświadczeń, w których konieczne było kontynuowanie pracy na podstawie niesprawdzonych modeli koncepcyjnych. Wiele z moich najlepszych pomysłów przyszło do mnie bez solidnych podstaw jako punktu wyjścia. Kierowała mną intuicja. Postępując w ten sposób, trzeba zawsze unikać zbytniego przywiązania do własnych pomysłów.

Przykładem tej pułapki jest oryginalna teoria orbit planetarnych Keplera, która opierała się na dopasowaniu orbit do trójwymiarowych brył platońskich. Nie zrezygnował z tej koncepcji nawet po odkryciu trzech praw ruchu, które poprawnie modelowały ruch planet w polu grawitacyjnym. Kepler nie znał siły grawitacji jako głównego „poruszyciela”. Należy zauważyć, że jego prawa, które później zainspirowały Isaaca Newtona, opierały się na starannym wykorzystaniu eksperymentalnych obserwacji orbit planet.

Czy możesz skomentować dwa sposoby uzyskiwania wiedzy o prawach przyrody: analityczny i eksperymentalny? Przytoczę mój ulubiony, inspirujący passus z książki Summa Technologiae Stanisława Lema:

Weźmy pewne równanie, 4+x=7. Niezbyt bystry uczeń nie wie, jak znaleźć wartość x, choć ten wynik już „siedzi” w równaniu, tyle że jest ukryty przed jego zamglonym okiem i „pojawi się” sam po dokonaniu elementarnego przekształcenia.
Zapytajmy więc, jako prawdziwi herezjarchowie, czy nie jest tak samo z Naturą? Czy materia nie ma czasem „wpisanych w siebie” wszystkich swoich potencjalnych przekształceń (tak, że na przykład można z niej zbudować gwiazdy, kropki kwantowe, maszyny do szycia, róże, jedwabniki i komety)? Następnie, biorąc podstawową cegiełkę Natury – atom wodoru – można by „dedukcyjnie wyprowadzić” z niego wszystkie te możliwości (skromnie zaczynając od możliwości syntezy wszystkich stu pierwiastków, a kończąc na możliwości budowania systemów bilion razy bardziej uduchowionych niż człowiek).
Może teorie i modele zjawisk są potrzebne tylko dzisiaj. Może zapytany o to mędrzec z innej planety w milczeniu podałby nam leżący na ziemi strzęp starego żelastwa, dając do zrozumienia, że z tego kawałka materii można wyczytać całą prawdę o Wszechświecie?”

Jakieś uwagi?

Oczywiście prawdą jest, że poznajemy działanie przyrody na dwa sposoby. Najpierw poprzez eksperymenty, aby odkryć jej ukryte cechy, a następnie poprzez analizę, próbując połączyć te cechy z wcześniejszymi poglądami na ich temat i nieustannie dążyć do tworzenia lepszych modeli. Jest to istota metody naukowej, która wymaga również, aby każdy model lub teoria były zawsze otwarte na ciągłe udoskonalanie.

Prawdziwość tej idei widzimy na własne oczy, gdy obserwujemy różnorodność istot żywych, których samo istnienie zbudowane jest z fundamentalnych bloków konstrukcyjnych, takich jak DNA. Rzeczywiście zgrabnie ujmuje to Lem, pisząc, że natura jest zasadniczo zdolna do wszystkich „przemian” koniecznych do wytworzenia tego, co obserwujemy we wszechświecie.

Nawiązując, czy możesz skomentować obserwację Alberta Einsteina: „Boga nie obchodzą nasze matematyczne trudności. On przelicza empirycznie”?

Jak zwykle Einstein trafia w sedno prawdy o ludzkich ograniczeniach w rozumieniu natury. Ograniczenia te często przejawiają się w naszych ludzkich trudnościach w sprowadzaniu obserwacji do postaci matematycznej. Często nie jesteśmy w stanie dokończyć (czyli „przeliczyć”) modelu teoretycznego ze względu na ograniczenia naszych narzędzi matematycznych i rozumienia fizyki. Nie osiągnęliśmy jeszcze zdolności do empirycznej integracji (tak jak czyni to Bóg). Ale jeśli nie przestaniemy próbować, to może w jakiejś odległej przyszłości zbliżymy się do tej zdolności.

Istnieje „szalona” teoria, która mówi, że żyjemy w symulacji prowadzonej przez nieskończenie bardziej zaawansowaną cywilizację. Ludzie potrafią projektować takie symulacje (oczywiście bardzo proste), przykładem jest „Gra w życie”. Pytanie: czy dostrzegasz jakieś zalety lub wady dwóch sposobów odkrywania praw przyrody: poprzez projektowanie modeli matematycznych (i ich testowanie eksperymentalne) lub przeprowadzanie symulacji?

Jest to oczywiście najpotężniejsze narzędzie, jakim dysponujemy, by odkryć, jak naprawdę działa przyroda (Bóg). Ładną fikcyjną wersję tego procesu można znaleźć w powieści Dana Browna Początek, która opisuje sposób, w jaki algorytm obliczeniowy może powielić procesy prowadzące do powstania DNA, a także (w powieści) znaleźć realistyczne odpowiedzi na pytania takie jak „skąd się wzięliśmy” i „dokąd zmierzamy”. Jestem ciekaw, czy czytałeś tę książkę.

Tak, przeczytałem ją – choć tylko jeden raz. Moje ostatnie pytanie. Czy we Wszechświecie istnieją inne istoty rozumne?

Pytanie powinno brzmieć: „Czy istnieją we Wszechświecie inne struktury molekularne zdolne do samoreplikacji?”. Rzeczywiście, jestem wielbicielem filmowej adaptacji rękopisu książki Kontakt Carla Sagana (i Ann Druyan). Ze względu na ogromną liczbę układów planetarnych we wszechświecie, w których istnieją warunki fizyczne zdolne do podtrzymania jakiejś formy replikujących się cząsteczek (nie muszą one przypominać DNA), nie ma wątpliwości, że we Wszechświecie istnieje olbrzymia różnorodność form życia. Z pewnością istnieją też inne stworzenia, które moglibyśmy nazwać „ludźmi”.

Naturalnie, element czasu musi wejść w grę. Wydaje się oczywiste, że ze względu na wrażliwość form życia na środowisko i ciągłe zmiany w tym środowisku formy życia podlegają zmianom ewolucyjnym i wymieraniu.

Ale oczywiście znam dobrze film Kontakt i wiem też, jak powinna brzmieć odpowiedź na twoje pytanie. Oto ona: „Gdybyśmy byli tylko my, byłoby to straszne marnotrawstwo przestrzeni”.

Bardzo dziękuję za rozmowę.

Jeśli uda nam się tym tekstem skierować choć jednego młodego człowieka ku karierze inżyniera lub naukowca, nasz wspólny wysiłek nie pójdzie na marne. Czy uda nam się jednak stworzyć następny odcinek w sztafecie inspiracji? Być może nie dowiemy się nigdy – tak jak to zapewne było z Arthurem Draperem.

Ale taka jest już dola nauczyciela. Wedle pięknego aforyzmu, który już raz przywołaliśmy, ociera się on o wieczność: nigdy nie dowie się, ku jakim nieskończonościom popchnie słuchaczy swych słów. ■


  1. 1 Wywiad przeprowadzony w lutym 2022. Ponieważ, trawestując słynny greps polskiego polityka, po angielsku ze wszystkimi jesteśmy na ty, przekład na język polski zachowuje tę formę grzecznościową.

  2. 2 Les Johnson, autor książki A Traveler’s Guide to the Stars (Princeton University Press, Princeton, NJ 2022, s. 189–192) opowiedział znamienną anegdotę. Brał udział w badaniu mającym określić, co zaszczepiło w pracownikach NASA ciekawość Przestrzeni i wyjścia poza planetę. Z samego centrum wykresu grzmiały, niczym kulminacyjne crescendo ścieżki dźwiękowej filmu Interlstellar, dwa słowa: „Star Trek”. (przyp. red.).

Prawa natury ludzkiej tajemnicą wojskową

Poznanie prawideł rzeczy i zdarzeńnarzędziem zwycięstwa

Znając długości dwóch boków trójkąta prostokątnego, możemy wyliczyć długość trzeciego. Bez brania do ręki linijki

i bez fatygowania się do miejsca, w którym znajduje się mierzony przedmiot. Ta pozornie trywialna umiejętność ma duże znaczenie praktyczne. Ten, kto potrafi operować na symbolach określających właściwości trójkątów prostokątnych, ma umiejętność zmierzenia wysokości drzewa czy budowli bez spuszczania miarki z jej szczytu.

Ryc. 1. Człowiek o wysokości 1,5 m rzuca cień 4,5, a drzewo 45 metrów. Zadaniem jest obliczyć wysokość drzewa. Odpowiedź to 15 metrów (Trik koncepcyjny: cień jest trzykrotnie dłuższy od obiektu, który go rzuca).

Sztuczki z mierzeniem drzewa naucza się dzieci w szkołach. Przed przejściem do przykładów zaawansowanych, zapamiętajmy to oto rozróżnienie: człowiek wdrapujący się na drzewo, by zmierzyć jego wysokość, poznaje ją w sposób empiryczny. Natomiast ten, kto rozwiązuje szkolne zadanie z cieniem lub operuje na trójkątach pitagorejskich za pomocą przyrządu do mierzenia wysokości drzew, poznaje szukaną wartość analitycznie, stosując do tego swoją wiedzę o prawidłach świata.

Są natomiast sztuczki i formuły matematyczne, które pozwalają na dalece bardziej skomplikowane działania: projektowanie systemów nawigacji GPS czy konstruowanie i kontrolowanie potężnych reaktorów atomowych.

Są fizycy utrzymujący, że rozumieją to [odmianę fizyki kwantowej] tak samo, jak rozumieją, czym są kamienie i szafy. W rzeczywistości rozumieją zgodność teorii z wynikami pomiarów.
Stanisław Lem, Fiasko

Rozwiązania analityczne i empiryczne

Boga nie obchodzą nasze matematyczne trudności. On przelicza empirycznie.
Albert Einstein

Zdolność czytania praw natury i tym samym zdolność do modelowania przyszłych stanów rzeczy jest bardzo często tajna. Więcej – tajność jest warunkiem jej skuteczności, pokonania przeciwnika na polu walki, utrzymania władzy. Kapłani starożytnego Egiptu, mający umiejętność przewidywania zaćmień słońca, mogli za pomocą swojej wiedzy uzyskiwać posłuszeństwo zabobonnych poddanych. O tak, wiedza to władza. I przetrwanie.

Znajomość praw natury daje władzę i zdolność oddziaływania. Taką zdolność należy ukryć i mieć na nią monopol. To podstawowa strategia prowadzenia wojen. Miroslav Žamboch w swojej powieści Wojna absolutna pisze:

Ruch statków kosmicznych pokrywających całą przestrzeń niespodziewanie się zmienił, liczba korekt koniecznych do utrzymania niestabilnych orbit wyraźnie się zmniejszyła. Ktoś zdołał znaleźć analityczne rozwiązanie zagadnienia interakcji zestawu grawitacyjnego o kilku milionach członów. To było absolutnie poza moimi możliwościami. Jak również znanych mi sztucznych inteligencji.

„Rozwiązanie analityczne” odnosi się do opisania praw zjawiska za pomocą wzorów matematycznych, podstawienia danych początkowych i obliczenia przyszłego jego stanu. Gorsza metoda to poznawanie wartości fizycznych poprzez ich mierzenie. Žamboch w innym miejscu swojej powieści pisze:

0–845–56 okazał się jednym z tych osobliwych robotów, które zadania bojowe wypełniały jakby mimochodem, zajmując się przy tym swoimi niejasnymi interesami. Pewnego razu z jakiegoś powodu posłał do sieci trajektorię, którą uważał za optymalną dla nadchodzącej akcji bojowej.
I rzeczywiście, cały atak przebiegł zgodnie z modelem matematycznym, jaki zaprezentował. Przeżył, a razem z nim i ci, którzy go naśladowali.

Zagadnienie można oswoić za pomocą metafory grafiki bitmapowej i wektorowej. Ten sam obraz obiektu można uzyskać na sposób zwykły i „sprytny”:

W przypadku mapy bitowej po lewej obraz zapisany jest w określonej rozdzielczości, za pomocą siatki punktów o przypisanym położeniu i kolorze; obraz wektorowy jest zestawem instrukcji narysowania figury za pomocą trzech par współrzędnych i wypełnienia jej określonym kolorem.

W zależności od zadania i wymaganej dokładności oba rozwiązania mają rozmaite zalety i wady: skalowalność, objętość pliku graficznego, moc obliczeniową potrzebną do wyświetlenia. W przypadku dwóch powieściowych passusów wąskim gardłem, które uniemożliwiało modelowanie sytuacji, były odpowiednio moc obliczeniowa oraz zdolność wykrycia wzorca (praw rządzących polem walki).

Wręcz ikonicznym przykładem powyższych prawidłowości jest stała struktury subtelnej α (w przybl. 1/137). Zawiera ją m.in. tzw. modyfikacja Sommerfelda wzoru Nielsa Bohra na emisje energii przez atom. Modyfikacja uwzględniająca spin elektronu i efekty relatywistyczne pozwala lepiej przewidzieć zachowanie atomu, choć nie uwzględnia tzw. przesunięcia Lamba. Wartość stałej do dziś nie jest wyprowadzona analitycznie – jest pobierana empirycznie metodą obserwacji eksperymentalnej.

Dlaczego trójkąt prostokątny był tajemnicą?

Starożytnym Egipcjanom, którym nauka przypisuje zbudowanie Wielkich Piramid, przypisujemy też umiejętność przewidywania zaćmień słońca. W rękach kapłanów, którzy zarządzali poddanymi faraonów, zdolność predykcji spektakularnych zjawisk, w tym wylewów Nilu, była instrumentem władzy: trzymania w bojaźni i posłuszeństwie pracującego w trudzie ludu.

Skoro pitagorejczycy uznawali pierwsze dziesięć liczb za źródłowe wzorce1 dla wszystkich prawideł kosmosu, geometria potrzebuje jedynie stworzyć odpowiadające im kształty, aby uzyskać wszystkie powszechne rytmy [w muzyce]. Z pierwszych trzech kształtów, które wychodzą z vesica piscis – trójkąta, kwadratu i pentagonu – da się wywieść pozostałe, za wyjątkiem siódemki2.

Vesica piscis (łac. rybi pęcherz; na rysunku powyżej ciemnoszary), to stosowany od starożytności w dekoracjach kształt, w którym i Egipcjanie, i pitagorejczycy doszukiwali się ukrytej boskiej symetrii oraz cegiełki odpowiedzialnej za harmonię Natury. Wiedza o tej symetrii miała znaczenie wielorakie: była, jak już wspomnieliśmy, instrumentem kontroli społecznej. Uchodziła za poświadczenie bycia w kontakcie

z siłami, które stworzyły świat i kierowały jego prawami. Znajomość praw wszechświata dawała prestiż, legitymizację władzy i dominujący status tym, którzy tę wiedzę posiedli.

Złota proporcja i ciąg Fibonacciego

Złota proporcja φ (gr. fi) ma przybliżoną wartość 1,618, a wyliczana jest wzorem

Znany starożytnym złoty podział zdawał się im jedną z tajemnic wszechświata, a zarazem wzorcem podstawowej cegiełki, z której nieprzeliczonych iteracji zbudowany był świat.

Ryc. 5. φ można uzyskać „eksperymentalnie” przez narysowanie cyrklem koła ze środkiem w połowie długości boku kwadratu (E) i z promieniem równym odległości do rogu C. Proporcja długości AF do AB to złota proporcja. φ służy też do rysowania pentagramu foremnego (po lewej), którego dwiema sekcjami są dwa złote trójkąty (1 + 1 + φ).

Ze złotym podziałem powiązany jest ciąg Fibonacciego. Kolejne elementy ciągu uzyskuje się przez dodanie do siebie dwóch poprzednich:

F0

F1

F2

F3

F4

F5

F6

F7

F8

F9

0

1

1

2

3

5

8

13

21

34

W ciąg kwadratów, których długości boków są kolejnymi wyrazami ciągu Fibonacciego, możliwe jest wrysowanie tzw. spirali Fibonacciego.

Intrygującą cechą ciągu jest to, że proporcje dwóch kolejnych wyrazów ciągu dają coraz to lepsze przybliżenie złotej proporcji. Mamy 8÷5=1,6, 13÷8=1,625, a później 31÷21=1,619 i tak dalej.

Najbardziej fascynującym faktem jest to, że powyższe reguły nie są jedynie cechą języka, jakim jest matematyka. One przejawiają się w świecie natury! Jednym z najbardziej znanych przykładów są spirale krzyżujące się na tarczy słonecznika, na której z reguły widzimy 55 i 89 spiral. Wynika to z tego, że zawiązki organów rośliny wyrastają z położonej centralnie tkanki twórczej kolejno pod określonym – „złotym” – kątem (ok. 137,5º). No proszę, rośliny na drodze ewolucji nauczyły się rozwiązywać [empirycznie] skomplikowane problemy inżynieryjne… Sprawiają, że Słowo [z języka, którym Bóg opisał Wszechświat, matematyki] staje się ich ciałem.

Dla ludzi takich jak Albert Einstein, kierujących się tzw. motywacją poznawczą, żądza poznania praw natury wynikała z zupełnie różnych aspiracji:

Chcę wiedzieć, jak Bóg stworzył ten świat. Nie interesuje mnie to czy tamto zjawisko w spektrum jakiegoś pierwiastka. Chcę znać jego myśli; reszta to detale.

Znając właściwości trójkątów pitagorejskich, nie musimy wspinać się na drzewo czy budynek, by zmierzyć ich wysokość. Znając prawa rządzące rozpadem atomów, możemy zasilić energią miasta. Znając teorię względności, aerodynamikę i całe mrowie innych praw, potrafimy wysłać na orbitę okołoziemską sieć satelitów GPS. Poznawszy eksperymentalnie i teoretycznie właściwości chemiczne molekuł, możemy wyprodukować azotany… Ta sama wiedza chemiczna żywi ludzi dzięki nawozom i zabija ich materiałami wybuchowymi. Parafrazując autora Sztuki wojny, kto posiadł znajomość praw natury, jest dla innych Panem Losu.

Dlaczego prawa natury ludzkiej były i są tajne?

Znajomość praw ludzkiej natury to potężny instrument. Władający nim ludzie mają zdolność oszukać i obronić się przed oszustwem; wywołać rewolucję i zapobiec jej. Tytułowa dla tej książki psychohistoria, czyli inżynieria społeczna, to nic innego jak znajomość praw rządzących życiem wielkich imperiów.

Ci, co są u władzy, mogą kierować „motłochem”, dostarczając mu „chleba i igrzysk”. Mogą wysłać ludzi na wojnę, kreując mit świetlanej, pełnej dumy przyszłości. Mogą zaszczepić u siebie i u rywala ideologie, które jednej ze stron przyniosą przetrwanie i chwałę, a drugiej bezład i poniżającą bezsiłę.

Znając prawidła natury ludzkiej, władni mogą budować bardziej stabilne imperia i ustroje społeczne. Mogą sprawić, że własny naród czy pracownicy będą bardziej zmotywowani i wydajni, a ci pracujący u rywala popadną w marazm i ulegną, nie podejmując walki. □

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Ciężka woda i wyścig o bombę

W okresie poprzedzającym II wojnę światową i w jej trakcie miał miejsce wyścig o zbudowanie broni opartej o rozszczepienie atomu – przede wszystkim chodziło o instrument uznawany za najskuteczniejszy, bombę. Kluczową do opanowania umiejętnością było dobranie odpowiedniego moderatora, tj. substancji spowalniającej ruch neutronów w czasie reakcji łańcuchowej rozpadu jąder atomowych. Naukowcy po obu stronach wytypowali dwa: ciężką wodę i grafit.

Alianci wiedzieli, że ciężka woda jest ślepą uliczką. Atak na produkujący ciężką wodę norweski zakład Norsk Hydro, podobnie jak dramatyczna akcja zatopienia promu wiozącego zbiorniki z ciężką wodą przez jezioro Tinn, miały praktyczną wartość zmylenia decydentów niemieckich.

Nota od autora: poniższe przykłady mogą wydawać się niezwiązane z treścią powyższego eseju. Są jednak powiązane ściśle. Opisują bowiem epizody wojen kulturowych, których celem jest albo rugowanie rywala ideologicznego z przestrzeni debaty publicznej, albo zaszczepienie przeciwnikowi oprogramowania umysłowego, które sprzyja rugującemu, np. uniemożliwia tworzenie instytucji kulturowych opartych na prawach faktycznie rządzących światem przyrody i społecznym. Więcej o tym – Temat VII (Wojny Świętych Mężów).
B. Jakość poglądów vs. czystki ideologiczne

Ideologie, a więc struktury przepływu władzy i prestiżu, opierają się na zakłamaniu wizji świata. Przykładem skrajnym takiego zsynchronizowanego działania przez korporacje m.in. VISA, PayPal oraz portal Patreon jest atak na youtubera o pseudonimie „Sargon of Akkad” w 2018 roku. Zainicjowany przez skrajnie agresywnych aktywistów atak na poglądy i osobę youtubera eskalował do tego stopnia, że korporacje takie jak VISA czy Bank of America zerwały natychmiastowo współpracę z Subscribe Star, konkurencyjnym dla Patreon portalem wspierającym twórców, na który przeniósł się zaatakowany3.

C. We władzy zideologizowanych korporacji

Współcześnie bodaj najbardziej niepokojącym instrumentem bazującym na wiedzy o ludziach i ich zachowaniach dysponują potężne, ponadnarodowe korporacje zarządzające interakcjami społecznymi w mediach społecznościowych. Na szczególną uwagę zasługuje firma Jigsaw (wcześniej Google Ideas), podległa holdingowi Alphabet.

Wedle deklaracji na stronie domowej projektu Jigsaw bada zagrożenia dla społeczeństw otwartych. Z bardziej szczegółowych opisów wynika, że działania tego podmiotu obejmują walkę z „toksycznym językiem uciszającym ważne głosy”, co ma ukrócić nienawiść i molestowanie on-line. Jigsaw deklaruje też utrudnianie rekrutowania organizacjom praktykującym agresywny ekstremizm.

To bardzo szczytne ideały, ale tak wszechwładny podmiot jak Alphabet, zajmujący się kontrolowaniem i mapowaniem informacji, jest narzędziem umożliwiającym przejęcie kontroli nad każdym aspektem naszego życia. Mówiąc inaczej, może być i z pewnością jest narzędziem kształtowania naszej percepcji i przestrzeni informacyjnej. Może wpływać na nasze poglądy, nawyki i relacje z ludźmi o podobnej lub odmiennej wizji świata. Użycie narzędzi takich jak Jigsaw, które przetwarzają dane warte miliardy, umożliwiałoby:

Znając typowe „parametry” klasy osób można utrudniać życie im, ale też osobom powiązanym ekonomicznie. Można intensyfikować działania kształtowania ideologicznego dzieci takiej osoby. Możliwości wywierania wpływu formatującego są nieskończone.

Konkretnym przykładem tego, jak można rugować z przestrzeni informacyjnej praktycznie dowolny podmiot, jest incydent kanału WION na platformie YouTube4. Kanał został zablokowany za emisję wypowiedzi ministra obrony Rosji

w marcu 2022 roku pod pretekstem tego, że było to „zaprzeczanie, umniejszanie i trywializowanie dobrze udokumentowanych incydentów przemocy, wliczając w to rosyjską inwazję na Ukrainę”. Kanały dużych mediów zachodnich nie zostały zaatakowane mimo wyświetlenia identycznego materiału ze sfery oddziaływania rosyjskiej narracji wydarzeń.

D. Fałszowanie praw fizyki

Znamienny jest los mieszkańców powieściowego świata Paradyzja (s. 29). Byli oni de facto niewolnikami. Ich właściciele ukrywali nie tylko fakt własnego istnienia, ale też nauczali w szkołach sfałszowanych praw fizyki. To uniemożliwiało mieszkańcom zorganizowanie oporu w trójnasób: byli przekonani o tym, że są wolni i że nie istnieje rząd, który mogą obalić; że planeta znajduje się na orbicie, choć w istocie była odizolowanym osiedlem osadzonym na powierzchni planety.

Przykładem analogicznej mistyfikacji ze świata rzeczywistego może być narracja Stanów Zjednoczonych w kwestii „dnia niesławy”, japońskiego ataku na Pearl Harbor. Wydarzenia geopolityczne, aktywnie kształtowane przez Stany, czyniły taki atak absolutną koniecznością dla Japonii, odcinanej od dostępu do surowców m.in. przez embarga i zamrażanie aktywów. Efektem intrygi była skokowa zmiana nastrojów antywojennych wśród mieszkańców USA.

E. Biznes musi się kręcić

W filmie Informator (1999, reż. Michael Mann), widzimy udramatyzowany obraz rzeczywistego epizodu walki z koncernami tytoniowymi. Koncerny te przekonywały, że nikotyna nie ma właściwości uzależniających. Przy tym jednak do mieszanki wypełniającej papierosy dodawały substancje, które wzmacniały efekt uzależnienia.

Ryc. 7. Na powyższej, imponującej wizualizacji CGI lokalizacja platform startowych dla rakiet nie uwzględnia m.in. strefy bezpieczeństwa marsjańskiego osiedla mieszkalnego. Szerokość takiej strefy na Ziemi wynosi 5 km. (Grafika: SpaceX)

Współczesnym przykładem fałszowania praw fizycznych do celów komercyjnych jest wizja kolonizacji Marsa roztaczana przez Elona Muska. Wizja formowana od połowy drugiej dekady XXI wieku nie uwzględnia m.in. problemów z brakiem na Marsie pola magnetycznego (konieczność lokowania osiedli pod powierzchnią), obecności w glebie marsjańskiej toksycznych dla człowieka związków chloru i wielu innych „detali technicznych”, takich jak długotrwałe eksponowanie organizmu ludzkiego na brak lub znacznie zmniejszoną grawitację (rozprężanie układu kostnego).

F. FFT – algorytm, z którego utkana jest współczesna cywilizacja

Algorytm to ciąg czynności (procedura) potrzebnych do realizacji zadania lub rozwiązania problemu. Obrazowo mówiąc, algorytmy są odpowiednikiem wielokrążka, który umożliwia m.in. podnoszenie ciężarów przy użyciu o wiele mniejszej siły.

Szybka transformacja Fouriera to algorytm, który umożliwia nadzwyczajną efektywność w zdolności analitycznego dostrzegania prawidłowości oraz prognozowania przyszłych stanów rzeczy.

Pierwotnie został „odkryty” przez Karla Gaussa w 1805 roku do interpolacji orbit planetoid (»III.3.A). Nie dostrzegł on jednak potencjału tego algorytmu w zadaniu redukcji ilości obliczeń – dla jego problemu kwestia wydajności nie była istotna. Ale „właściwy czas” na algorytm FFT nadszedł, gdy w rozwoju technologii zaczęła liczyć się moc obliczeniowa.

FFT wnieśli do naszej cywilizacji dwaj amerykańscy naukowcy w latach 60. XX wieku. Ich zadaniem było zidentyfikowanie wstrząsów sejsmicznych powstałych przy nielegalnych próbach nuklearnych. Dzięki analizie cykliczności dało się niezwykle wydajnie rozdzielać wykres wstrząsów sejsmicznych (podobnych do dźwięku) na składowe, w tym więc i te wywoływane przez eksplozje nuklearne.

Ryc. 9. W najprostszym przykładzie dźwięku rejestrowanego przez mikrofon zadaniem jest rozpoznanie wzorców dźwięków w danych wejściowych (w różnicach ciśnienia dynamicznego cząstek powietrza).

„Myk” algorytmu polegał na tym, że do konstrukcji krzywych matematycznych (i ich projekcji poza zestaw danych empirycznych, a więc do predykcji) nie wykorzystywał symetrii w zestawie danych, ale ich cykliczność. W rezultacie wraz z ilością punktów danych ilość obliczeń wzrastała już liniowo, a nie wykładniczo – prosto w obszar niemożliwego. Przy analizie częstotliwości sygnałów w elektronice stanowiło to więcej niż rewolucyjny przełom.

Przykład zaawansowany pochodzi z powieści Kolory sztandarów Tomasza Kołodziejczaka. Naukowcy szukali kryterium, wedle którego kosmiczni obcy porywali i okaleczali porywanych ludzi:

Próba podzielenia ludzi ze względu na wiek, grupę krwi […] i tym podobne czynniki nie przyniosła żadnych sensownych rezultatów. […] A jednak superszybkie komputery po drobiazgowej analizie zdołały wyłonić z chaosu danych pewną prawidłowość. Ustalono blisko sto cech, […] Były to bardzo różne parametry i nic dziwnego, że analitycy tak długo nie mogli sobie dać z tym problemem rady. Długość stopy, poziom czerwonych krwinek, dolna granica słyszalności dźwięków... Obecność pewnych genów recesywnych w DNA komórkowym.

Kluczowe prawidło: rekonceptualizacja problemu i motywacja do jego efektywnego rozwiązania (ekonomia wysiłku) jest impulsem do wykształcenia narzędzi dających zdolność predykcji i dostrzegania prawidłowości. Te zaś są instrumentami kontroli nad geografią decyzji, przebiegiem rozgrywki oraz losem jej uczestników.

Zastosowanie szybkiej transformacji Fouriera umożliwiło wykrywanie prób nuklearnych, których prowadzenie naruszało traktaty i mogło prowadzić do uzyskania przewagi technologicznej przez jedną ze stron zimnej wojny. Trudno o lepszy przykład tego, jak znajomość praw natury i opanowanie koncepcyjne narzędzi postrzegania może dać kluczową przewagę: pozwolić zbudować szybszy i lepiej dostrojony do rzeczywistości ośrodek decyzyjny, wymodelować silnik rakiety hipersonicznej czy wyposażyć ultranowoczesny myśliwiec w szybszy i sprytniejszy komputer sterujący uzbrojeniem.

G. Wizja filozofii cywilizacji oraz ci, których kośćmi do gry są kości ludzkie

Wróćmy do motta tej książki (s. 5). Pomyślmy, w jak niezwykłe algorytmy i modele mentalne uzbrojeni są kosmiczni obcy opisywani przez Mikio Kaku.

Sprytne rekonceptualizacje przenoszą zadanie z przestrzeni nieopłacalnego i niemożliwego – a wręcz cudu – w obszar robienia czegoś z nadludzką łatwością. Archimedes, antyczny wynalazca wielokrążka, mógł dokonać takiego „cudu”: wedle legendy, dzięki systemowi wielokrążków mógł w pojedynkę, jedną ręką, poruszyć całym okrętem.

Posiadanie wglądu w istotę rzeczy i prawa natury starożytnym Świętym Mężom daje zdolność natchnionego realizowania celów praktycznych. Filozofia wuwei, czyli minimalizacji wysiłku poprzez działanie w sposób i w chwili, w której dostrojenie się do stanu świata pozwoli uzyskać przełożenie minimalnego wysiłku na maksymalny efekt.

Nasze oprogramowanie mentalne (kulturowe) to niewiarygodnie skomplikowany system algorytmów, wglądów, wizji, dorobku koncepcyjnego i „myków”. Dana cywilizacja przez stulecia i tysiąclecia je odkrywa, znajduje dla nich zastosowanie i zaprzęga do walki o przetrwanie. To oprogramowanie może być lepsze lub gorsze. Może zawierać więcej algorytmów i „mentalnych wielokrążków” lub mniej. Międzypokoleniowy przekaz tego oprogramowania i wydajność jego funkcjonowania można przerwać łatwiej lub trudniej.

Mistrzowie Wojowania w Sztuce wojny zaprzęgają wgląd w prawa natury do pokonania wroga bez bitwy czy wojny. Sun Zi pisze:

Wódz, co zwycięstwo osiąga sposobem takim, iż postronni je dostrzegają, nie jest mistrzem największym.

Wódz natchniony i władca natchniony dla zwykłych śmiertelników staje się półbogiem, niczym Aleksander dla swoich żołnierzy podbijających świat z niepowstrzymanym impetem, niczym Einstein dla młodych adeptów fizyki. Nic dziwnego, że zwykli śmiertelnicy – ślepi na tę wizję – przekładają termin wuwei na „filozofię niedziałania”.

Ten Czytelnik, w którego umyśle powyższa wizja skrystalizuje się niespodzianie i przyprawi o wstrząs nagłego zrozumienia, o dreszcz stawiający sztorcem włoski na rękach, poczuje to, co poczuł inspektor Finch, bohater filmu V for Vendetta. Zobaczy przez mgnienie, a może nieco dłużej, jak idee, zdarzenia, procesy, fakty świata są w mistyczny wręcz sposób ze sobą połączone… by być symfonią, której partyturę improwizują skryci w mroku, tajemniczo uśmiechnięci wirtuozi – Święci Mężowie.

To ich wola, pospołu z prawami natury, kształtuje koryto, którym mknie ku swojemu przeznaczeniu rwący potok ludzkich mas. Ten impet jest Mocą opisaną w Sztuce Wojny. Jest siłami psychohistorii, opisanymi w powieści Fundacja. Tkanką tej niepowstrzymanej siły jest życie i śmierć porwanych nurtem żywiołu ultrakooperacji oraz innych zjawisk i praw. Tą tkanką – wedle poetyckiej metafory starożyt-nego chińskiego mistrza – wszyscyśmy niczym krągłe kamienie i bale pędzące z hurgotem w dół stromego zbocza. ■


  1. 1 W oryginale ang. seed patterns.

  2. 2 Michael S. Schneider, A Beginner’s Guide to Constructing the Universe,

    HarperCollins , New York 1994, s. 35.

  3. 3 PayPal Bans SubscribeStar After the Site Is Targeted by Activitists, https://reclaimthenet.org/paypal-bans-subscribestar-after-the-site-is-targeted-by-activitists/ [dostęp: 2022.03.26].

  4. 4 Tech giant YouTube forced to unblock WION after global outrage, https://www.tiktok.com/@wionews/video/7079370344418643205 [dostęp: 2024-03-16].

Matematyką zbudowany świat

Matematyka jako narzędzie budowania zdolności predykcyjnych

Dlaczego współcześnie numery seryjne sprzętu wojskowego nadawane są losowo?

Odpowiedzi dostarcza epizod wojenny zwany problemem niemieckich czołgów. Rozwiązanie problemu jest idealnym dowodem na to, że czasami wystarczy trochę matematyki, aby osiągnąć rezultaty lepsze niż skomplikowane zabiegi kosztujące zasoby i życia ludzkie. Narzędzie statystyczne użyte do rozwiązania problemu niemieckich czołgów nosi nazwę: „dyskretny rozkład równomierny/jednorodny”. Jako narzędzie koncepcyjne pozwala oszacować maksymalną wartość ciągu, gdy jest znana „skończona liczba wyników o jednakowym prawdopodobieństwie wystąpienia”.

W czasie II wojny światowej alianci starali się określić wydajność niemieckiej machiny wojennej. Poznanie liczby czołgów produkowanych miesięcznie w III Rzeszy pozwalało optymalnie balansować przekierowaniem własnych zasobów. Pozwalało planować nasycanie czołgami formacji rzucanych na planowane kierunki ataku.

Równolegle podjęto wysiłki wywiadowcze i poproszono o pomoc matematyków. Ci ostatni zastosowali następujący wzór, w którym n to szacowana liczba czołgów, m to najwyższy numer w próbce, a k to liczba próbek. Próbkami były numery seryjne czołgów zdobytych w walce.

„Sztuczka” polega na tym, że przy losowym poborze próbek, każda z nich jest rozmieszczona równomiernie w ciągu wyprodukowanych maszyn (numery seryjne są „pobierane” z ciągu liczb naturalnych).

Już po wojnie okazało się, że to właśnie matematycy uzbrojeni w znajomość praw statystyki byli najbliżej prawdy. „Bez wychodzenia z domu” dostarczyli oni wynik prostej kalkulacji statystycznej, opartej na wartości numerów seryjnych zdobytych czołgów:

Miesiąc statystyczny

Szacunek

Szacunek wywiadowczy

Niemieckie archiwum

1940-06

169

1000

122

1941-06

244

1550

271

1942-08

327

1550

342

Schemat poszukiwań człowieka za burtą

Straż Wybrzeża Stanów Zjednoczonych posługuje się zestawem schematów kursów poszukiwań obiektów unoszących się na morzu. Najciekawszym z nich jest wzorzec poszukiwań sektorowych Victor Sierra.

Realizacja tego schematu w obszarze koła ze środkiem w miejscu zgłoszonego incydentu (ostatnia znana pozycja), z promieniem poszukiwań o długości równej np. 1 minucie ruchu ratowników lub dwóm milom, daje na GPS mniej więcej taki zapis kursu (przy znoszeniu przez prądy z prędkością około trzech węzłów):

Ryc. 1. Zapis trasy według odczytu GPS

Jak komendant oceni pracę załogi jednostki poszukiwawczej? Powie: „Brawo, panowie. Dobra robota!” – i nie będzie to sarkazm. Z uwzględnieniem przemieszczania się mas wody, jednostka realizowała następujący schemat:

Ryc. 2. Trasa przebyta względem mas wody. W centrum obszaru poszukiwań wyrzuca się boję, która dryfuje wraz masą wody. Ratownicy obierają kurs na pkt. A, utrzymują go przez minutę i dokonują nawrotu 120º w prawo, do punktu B. Po kolejnej minucie domykają trójkąt: ale nie przez kolejny zwrot o 120º. Nakierowują się na boję umieszczoną w przemieszczającym się centrum obszaru poszukiwań1. Zdjęcie po prawej: karta-ściągawka dla sterującego jednostką poszukiwawczą, której obrotowy element ułatwia ustawienia kursu.
Matematyka protezą naszych zmysłów i prymitywnych, błędnych percepcji

Narzędzie koncepcyjne oraz metody opisywania i obserwacji świata są przedłużeniem… uzupełnieniem nie tylko naszych zmysłów, ale też naszych procedur i zdolności dostrzegania wzorców i prawideł świata. Stanisław Lem w eseju Mój pogląd na świat pisze:

Język etniczny jako szerokopasmowy polisemantyczny nośnik informacji, oraz matematyka, jako z tego języka (z tych języków) wywiedlny język wąskopasmowy o silnie wzmożonej „precyzyjnej” ostrości, stanowią tu nasze „macki”, nasze kule (inwalidzkie), nasze „protezy”. Jednak podobnie jak ślepiec, postukując o kamienną posadzkę swoją białą laską, słuchem stara się rozpoznać, czy znajduje się w pokoju, czy na ulicy, czy w nawie świątyni, tak i my owymi (matematycznymi) protezami „wystukujemy” sobie to, co znajduje się poza obszarem naszego sensorium.
Język wszechświata i zdolność predykcyjna

Prawidła rządzące zjawiskami dadzą opisać się językiem matematyki, dokładnie tak, jak to głosił Galileusz (pełny cytat na s. 79). Jednak słynne twierdzenie Galileusza jest tylko twierdzeniem. Liczy się zastosowanie praktyczne.

Generatorem zastosowań praktycznych metody naukowej jest inżynieria. Obie należy postrzegać jako narzędzia generowania zdolności predykcyjnej i sprawczości. Innymi słowy, produktem nauki mają być użyteczne modele prawideł:

Teoria ma dawać moc predykcyjną.

To właśnie ta cecha jest wyznacznikiem jakości twierdzeń naukowych. Moc predykcyjna to coś dalece ważniejszego niż „moc wyjaśniająca” i „moc opisująca”. □

Porady praktyczne i przykłady

A. Matematycy, a nie astronomowie, odkrywcami planety

W 1821 roku astronom Alexis Bouvard sporządził tabelę różnic między teoretycznie wyliczonymi, a rzeczywistymi parametrami ruchu siódmej planety Układu Słonecznego, odkrytego czterdzieści lat wcześniej Urana. W 1846 roku, dwaj matematycy, Francuz Urbain Le Verrier oraz Anglik John Couch Adams, niemal jednocześnie opublikowali swoje predykcje lokalizacji kolejnej planety.

Ryc. 3. Fragment opisu parametrów orbity Neptuna z doniesienia Adamsa2

Obserwacyjnego odkrycia planety Neptun dokonał Johann G. Gale w trzy tygodnie po ukazaniu się wyliczeń. Na osobną uwagę zasługują pomyłki w wyliczeniach obu matematyków. Wynikały one z zastosowania w obliczeniach reguły Titusa-Bodego, arytmetycznej formuły, która w znanej ówcześnie formie nie sprawdzała się we wszystkich przypadkach empirycznych.

B. Jest kwiat, ale co go zapyla?

Angraecum sesquipedale to gatunek orchidei endemiczny dla Madagaskaru. Jego cechą szczególną jest bardzo długa ostroga – kanał zawierający na końcu nektar. Żaden znany owad nie mógł go dosięgnąć, by dokonać zapylenia. Jeden odkryty w 1822 roku kwiat otrzymał Karol Darwin.

Naukowiec wygłosił wtedy predykcję odkrycia owada zapylającego. Wedle teorii ewolucji musiała istnieć ćma, która wyewoluowała równolegle. Symbioza obu organizmów oferowała ćmie monopol, a kwiatowi preferencję zapylenia przez owada. Owad, Xanthopan morgani, został odkryty dwadzieścia lat później.

C. Model okresowości i właściwości pierwiastków

Tablica okresowa pierwiastków, stworzona przez Dmitrija Mendelejewa, pozwoliła mu stawiać hipotezy o istnieniu i przewidzieć właściwości nieodkrytych jeszcze pierwiastków chemicznych, telluru i jodu.

Autor konkurencyjnego układu okresowego pierwiastków, Julius Lothar Meyer, nie pozostawił w swoim układzie pustych miejsc na pierwiastki nieodkryte, co sprawiło, że jego dzieło zawierało błędy łatwe do stwierdzenia przez chemików, a przede wszystkim nie pozwalało hipotezować o pierwiastkach nauce nieznanych. Obu naukowcom przeszkadzało to, że w chwili powstawania ich układów nie rozumiano dobrze prawideł rządzących okresowością pierwiastków. ■


  1. 1 Na podstawie US Coast Guard Addendum…, https://www.dco.uscg.mil/Portals/9/CG-5R/manuals/COMDTINST%20M16130.2F.pdf [dostęp: 2024.03.12].

  2. 2 John Couch Adams, On the perturbations of Uranus. Appendices to various nautical almanacs, Listopad 1846, s. 265–293.

Zaćmienie na krańcu świata

Eksperymentalne potwierdzenie teorii względności

Teoria względności przewiduje efekt soczewkowania grawitacyjnego: światło przechodzące w pobliżu gwiazd i galaktyk odkształca się. Albert Einstein pewnego razu natrafił na liczący sto lat tekst francuskiego astronoma o rozbieżności faktycznej i przewidywanej teoretycznie orbity Merkurego wokół Słońca. Autor starał się potwierdzić eksperymentalnie teorię Newtona – bez powodzenia. W swoich notatkach Einstein pisze, że wiedział dobrze, iż natrafił na coś bardzo ważnego.

Kiedy wyjaśniamy coś, co już się stało, jest to nieciekawe – nie prowadzi do odkryć. Dlatego Einstein dokonał predykcji. Einstein nie zaprojektował teorii po to, by wyjaśnić obserwowane fakty. Wykorzystał ruch Merkurego do sprawdzenia, czy już istniejąca teoria dobrze przewiduje przyszłość.

Matematyczne zasady filozofii naturalnej

Philosophiæ Naturalis Principia Mathematica to dzieło Isaaca Newtona z 1687 roku, które pozwoliło zajrzeć przez ramię Bogu na sposób, w jaki ustanowił on prawa wszechświata. To dzieło, które dawało ludziom do ręki aparat matematyczny mechaniki klasycznej, co umożliwiało precyzyjne przewidywanie zdarzeń w naszym codziennym świecie. Zawierało wzory na prawa ruchu planet, które Kepler wcześniej pozyskał drogą obserwacji.

Newton definiował grawitację jako siłę przyciągania oddziałującą między dwiema masami. Dzieło Newtona pozwalało realizować oparte na wyliczeniach matematycznych predykcje zachowania i ciał na ziemi, i ciał niebieskich. Oba światy zostały koncepcyjnie opisane przez ten sam zestaw praw. To było absolutnie przełomowe osiągnięcie.

„Nowa teoria wszechświata”

Ale Albert Einstein w 1915 roku opublikował swoją ogólną teorię względności, która sprawę postawiła na głowie. Grawitacja to wpływ, jaki na geometrię przestrzeni wywierają ciała zbudowane z materii. Jedną z konsekwencji takiej wizji świata jest to, że planety Układu Słonecznego nie poruszają się po elipsach wokół Słońca, a po liniach, o których decyduje oddziaływanie grawitacyjne jego masy.

Zgodnie z takim ujęciem, światło gwiazd zza tarczy słonecznej będzie w widoczny sposób odkształcane w studni grawitacyjnej słońca. Tak sformułowana „predykcja” dała się zweryfikować przez eksperyment.

Polowanie na zaćmienie słońca

Eksperyment miał polegać na porównaniu fotografii wybranej sekcji pola gwiazdowego – dookoła słońca w czasie zaćmienia oraz nocą. Potrzebne było pełne zaćmienie słońca.

Już kilka lat wcześniej Einstein rozmawiał z astronomami, prosząc ich o wizerunki pól gwiazdowych w tle Słońca. Jako pierwszy odpowiedział niemiecki astronom Erwin Finlay-Freundlich. Analizował on archiwalne zdjęcia zaćmień, ale nie były one dostatecznie dokładne.

Freundlich nie poddawał się. Zebrał fundusze i wyprawił się na Krym, aby zrealizować obserwacje. Traf chciał, że akurat wtedy wybuchła Wielka Wojna. Ekipa Freundlicha została aresztowana przez Rosjan, a ich instrumenty zarekwirowano. Na Ukrainie pojawili się też astronomowie z Ameryki. Uniknęli aresztowania, ale zachmurzenie nie pozwoliło im dokonać obserwacji.

Następne pełne zaćmienie miało nastąpić w 1919 roku. Wyruszyły dwie ekspedycje. Jedna udała się na wysepkę Príncipe na zachodnim wybrzeżu Afryki, a druga do miasta Sobral w Brazylii. Obu wyprawom dopisało szczęście – wolne od chmur niebo pozwoliło przeprowadzić obserwacje fazy pełnego zaćmienia przez pełne 5 minut.

Ma się rozumieć, predykcji trasy pełnego zaćmienia dokonano za pomocą starej teorii, dostatecznie użytecznej do tego typu zastosowań. Teoria musi być zdolna do przewidzenia nowych zjawisk i dawać wytłumaczenia dla starych.

Wyniki

Dnia 7 listopada 1919 wyniki opublikowano w „The Times of London”. Zestawienie zdjęć z Sobral wykazało, że odchylenia pozycji gwiazd są takie, jakie przewidywała teoria Einsteina – 1,75 sekundy łuku. Teoria Newtona przewidywała odchylenie połowy tej wartości.

Warto jednak dodać, że Einstein miał duże szczęście w tym, że obserwacje w roku 1914 nie udały się. W tamtym czasie obliczenia przewidywanych przesunięć w pozycji gwiazd były obarczone błędami, które Einstein wykrywał i poprawiał. W rezultacie w 1919 roku predykcje były znacznie dokładniejsze. Mogło się okazać, że obserwacje z Krymu stałyby się dowodem na wadliwość teorii. ■

Nauka i metoda naukowa

Poznawanie świata metodami racjonalnymi

Świat zobaczyć w Ziarenku Piasku
Niebo w Dzikiej Roślinie
Nieskończoność uchwycić w ręku
A Wieczność w godzinie.
William Blake

Funkcja nauki i religii

Systemy myślowe oparte na religii są bezsilne w tym sensie, że nie dysponują narzędziami pozwalającymi na zrozumienie budowy i zasad działania świata. Ich funkcją naczelną jako instytucji nie jest generowanie pojęć i koncepcji służących do kontroli nad środowiskiem. Funkcją systemów religijnych jest takie programowanie cywilizacyjne i kulturowe wyznawców, które pozwala im w sposób doraźny i długoterminowy podtrzymać swoje istnienie, budując m.in. wspólny mit i dyscyplinując do ultrakooperacji (s. 538).

Wszelkie działanie i przeciwdziałanie są w takich systemach realizowane za pomocą czynników duchowych, aktywnie ingerujących w świat ludzi. Wola nadprzyrodzonych czynników sprawczych jest regulatorem zachowań społecznych.

Religia jest więc w tym sensie zgodna z prawami natury, że jest sposobem grup ludzi na dostrajanie swoich instytucji kulturowych, obyczajów i zachowania do prawideł i okoliczności rządzących ich przetrwaniem.

Zgodność i niezgodność religii oraz nauki jest więc kwestią drugorzędną, przygodną. Konflikt wynika z tego, że religijne systemy kontroli społecznej są zwykle instytucją, która legitymizuje władzę polityczną – a więc nawet atak merytoryczny postrzegany jest jako kontestacja tego autorytetu (s. 476).

Konflikt świeckiej i religijnej wizji świata następuje m.in. wtedy, gdy dogmaty religijnie uniemożliwiają grupie ludzi podjęcie współzawodnictwa z grupami konkurencyjnymi lub funkcjonowanie w społeczności. Uproszczonym przykładem może być opowieść zaprezentowana w filmie Rydwany ognia (1981, reż. Hugh Hudson). Bohater, lekkoatleta, staje wobec dylematu: finałowy bieg, w którym jest faworytem, odbywa się w sobotę, szabas, w którym to dniu praca jest zabroniona.

Źródło prawdy i fundament podejścia naukowego

Zasadniczą kwestią odróżniającą naukę od systemów religijnych i magicznych jest wsparcie na rozumowym sposobie opisywania i wpływania na rzeczywistość. O ile w religijnym ujęciu świata prawda o świecie jest objawiona, to w nauce podstawą przekonań i powstających teorii jest argument. W naukowej wizji świata wiedza o świecie jest:

Kluczową cechą wspólną wszystkich tych trzech cech jest eliminacja z procesu poznawczego patologii wynikających z hierarchicznej natury funkcjonowania wspólnot ludzkich.

Przyjmuje się, że nauka nowożytna zaistniała pod koniec XVI i na początku XVII wieku, a jej „twórcami” byli m.in. Francis Bacon (1561–1626) i Johannes Kepler (1571–1630). Co ciekawe, istniejące od czasów średniowiecznych uniwersytety nie są kolebką współczesnej nauki. Nowożytna nauka kształtowała się dzięki pracy niezależnych badaczy i naukowców, czasami zrzeszonych w rozmaitych stowarzyszeniach naukowych, często nazywanych akademiami.

Członkami takich akademii mogli być ludzie wywodzący się także z niższych warstw społecznych, o ile tylko mogli legitymować się talentem lub pomysłem. Nie musieli znać ani greki, ani łaciny, ani innych przedmiotów wykładanych na uniwersytetach.

Paradygmat nauki i obraz świata

Cztery kluczowe pojęcia leżą u podstaw systemu zdobywania wiedzy o prawach natury zwanego nauką:

Twierdzenie obiektywne

Twierdzenie subiektywne

Woda to H2O

Woda jest bez smaku

opisuje świat.

odnosi się do postrzegania świata.

Stanisław Lem w Summa Technologiae tak opisał cele, jakie winny przyświecać osobie parającej się nauką:

Dokładne wyizolowanie tego, co przedstawia, od świata własnych przeżyć, oczyszczenie obiektywnych faktów i wniosków z subiektywnych emocji, ideał ten jest artyście obcy. Inaczej mówiąc, człowiek jest uczonym tym bardziej, w im większym stopniu zmusi własne człowieczeństwo do milczenia, tak aby przemawiała przezeń niejako sama Natura, artysta natomiast jest nim tym bardziej, im bardziej narzuca nam samego siebie, całą wielkością i ułomnością swojego niepowtarzalnego istnienia. To, że postaw tak czystych nigdy nie spotkamy, świadczy o niemożliwości ich pełnego urzeczywistnienia, bo w każdym bodaj uczonym jest coś z artysty i w każdym artyście coś z uczonego – mówimy jednak o kierunku dążeń, a nie o ich nieosiągalnej granicy.

Twierdzenie niewartościujące

Twierdzenie wartościujące

Śnieg jest biały

Wybieram wolność lub śmierć

opisuje świat.

odnosi się do zasad moralnych i ma wpływać na zachowanie odbiorcy.

Sceptycyzm metodyczny, jedna z odmian sceptycyzmu, jest metodą uzyskiwania poznania najlepszego z możliwych do uzyskania. Polega na kwestionowaniu twierdzeń w celu dotarcia do pewnych lub takich, w które wątpić się już nie da. Dla Kartezjusza (1596–1650), twórcy „metodycznego zwątpienia”, ostatnim ogniwem takiego odrzucania sądów coraz mniej niepewnych było jego słynne „myślę, więc jestem” – jedyne, czego można być pewnym, to istnienie podmiotu myślącego1.

Sceptycyzm Karla Poppera (1902–1994), opisany w eseju O metodzie naukowej, zasadza się na prostym spostrzeżeniu. Zazwyczaj teorie mają postać „wszystkie A są B”. Na przykład „wszystkie ciała materialne przyciągają się”, „wszystkie łabędzie są białe”. Aby udowodnić fałszywość teorii, wystarczy znaleźć jedno A, które nie jest B. Aby potwierdzić prawdziwość teorii, należałoby sprawdzić wszystkie A, co często z praktycznych powodów nie jest możliwe. Aby dokonać pełnej weryfikacji należałoby przebadać wszystkie rzeczy we Wszechświecie – nie tylko istniejące teraz, ale też w przeszłości. Innymi słowy,

możliwe jest poparte całkowitą pewnością odrzucenie teorii, jednak nie jest możliwe całkowicie pewne przyjęcie teorii.
Podatność na sprawdzenie eksperymentalne

Według Karla Poppera kluczową cechą twierdzeń naukowych odróżniającą je od nienaukowych, jest ich podatność na weryfikację i sprawdzanie eksperymentalne (refutację):

Twierdzenie i teoria naukowa powinny być tak zbudowane, aby dało się zweryfikować (na przykład przez eksperyment) ich prawdziwość lub zakres sytuacji, w których opisują zjawiska realnego świata.

Teoria naukowa

Teoria nienaukowa

We wtorek 24 maja w Warszawie nastąpi zaćmienie słońca

Wg psychoanalityka, określony stan pacjenta wyklucza śnienie przez niego określonego snu

Wystarczy poczekać do wskazanej daty i pojawić się we wskazanym przez teorię miejscu, aby móc zweryfikować przewidywany przez teorię fakt.

Gdy pacjentowi taki sen się przyśni, psychoanalityk – zamiast przyjąć to jako dowód obalający jego teorię – wyjaśnia, że pacjent dokonał projekcji swojej nienawiści z nieżyjącego ojca na lekarza.

Czym precyzyjniej sformułowana jest teoria, tym łatwiej ją obalić bądź potwierdzić.

Teorie są elastyczne i pozwalają naciągnąć wynik eksperymentu do oczekiwań broniącego teorię.

Porady praktyczne,spostrzeżenia i przykłady

A. Przestrzegaj wytyczne naukowego poznawania świata

Potoczne widzenie i opisywanie świata od podejścia naukowego różni się celem głównym. Motywacja opisywania świata może być chęcią dominowania w otoczeniu społecznym, a może być pragnieniem poznania zasad rządzących biegiem rzeczy. Wiedza powinna być powołaniem, a nie sposobem osiągania pozycji społecznej. Zastanów się, czy chcesz po prostu zrobić karierę, czy też chcesz być malutką cegiełką w gmachu, którego budowa trwała i trwać będzie. Czy nauka to dla ciebie sposób na wzbudzenie zainteresowania otoczenia, czy też sposób życia i próba Zrozumienia? Do tego problemu odnosi się słynne stwierdzenie Maxa Plancka:

Nauka postępuje z każdym nowym pogrzebem.

Oznacza ona tyle, że nowa prawda naukowa nie triumfuje, przekonując swoich przeciwników i sprawiając, że przejrzą na oczy, ale raczej dlatego, że jej przeciwnicy w końcu umierają i wyrasta nowe pokolenie, które nie jest uwikłane w mechanizmy prestiżu i budowania kariery oraz przyznania się do głoszenia błędnych teorii przez całe życie.

Oto kilka zasad, których warto przestrzegać celem wytrenowania naukowego sposobu patrzenia na świat:

Trzeba podważać wszystko, co się da podważyć, gdyż tylko w ten sposób można wykryć to, czego podważyć się nie da.

Tadeusz Kotarbiński

Zbliżyć się do prawdy nie jest jednak łatwo. Jest tylko jedna droga ku niej, droga przez nasze błędy. Tylko na własnych błędach możemy się uczyć; i tylko ten się nauczy, kto jest gotów oceniać błędy innych jako kroki ku prawdzie; oraz ten, kto poszukuje własnych błędów, aby się od nich uwolnić.

Karl E. Popper

Stań przed faktem jak małe dziecko. Bądź gotów porzucić wszystkie dotychczasowe teorie, krocz pokornie drogą, którą wskazuje Natura. Inaczej – niczego się nie nauczysz.

Thomas H. Huxley

Poniższa deklaracja ideowa Karla Poppera brzmi niemal jak wyznanie wiary:

Każdy intelektualista ponosi bardzo specyficzną odpowiedzialność. Posiada przywilej i stosowność studiowania. Winien więc swym bliźnim (bądź „społeczeństwu”) przedstawić wyniki swych studiów w najprostszej, najklarowniejszej i najbardziej zwięzłej formie. Najgorsze, co intelektualiści mogą zrobić – grzech przeciwko Duchowi Świętemu – to pozować na wielkich proroków i epatować swoich bliźnich tajemniczymi filozofiami. Kto nie potrafi mówić prosto i jasno, ten powinien milczeć i pracować nadal, aż będzie mógł tak uczynić.
Co się w ogóle da powiedzieć, da się jasno powiedzieć; o czym zaś nie można mówić, o tym trzeba milczeć.

Kryterium prostoty Popper opisuje tak:

Wybór możliwości najprostszej wydaje się decyzją racjonalną i uzasadnioną. Po co komplikować sytuację, gdy jest ona prosta? Jeśli jednak zastanowimy się nad tym, to dostrzeżemy w tym wyborze pewne niebezpieczeństwo i dużą dozę dowolności.
Pojawia się pytanie, dlaczego matematycznie najprostsza zależność wiążąca obie wielkości ma być najlepsza? Po pierwsze ma ona wiele zalet, na przykład pozwala na wykonanie najprostszych obliczeń i przewidywań. Po drugie, gdy w zbiorze możliwych równań opisujących zaobserwowany związek występuje równanie wyróżnione – najprostsze – to sam fakt jego wyjątkowych własności formalnych skłania do wybrania go jako prawidłowej odpowiedzi.
Musimy jednak pamiętać, że jest to wciąż wybór dowolny. Dla skończonego zbioru punktów na płaszczyźnie, jednoznacznie wiążących wartości dwóch wielkości mierzonych, istnieje nieskończenie wiele funkcji porządkujących te punkty, to znaczy przechodzących przez nie. Gdy wybieramy funkcję najprostszą z pewnej klasy możliwych funkcji, do których dane wyniki pasują, to kierujemy się kryterium prostoty.

W książce Świat harmonii i chaosu Michał Tempczyk dodaje komentarz odnośnie przybliżeń do prawdy:

Naukowiec po przebadaniu pewnej klasy możliwości opisu […] podaje wyniki w postaci wielu formuł, do których WYSTARCZAJĄCO DOBRZE PASUJĄ zgromadzone dane. […] Przeważnie jednak jest tak, że istnieje wiele równie dobrych statystycznie rodzajów uporządkowania tych danych.

Jednak w absolutne sedno tego, czym jest mentalność

naukowca, trafia anonimowe:

„Ufaj nauce” to najbardziej antynaukowe twierdzenie świata. Sposobem uprawiania nauki jest kwestionowanie jej twierdzeń2.
Pewność sądów w nauce

Pewność twierdzeń nauki trafnie skomentował J.W. Goethe w Fauście:

A co dotyczy pewności, nie było człowieka,
ni będzie,
Co by ją posiadł o bogach lub o innej jakiej bądź
sprawie.
A gdyby nawet przypadkiem najtrafniej sądził,
to nigdy
Sam tego świadom nie będzie:
bo złuda jest wszystkich udziałem.

Działaj, zakładając, że nigdy nie dojdziesz „Prawdy”. Nasze teorie zawsze będą jedynie przybliżeniem, będą miały wartość pragmatyczną, tzn. będą skutecznie prowadziły nas do wynalazków. Mogą być wewnętrznie spójne, mogą jednocześnie trafnie przewidywać zdarzenia bądź zjawiska, jednak będą nadal tylko niedoskonałym i żałosnym obrazem rzeczywistości.

Ta seria spostrzeżeń, maksym i bon-motów doprowadziła nas do podsumowania całego wywodu, do słów Thomasa H. Huxleya:

Nauka to nic innego jak wytrenowany i zorganizowany zdrowy rozsądek.

  1. 1 Tu mogę przyznać – po dziesięciu latach od pierwszej publikacji – że na okładce książki 36 forteli, na szachownicy gry Go znajduje się zakodowana alfabetem Morse’a maksyma Tadeusza Kotarbińskiego, zamieszczona na s. 214.

  2. 2 Angielski oryginał: “Trust the Science” is the most anti-science statement ever. Questioning science is how you do science.

Świat – myśl – język

Modele umysłowe świata tworzone za pomocą idei i języka

Filozofia to bitwa przeciw klątwom rzucanym na naszą inteligencję przez język.
Ludwig Wittgenstein

Czymże jest prawda?

Granice mojego języka są granicami mojego świata1.

To stwierdził Ludwig Wittgenstein w słynnym Traktacie logiczno-filozoficznym, uważanym przez wielu – w tym przeze mnie – za najważniejsze dzieło filozoficzne XX wieku. Język nie tylko kanalizuje nasze myśli i decyzje – jest ich tworzywem. Słowa (pojęcia), zdania, akapity (tezy) i dłuższe dzieła (teorie) i na samym końcu rozmaite kultury z całym ich dorobkiem umysłowym to tzw. narzędzia koncepcyjne i całe ich zestawy. Dzięki nim widzimy prawidła, a nie bezkształtny chaos, któremu nie moglibyśmy narzucić naszej woli. Ale w każdej skali oprogramowanie kulturowe ogranicza naszą percepcję i zdolność do rekonceptualizacji naszych spostrzeżeń!

Pojęć używamy nie tylko do postrzegania biegu wydarzeń, ale – być może przede wszystkim – do wpływania na niego. Świat, o którym mówił Wittgenstein, to nie tylko świat materialny, ale też jego nadbudowa: świat społeczny, pełen niewidzialnych ograniczeń, nakazów i zakazów, które mają zasadniczy wpływ na nasze życie. A pośród narzędzi koncepcyjnych, słów i pojęć awansowanych do rangi broni (ang. weaponized) znajdują się nie tylko dozwolone i niedozwolone czy takie, których czas przeminął lub jeszcze nie nadszedł. Są też lepsze i gorsze – w tym sensie, że użytkownikom i całym społecznościom pozwalają z lepszym lub gorszym skutkiem osiągać zamierzone cele, z których najważniejsze to zachować tożsamość i przetrwać.

Złośliwcy mówią:

Filozofia to systematyczne nadużywanie specjalnie do tego celu stworzonej terminologii.

Ale niektórzy filozofowie, m.in. ci, których wybrane elementy dorobku zaraz przedstawię poniżej, starali się zrozumieć świat. Podejmowali próby zrozumienia wzajemnych relacji świata, danych zmysłowych, które docierają do naszych umysłów oraz modeli mentalnych, które w tych umysłach wytwarzamy. Ich celem było i jest zrozumienie praw, jakie rządzą światem zewnętrznym, jak też budowanie „prawdziwych”, a w wersji pesymistycznej ledwie „użytecznych” modeli mentalnych: pojęć, wyobrażeń o elementach świata.

Przegląd koncepcji filozoficznych2

Illata, concreta, abstracta

Hans Reihenbach (1891–1953) wprowadził trzy pojęcia pozwalające nam zrozumieć wzajemne relacje tego, co wiemy o świecie i prawach samego świata.

Wedle wykładni Reihenbacha plaża to abstracta, gdyż jest to po prostu wielki zbiór piasku. Podobnie mur jest zbiorem uporządkowanych w pewien sposób cegieł. Reichenbach przestrzegał przed budowaniem teorii elementów pochodnych (mur, plaża), gdyż ich definicje oparte są na błędnym rozpoznaniu świata.

Reichenbach proponuje bardzo ciekawe kryterium prawdziwości: zdanie ma sens i można mu przypisać cechę prawdziwości, jeśli można za jego pomocą opisać prawdopodobieństwo zajścia jakiegoś faktu.

Podobne podejście do danych zmysłowych miał John Lanshaw Austin (1911–1960). Dane zmysłowe są niepostrzegalnym instrumentem. W słynnym przykładzie Austin konstatował, że kapitan łodzi podwodnej widzi nie peryskop, ale konwój. Zawodność zmysłów moglibyśmy orzec, mając inny, niezawodny system postrzegania3.

Korespondencyjna teoria prawdy Alfreda Tarskiego

Alfred Tarski (1901–1983) definiuje prawdziwość jako zgodność zdań języka z opisywanym przez nie światem. Jest to korespondencyjna teoria prawdy: bycie prawdziwym zostaje wyjaśnione w terminach relacji między językiem a czymś innym – rzeczywistym fenomenem świata:

Zdanie „p” jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy p.

Przykład: Zdanie „jabłko jest czerwone” jest prawdziwe, gdy jabłko [faktycznie] jest czerwone.

Davidson i redundancyjna teoria faktów

Donald Davidson (1917–2003) odnosi się tutaj do semantycznej definicji prawdy Tarskiego. Na obraz świata mogą składać się dane fizyczne lub psychiczne. Z punktu widzenia semantycznego są to dwa równoważne systemy opisu świata. Prawdziwość jest własnością zdań lub ciągu zdań. Słowo „prawda” sprawia, że zdanie, w którym jest użyte, należy do metajęzyka.

metajęzyk

Metajęzyk jest to język używany do opisywania samego języka, a nie rzeczywistości. Przykładem jest następujące zdanie: „‘Kot’ ma trzy litery”. Słowo „kot” w tym zdaniu nie odnosi się do obiektu rzeczywistego, a do słowa „kot” w języku niższego rzędu (opisującego rzeczywistość).

Metajęzyk

Zdanie „p” jest prawdziwe.

Język (zdanie „p”)

Jabłko jest czerwone.

Rzeczywistość

Davidson postuluje niewielką zmianę koncepcji Tarskiego dla języka naturalnego, a to ze względu na występowanie w tym języku zdań zawierających wyrażenia okazjonalne. Prawdziwości nie można tu orzekać w niezrelatywizowany sposób o zdaniach-typach: to samo zdanie bywa bowiem w pewnej sytuacji prawdziwe, a w innej fałszywe. Prawdziwość można zatem przypisywać nie zdaniom-typom lecz zdaniom-egzemplarzom. Prawdziwość w danym języku naturalnym nie jest więc cechą zdań. Prawdziwość można przypisywać nie zdaniom, a wypowiedzeniom zdań. Przykład:

Zdanie „król Francji jest łysy” ma cechę bycia prawdziwym wtedy, gdy istnieje król Francji i jest on łysy. (Koniunkcja dwóch zdań).

Niepowodzenie korespondencyjnych teorii prawdy opartych na pojęciu faktu wywodzi się ze wspólnego źródła: z pragnienia zawarcia w tym, do czego odnosi się zdanie prawdziwe nie tylko przedmiotów, o których jest to zdanie, ale także wszystkiego, co w tym zdaniu o nich się mówi. Mówienie o faktach redukuje się więc do orzekania prawdziwości w kontekstach.

Bertrand Russell (1872–1970) twierdził, że należy dokonać rozróżnienia między zjawiskiem a rzeczywistością. Pomiędzy tym, czym rzecz wydaje się być (jej sposób zjawiania się zależy bowiem od osoby postrzegającej i jej umiejscowienia względem postrzeganej rzeczy), a tym, czym jest rzeczywiście.

Russel zaproponował kilka łamigłówek, które pomagają zrozumieć pojęcie prawdziwości. Druga z nich dotyczyła zdania: „Obecny król Francji jest łysy”.

Zdanie to znaczy: „Istnieje jedna i tylko jedna osoba, która jest teraz królem Francji i ta osoba jest łysa”. Zdanie to jest na pewno fałszywe, gdyż nie jest spełniony pierwszy człon koniunkcji. Inaczej, zdanie „Obecny król Francji nie jest łysy” jest fałszywe, jeśli znaczy: „Istnieje (jakaś) istota, która jest teraz królem Francji i nie jest łysa”. Zdanie jest prawdziwe, jeśli znaczy: „Fałszem jest, że istnieje (jakaś) istota, która jest teraz królem Francji i jest łysa”.

Dwa rodzaje prawd i wiedza a priori

Immanuel Kant (1724–1804) rozróżniał dwa rodzaje prawd: (1) twierdzenia analityczne, które wynikają z logiki i „samego rozumu”, (np. wszyscy kawalerowie są niezamężni, dwa plus dwa równa się cztery, a kąty trójkąta zawsze sumują się do 180 stopni) oraz (2) twierdzenia syntetyczne, które opierają się na doświadczeniu i obserwacji świata (np. Monachium jest większe od Berna; wszystkie łabędzie są białe).

Jedynie twierdzenia syntetyczne mogą być weryfikowane przez dowody empiryczne – można odkryć czarnego łabędzia. Nie da się jednak odkryć „żonatego kawalera”.

Albert Einstein skomentował twierdzenia analityczne, do których zaliczał twierdzenia geometrii i zasady przyczynowości:

Te i pewne inne rodzaje wiedzy […] nie muszą być wcześniej zdobyte na podstawie danych zmysłowych, innymi słowy, są wiedzą a priori4.
Wiązka cech konstytutywnych

Amerykański filozof Saul Kripke (1940–2022) stwierdził, że to wiązka cech decyduje o tym, czy słowo (nazwa) skutecznie wskazuje na swój desygnat. Podkreślał, że nie istnieje cecha konstytutywna ani wiązka cech konstytutywnych. Są tylko cechy ważne, które czasami okazują się kluczowe. Musimy się więc zastanowić, co jest dla nas ważne.

Przykładem jest określenie, jaki rodzaj budynku może być desygnatem słowa „kościół”. Czy decyduje wygląd, czy spełniana funkcja? W wielu krajach „kościół” ulokowany jest na piętrze budynku lub przypomina co najwyżej dom modlitwy, nie zawsze nawet mając nawę z ławami. W umysłach wielu ludzi wiązka cech konstytutywnych kościoła nie zawiera więc dzwonnicy, witraży i nawy – jest za to wyświęcona przestrzeń do odprawiania nabożeństw.

Richard Rorty (1931–2007) twierdził, że nasze myśli i nasz system poznawczy to efekt przyzwyczajenia (przygodnego przyswojenia poprzez przynależenie do jakiejś kultury). Zmianę wizji świata można więc realizować w sposób świadomy i planowy, tj. wychowywać dzieci w innym schemacie pojęciowym.

To przybliża nas do niektórych twierdzeń Kazimierza Ajdukiewicza (1890–1963) na temat potocznego znaczenia elementów języka:

Dwaj ludzie nie posługują się tym samym językiem, jeżeli z tymi samymi wyrażeniami łączą różne znaczenia.

Ajdukiewicz język pojmuje w ten sposób, że do jego jednoznacznego scharakteryzowania wymagane jest ścisłe przyporządkowanie znaczeń, tj. w szczególności niedopuszczanie wyrażeń dwuznacznych – wyraz dwuznaczny wskazuje na istnienie dwóch równobrzmiących języków.

Trwając przy tym ścisłym pojęciu języka, nie będziemy mogli powiedzieć, że istnieje jeden język polski, lecz musimy stwierdzić, że istnieje wiele równobrzmiących języków polskich, różniących się przyporządkowaniem słów i znaczeń oraz niejednoznacznie określonymi dyrektywami językowymi (np. polski język medyczny, polski język fizyki itd.). Ajdukiewicz zauważał:

Aparatura pojęciowa wyznacza obraz świata5.

Sądy, które przyjmujemy, nie są jednoznacznie wyznaczane przez dane doświadczenia, lecz zależą od wyboru aparatury pojęciowej. Zmiana aparatury pojęciowej będzie więc równoważna ze zmianą obrazu świata.

Z powyższych twierdzeń wynika tzw. radykalny konwencjonalizm. Zgodnie z nim konflikty między ludźmi mogą być znaczeniowe lub empiryczne. Gdy konflikty są empiryczne, należy dalej prowadzić badania, nie opuszczając terenu języka. Jeśli są znaczeniowe, należy zrezygnować z założeń i opuścić teren języka.

Ajdukiewicz postuluje, że zadaniem nauki nie jest wierne skopiowanie świata w całej jego okazałości, bogactwie barw, dźwięków i woni, lecz stworzenie schematu pojęciowego, który by wiernie odtwarzał samą strukturę świata, sam jego szkielet odarty z wszelkich treści zmysłowych.

Według Henriego Poincaré (1854–1912) zagadnienia zasadniczo nierozstrzygalne nauka rozwiązuje arbitralnie, czy też konwencjonalnie. Konwencjonalizm prowadzi do konsekwencji, wedle której niemal cała wiedza przyrodnicza jest wiedzą pozorną, jest konstrukcją umysłową, która nie troszczy się o wyniki doświadczenia, lecz nagina je do swoich, z góry i bezpodstawnie przyjętych, przesądów.

Demon Laplace’a, ukryte zmienne i determinizm

W mechanice klasycznej Newtona Wszechświat miał być mechanizmem, którego stan teraźniejszy pozwalał „przeliczyć” i stany przeszłe, i przyszłe. W takiej wizji nasza niezdolność wydedukowania przyszłości to problem niedoskonałości narzędzi pomiaru i wyliczeń. Z takiej wizji wynika fatalizm (nieuchronność przyszłości i brak wolnej woli), ale wynika też z niej optymistyczna wizja, wedle której przyszłość może być poznana – potrafiłby to wszechwiedzący Demon Laplace’a.

Ten ideał filozofa studiującego Wszechświat burzy teoria chaosu (wrażliwość systemów na niewielkie odchyły skonceptualizowane jako efekt motyla) oraz fizyka kwantowa. W tej ostatniej zasada nieoznaczoności głosi, że niemożliwym jest dokładne poznanie stanu cząstki, a co za tym idzie, że nie da się przewidzieć jej stanu w późniejszym czasie. Albert Einstein, skonfrontowany z przypadkowością objawioną w teorii kwantowej, obstawał, że Bóg nie gra z Wszechświatem w kości. By poradzić sobie m.in. z paradoksem splątania kwantowego, zaproponował teorię zmiennych ukrytych: postulował istnienie przyczyn powstawania zjawisk fizycznych, których nie można opisać za pomocą mechaniki kwantowej.

Gödel jego i niezupełność systemów aksjomatycznych

Większość przedstawionych powyżej wysiłków intelektualnych skupiała się na stworzeniu tzw. języka idealnego. Jednym z jego cech miała być kompletność oferowanego opisu świata. W praktyce oznaczać to miało zdefiniowanie pewnego pakietu aksjomatów (twierdzeń niewymagających dowodów) oraz ich przekształceń. Miał taki język umożliwić dedukcyjne wyprowadzenie wszystkich twierdzeń matematycznych opisujących świat. Sądzono wówczas, że matematyka jest nauką zupełną.

Optymistyczne wysiłki skonstruowania takiego języka w roku 1931 przekreślił bezlitośnie Kurt Gödel (1906–1978). Wtedy to zaprezentował swój dowód na niezupełność systemów aksjomatycznych. Twierdzenie o niezupełności mówi:

W każdym systemie aksjomatycznym występują twierdzenia, które są prawdziwe, ale których nie można udowodnić6.

Inaczej: istnieje więcej twierdzeń, niż da się wyprowadzić z aksjomatów – zdań prawdziwych jest więcej niż takich, które da się udowodnić. W nieco precyzyjniejszej formie: „w każdym systemie formalnym, w którym można wyrazić teorię liczb, istnieje formuła nierozstrzygalna, tzn. formuła, która jest prawdziwa lub fałszywa, ale przy tym taka, że ani ona, ani jej negacja nie jest dowodliwa”.

Gödel udowodnił w niezwykle zmyślny sposób, że dowolny system formalny zawierający w sobie aksjomaty arytmetyki liczb naturalnych, jest albo zupełny, albo spójny, ale nigdy nie posiada obu tych cech jednocześnie.

Można dowodzić prawdziwości wszystkich zdań takiego systemu, jednak wówczas istnieje w systemie pewne prawdziwe zdanie P, którego zaprzeczenie ~P również jest prawdziwe. Tak więc albo system jest sprzeczny wewnętrznie, albo istnieją zdania, których prawdziwości nie da się wywieść z jego aksjomatów i twierdzeń. Jeszcze inaczej, jak ujął to zgrabnie Stanisław Lem:

Są wyspy na oceanie matematyki, do których nie sposób dotrzeć za pomocą małych kroczków metody dedukcyjnej.

Konkluzje:

Osiągnięcie Gödla można odczytać bardzo pesymistycznie. Matematyka, jaką ludzkość wykorzystuje do modelowania obrazu świata, nie będzie w stanie doprowadzić nas do wszystkich praw, którymi rządzi się świat. Inaczej nieco: ludzkie poznanie, wyposażone w instrumenty matematyki i logiki, ma swoje granice. Tak nasze uwięzienie w języku opisuje prof. Wojciech Sady:

System językowy jako całość nie podlega empirycznemu sprawdzaniu. Nie został on przez nas wymyślony – nauczyliśmy się go. Jest on środowiskiem, w którym żyją nasze myśli – a przeto jego podstawy pozostają nieuświadomione.

Jednak bądźmy pozytywni. Nawiązując do optymistycznej wizji Stanisława Lema, zawsze pozostaje nam empiria i puszczanie w ruch symulacji. Co prawda rezultaty takich eksperymentalnych odczytów praw natury nie zawsze będą pojmowalne i nie zawsze da się je opisać wzorami, ale… będą działać. ■


  1. 1 Ludwik Wittgenstein, Tractatus logico-philosophicus, PWN, Warwszawa 2002, teza 5.6, s. 82.

  2. 2 Kluczem doboru treści jest nie streszczenie historii filozofii ani wyliczanie imion najbardziej zasłużonych (Platon, Leibniz). Ten przegląd to skromna, minimalistyczna wizja wysiłków zmierzających do poznania i opisania świata.

  3. 3 Zob. esej Austina pt. Sense and sensibilia – zmysły i to co zmysłowe.

  4. 4 Mara Beller, Kant’s Impact on Einstein’s Thought, [w:] Don Howard, John Stachel, Einstein and the History of General Relativity, University of Notre Dame 2000, 83–106.

  5. 5 Kazimierz Ajdukiewicz, Język i poznanie, t. I, s. 75.

  6. 6 Ang. In any non-trivial axiomatic system, there are true thereoms that cannot be proven.

Doktor Ignaz Semmelweis walczy z plagami ludzkości: bakteriami i złośliwymi małpoludami

Inercja koncepcyjna: patologie prestiżu i przeszkody instytucjonalne na drodze budowniczych cywilizacji

Ego człowieka kontra nauka Austrowęgry, rok 1846

Ignaz Semmelweis żył w czasach, w których postęp nauki wkraczał do wszystkich dziedzin życia. Ten młody doktor zainteresował się rażącą, pięciokrotną różnicą w umieralności na tzw. gorączkę połogową matek rodzących w dwóch szpitalach położniczych. W tym gorszym pracowali lekarze i studenci, którzy zajmowali się też autopsjami zmarłych osób. W tym lepszym – zawodowe położne i akuszerki.

Dla nas, żyjących na początku XXI wieku, dalszy ciąg tej opowiastki i rozwiązanie zagadki są w tej chwili oczywiste. Ale liczący sobie ledwie 28 lat Semmelweis wpadł na trop przyczyny dopiero wtedy, gdy doniesiono mu o śmierci jednego z lekarzy spowodowanej skaleczeniem w czasie autopsji na kobiecie zmarłej na gorączkę połogową.

Aha! Czyli na gorączkę połogową mogą umierać nie tylko matki po urodzeniu dziecka. Poczciwy doktor nie tyle dostrzegł nową, nie braną wcześniej pod uwagę prawidłowość, co raczej „wystukał białą laską” jej przejawy niczym ślepiec. Teraz należało ją zidentyfikować, zrozumieć i zaprząc do ratowania życia.

Semmelweis nakazał na swoim oddziale mycie rąk, ale i przemywanie ich roztworem chloru (ang. chlorine). Miał szczęście, gdyż w doborze substancji odkażającej kierował się nie jej wyjątkowo silnym działaniem bakteriobójczym, a chęcią pozbycia się przykrego zapachu prosektorium. Efekt zastosowania nowych procedur był fantastyczny: śmiertelność pacjentek i niemowląt gwałtownie spadła.

Zanim ratujące miliony istnień odkrycie węgierskiego doktora zostało upowszechnione, zderzył się on w przykry sposób z ludzką naturą. Pełni poczucia własnej ważności

i nieomylności lekarze praktykujący w szpitalach poczuli się urażeni wizją tego, że nieświadomie i przez całe lata przyczyniali się do śmierci swoich pacjentów. Konfrontacyjność samego Semmelweisa sprawiła zaś, że skłócił się on z decydentami, choć mogli przełamać niechęć do jego odkrycia, gdyby umiejętnie rozegrał kwestie prestiżu i reputacji.

Metodę Semmelweisa zarzucono, a on sam zaś został wyrzucony z pracy. Z biegiem lat popadał w szaleństwo.

W końcu uwięziono go w szpitalu psychiatrycznym. W nim – prawdopodobnie po pobiciu przez sanitariuszy – zmarł na sepsę, czyli ostre zakażenie bakteryjne układu krwionośnego. Bakteryjne. Postawmy pytanie: czy zabiły go bakterie, czy małpoludy?

Kto kładzie cegły, a kto buduje świątynię

Instynkt dominowania to kluczowy parametr wyjaśniający naturę społecznych interakcji. Ilustracją tego jest epizod związany z bakteriami. Pochodzi on z życia wynalazcy zajmującego się mikroskopami.

Istnienie bakterii znane było od końca XVII wieku. Odkrycia dokonał holenderski kupiec i wynalazca Antoni van Leeuwenhoek w 1674 roku, za pomocą samodzielnie konstruowanych mikroskopów o trzystukrotnym powiększeniu. Mikroskop wynaleziono kilkanaście lat wcześniej, jednak pierwsze urządzenia oferowały powiększenie zaledwie trzydziestokrotne.

Ale przerażająco istotne jest coś innego: gigantyczna inercja koncepcyjna, przyrodzona cecha ludzi, nawet tych szczególnie otwartych na nowe idee. Przez z górą dwa stulecia nie powiązano koncepcyjnie istnienia bakterii z ich potencjałem chorobotwórczym!

Holenderski naukowiec-amator także miał światopoglądowe spięcie ze światem akademickim. Swoje pierwsze obserwacje rozpoczął dopiero, gdy ukończył lat 40. Nie robił typowej jak na tamte czasy kariery naukowej. Miał to komentować słowami: „Większość studentów idzie tam [na uniwersytet], aby zarabiać pieniądze dzięki wiedzy albo zdobyć reputację w świecie uczonych”.

Podsumowanie i „efekt Semmelweisa”

W krótkiej opowieści o gorączce połogowej mamy wszystko. Budowanie instrumentów obserwacji – mikroskop, posługiwanie się elementami systemu narzędzi koncepcyjnych

jakim jest metoda naukowa oraz jedno z jej narzędzi – eksperyment. Mamy też zdolność do dostrzeżenia, a potem spożytkowania prawideł działania świata (bakterie przenoszą choroby) nawet bez rozumienia i nazywania mechanizmów, które za to odpowiadają. Wreszcie mamy zderzenie innowatora z mentalnym oporem ludzi, których kariera, pozycja społeczna oraz ego są częścią „starego porządku”.

Walka o prestiż i pozycję dominującą to największe przeszkody na drodze postępu. Spostrzeżenie Maxa Plancka o tym, że postęp dokonuje się z każdym nowym pogrzebem (s. 214), w powyższych przykładach sprawdza się znakomicie.

Efekt Semmelweisa to niezwykle użyteczna nazwa na mentalną niemożność osoby lub grupy osób do zmiany swojego zachowania, procedur pracy lub światopoglądu. „Przejście na jasną stronę Mocy” blokuje kwestia odpowiedzialności (cywilnej i osobistej) za wcześniejsze błędy, naruszenie pozycji i prestiżu, konieczność rewizji wyznawanej ideologii (»VII.7.D) etc. □

Porady praktyczne,spostrzeżenia i przykłady

A. Dajcie działać, pieprzone małpoludy!

Ludzie, których umysły napędzane są motywacją poznawczą albo są na tropie jakiegoś odkrycia, często potrzebują funkcjonowania poza wielką kotłowaniną, jaką jest walka o status i dominację. Takie nastawienie do dokonywania odkryć po mistrzowsku i z artyzmem pokazane jest w dwóch filmach fabularnych.

W Kontakcie (1997) dla głównej bohaterki niewidoczne są akty walki o prestiż i sławę, jaka toczy się wokół jej przełomowego odkrycia. Skoncentrowana na rozwiązywaniu problemów, nie angażuje się w żadną interakcję i przeciwdziałanie – funkcjonuje jakby w zupełnie hermetycznym świecie, w którym liczy się wyłącznie poznanie prawdy.

W filmie Twister (1996, reż. Jan de Bont) bohaterowie pomagają w krytycznej chwili konkurentowi. Robią to, realizując najważniejszy ideał nauki – służenie społeczeństwu. Chodziło o instrument do badania tornad. Wcześniej ów konkurent w zuchwały sposób ukradł pomysł, kierując się nie ideą zbudowania systemu wczesnego ostrzegania, a sławą, zyskami i prestiżem, jakie z tego odkrycia wynikały.

B. Paradoks. Jazgot zideologizowanej dziczy wysyła pierwszego człowieka w kosmos

Ale w świecie rzeczywistym konsekwencje mogą być o wiele dalej idące. Demonstruje to hipoteza wyjaśniająca niezwykłe zaawansowanie sowieckiej matematyki i fizyki. Dzięki niemu Związek Sowiecki mógł podjąć zimnowojenną rywalizację.

Otóż ludzie wybitnie uzdolnieni i predysponowani do pracy naukowej wybierali te kierunki, które władzom było najtrudniej zdemolować, popsuć i zainfekować ideologią marksizmu, walką o władzę i kontrolowaniem lojalności. Były to właśnie matematyka, fizyka i inżynieria. Inaczej: całkowicie niezamierzenie patologia władzy wygenerowała potężny impuls innowacyjny.

C. Dostrzegaj sprzeczności w wizjach świata

Nasza wizja świata przeszkadza nam widzieć rzeczy z nią sprzeczne. Często w krytycznych momentach, uruchamia się w nas „widzenie tunelowe” i… prawda nas nie wyzwala. Nie dostrzegamy jej. Dostrzec jej nie jesteśmy w stanie.

Efekt jest tym silniejszy, jeśli czynnikiem uruchamiającym wybiórczą percepcję jest zaszczepiona w nas ideologia. W tych smutnych chwilach jakże prawdziwy staje się złośliwy dopisek do słów francuskiego filozofa Ernesta Renana (1823–1892):

– Najprostszy uczniak zna współcześnie prawdy, za których poznanie Archimedes oddałby życie.
– I wierzy w tyle bzdur, za wiarę w które Archimedes by tego uczniaka zabił.
D. Twórz konceptualizacje zjawisk, które przeczą twojej wizji świata

Jeszcze w czasie II wojny światowej stres pourazowy (ang. PTSD, Post-Traumatic Stress Disorder) interpretowany był powszechnie jako tchórzostwo. W okresie I wojny światowej określano go jako shell shock (ang. szok wywołany ostrzałem). W czasie II wojny światowej pojawił się termin combat fatigue (zmęczenie walką). Zjawisko zostało już wtedy na tyle poznane i oswojone, że w armiach alianckich wprowadzano m.in. limit 180 dni służby w oddziałach pierwszoliniowych.

Ale zmiana percepcji nie przyszła łatwo. Najsłynniejszym, ikonicznym epizodem jest ten, którego bohaterem jest gen. George S. Patton. W dwóch osobnych incydentach spoliczkował on hospitalizowanych żołnierzy. 10 sierpnia 1943 roku odwiedził namiot przyjęć, by porozmawiać z rannymi. Rozmawiając z żołnierzem przejawiającym ostre symptomy rozstroju nerwowego, Patton oskarżył go o „tchórzostwo”, dwukrotnie spoliczkował i grożąc personelowi szpitala bronią, zakazał przyjmowania żołnierza do szpitala i zarządził odesłanie go na front.

Incydent miał dwojaki rezultat. Reputacja i kariera Pattona doznały uszczerbku. W tym przypadku zawiódł człowiek, a nie instytucja. Jednak wydarzenie stało się katalizatorem przemian w podejściu do problemu psychicznych efektów walki u żołnierzy.

My z powyższej opowieści powinniśmy wynieść tę naukę, że ludzki umysł jest systemem bardzo podatnym na wpływ czynników zewnętrznych. Ta podatność nie zależy od pozyskiwanych na drodze samokontroli przymiotów charakteru – wynika z takiej, a nie innej konstrukcji psychiki Homo sapiens.

W dotyczących PTSD raportach medycznych z czasu II wojny światowej można odnaleźć potwierdzenie tej „mądrości” sformułowane w języku zbieżnym z przesłaniem niniejszej książki:

Selekcja kandydatów była rygorystyczna, jednak doświadczenie w końcu wykazało, że nie miała ona dużej mocy predykcyjnej1. ■

  1. 1 Ang. Screening of applicants was initially rigorous, but experience eventually showed it to lack great predictive power. Plesset M. R. (1946). Psycho-neurotics in Combat [w:] „American Journal of Psychiatry”, 103: 87–88. doi:10.1176/ajp.103.1.87. PMID 20996374.

Temat IV

Natura ludzka

i dominacja

I co tak stoisz jak widły w gnoju?
zasłyszane

Wszyscyśmy fetyszystami i ćpunami

Fetysze dominacyjne – walka o status i szprycę hormonów motorem ludzkiej aktywności

Nota wstępna. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że cywilizowanie istoty ludzkiej, proces socjalizacji i wychowywania młodego człowieka (w tym wpojenie kluczowej zdolności – do samokontroli) w najwcześniejszej fazie tych procesów polega na przemodelowaniu i przestrojeniu działania mózgu, a precyzyjnie – radykalnej, fizjologicznej przebudowie struktur odpowiedzialnych za motywację.

Najważniejszą z nich jest układ dopaminergiczny. Nota napisana po bardzo długich przemyśleniach treści dziesiątek książek z zakresu od starożytnych opowieści dydaktycznych, przez antropologię i kwestię restrykcji na zachowania seksualne do współczesnych podręczników treningu wojskowego i służb wywiadowczych.

Poddany treningowi delikwent przestaje być powodowany zwierzęcymi instynktami przetrwania – zdobycia pokarmu

i rozmnożenia. Jego nagrodami i karami stają się aprobaty i kary za zachowania pro- i antyspołeczne. Optymalnie jednostka staje się elementem zwiększającym kolektywną zdolność przetrwania ultrakooperującej społeczności (s. 454). Ta zdolność przetrwania jest efektem koewolucji biologicznej (opartej na dziedziczeniu, kod DNA) i kulturowej (opartej na przekazie międzypokoleniowym).

Inaczej, każdy z nas jest częścią większej całości – społeczności, która wykształciła pakiet oprogramowania kulturowego, instalowanym w nas od kołyski. Konflikt między pierwotnymi instynktami a kulturową nadbudową, między „egoizmem” i interesem wspólnoty, manifestujący się w kulturze Zachodu jako walka Dobra ze Złem, był i zawsze będzie najgłębszą esencją i materią z której czerpią swoje materiały budowlane wszyscy twórcy systemów motywacyjnych: ideologii takich jak kapitalizm czy potężnych imperiów.

Nota druga: prezentowana w tym eseju moja autorska wizja-hipoteza fetyszy dominacyjnych – choć opiera się częściowo na pracy psychologów, psychiatrów i antropologów – nie zasługuje na miano w pełni naukowej. Jest ledwie ramą koncepcyjną, która ma służyć konkretnej potrzebie praktycznej. Ma redukować chaos informacyjny i wspierać w identyfikacji ludzi przejawiających zachowania toksyczne. Inaczej: w moim przekonaniu ma moc predykcyjną i sterowniczą co do ludzkich zachowań.

Magicznym i obecnym we współczesnej psychologii pojęciem streszczającym cały poniższy wywód w sposób bliższy metodologicznej poprawności są „uzależnienia behawioralne”1.

Teoria fetyszy jako kluczowego mechanizmu uzależnień hormonalnych

Wszyscy jesteśmy beznadziejnie uzależnionymi narkomanami bez szans na ucieczkę z nałogu. Ten nałóg jest treścią naszego życia i integralną częścią ludzkiej natury. To, co możemy – a jest to całkiem dużo – to dokonać tzw. wtórnej adaptacji biologicznych mechanizmów neurofizjologicznych by zaprząc je do budowy cywilizacji… Kierować tym nałogiem tak, aby jego efekty były pożyteczne dla nas i społeczności. Naszym uzależnieniem od hormonów rządzą trzy proste reguły:

Przykłady wyliczone poniżej, ale także cała „teoria”, są formą rekonceptualizacji. Mnie samemu teoria ta służy jako narzędzie do kontrolowania zachowania własnego oraz innych. Zdolność przewidywania zachowań ludzi, jaką zapewnia, wynika z naszej konstrukcji biologicznej oraz oprogramowania kulturowego, które przejawiają nieliniową, trudną do okiełznania plastyczność.

Mechanizm działania narkotyków i dopamina

„Teoria fetyszy dominacyjnych” jest połączeniem dwóch spostrzeżeń: rekonceptualizacji tego, że faktycznym narkotykiem są hormony produkowane przez mózg, a nie substancje psychoaktywne oraz istnienia całego rynku terapii uzależnień behawioralnych.

Na uzależnionych potrafią działać najprzedziwniejsze bodźce. Pewien były narkoman musiał unikać kreskówek, bo na opakowaniach działek sprzedawanych mu kiedyś przez dilera widnieli ich bohaterowie2.

„Narkotyki dokonują skoku na obwód pragnienia” – tak sformułował ich działanie Alan Leshner, były dyrektor Krajowego Instytutu ds. Nadużywania Środków Odurzających w USA. Sterowany dopaminą układ motywacyjny mózgu jest pobudzany znacznie intensywniej przez środki psychoaktywne niż naturalne nagrody – jedzenie i seks. Kontrolę nad układami mózgowymi, które wyewoluowały w kluczowym dla nas celu utrzymania nas przy życiu, przejmuje uzależniająca substancja chemiczna. Na marginesie – to wyjaśnia, dlaczego uzależnienie od jedzenia i seksu ma tak wiele wspólnego z narkomanią.

Narkotyki „twarde” sztucznie odpalają układ dopaminowy: wymijają skomplikowane obwody „niespodzianki” (pobudzenia antycypacyjnego). Związek gwałtownego podnoszenia poziomu narkotyku we krwi z intensywnością wyrzutu dopaminy sprawia, że nałogowcy z czasem przechodzą na wstrzykiwanie dożylnie. Wcześniej praktykowane drogi przyjmowania dawek nie zapewniają im pożądanego dreszczu. Nałóg pogłębia się i osoba uzależniona pozostaje jedynie z dojmującym głodem kolejnej działki.

Układ ten w swoim naturalnym stanie odpala trzy do pięciu razy na sekundę. Częstotliwość rośnie do dwudziestu, a nawet trzydziestu razy na sekundę w przypadku pobudzenia bodźcem. Układ dopaminowy wyłącza się, gdy nie pojawia się oczekiwana nagroda. Wtedy częstotliwość wyrzutów hormonu nagrody spada do zera, a uzależniony „wpada w czarną dziurę”. Zamknięcie dopływu dopaminy sprawia, że czuje się rozżalony i oszukany.

Wiedzę o tych mechanizmach ludzkiego systemu motywacyjnego stosują w praktyce twórcy gier. Gry on-line są znakomitym narzędziem badania ludzkiej natury, opartym na selekcji quasi-ewolucyjnej. Gromadzą informacje o momentach jej przerwania, czasie zabawy, o tym, jakie bodźce przedłużają ten czas.

Tom Chatfield, teoretyk gier, stwierdził, że największe gry zebrały całe terabajty danych o graczach. Dokładnie wiedzą, czym pobudzić i tłumić wydzielanie dopaminy. Dla ilustracji: optymalny odsetek kufrów, w których są rzeczy potrzebne graczowi, to magiczne 25 procent. Optymalna ilość przedmiotów potrzebnych do przeniesienia się na kolejny poziom gry to 15. Te proporcje sprawiają, że gracze spędzają przy grze najwięcej czasu. W niektórych krajach powstają regulacje prawne, których intencją jest zakaz implementowania najbardziej uzależniających mechanizmów gry.

Szlak mezokortykalny to efekt socjalizacji i cywilizowania istoty ludzkiej do funkcjonowania w [ultra-]kooperujących wspólnotach.

Porada: patrz na ludzkie charaktery przez filtr „fetyszu dostarczającego hormony szczęścia”
Nigdy nie zabiłem człowieka, ale przeczytałem wiele nekrologów z wielką przyjemnością.

Clarence S. Darrow

W co wierzymy, choć nie potrafimy tego dowieść pod redakcją Johna Brockmana to przełożona na język polski w 2008 roku książka fascynująca przez swoją opartą na sprzeczności konstrukcję. Na jej kartach znani naukowcy opisują swoje głębokie przekonania o prawdziwości swoich przeczuć i przekonań co do praw natury, choć nie potrafią swoich intuicji należycie uzasadnić.

Uzurpując podobną formułę, wyrażę przekonanie bez należytego naukowego dowodu, że istotną większość ludzkich zachowań indywidualnych i społecznych da się opisać i zrozumieć za pomocą opisanego tutaj mechanizmu fetyszy. Nie odkrywam tym spostrzeżeniem Ameryki, gdyż tam właśnie, w USA, w powszechnym użyciu jest fraza power fetish (dosł. fetysz władzy). Rozumiana jest ona jako fiksacja osoby na punkcie dyrygowania i dominowania nad innymi w swoim otoczeniu w pewien bardzo specyficzny sposób. Osoba uzależniona z determinacją broni swojego prawa do tych irytujących zachowań. Nie da sobie nic powiedzieć, gdyż przyjęcie do siebie uwag otoczenia wiązałoby się z dotkliwą koniecznością zaniechania praktyki – likwidacją dających kopa nawyków i zwyczajów.

Kluczowy element wspólny w przykładach poniżej to to, że fiksacja utrwala się na bardzo specyficznej konfiguracji bodźca uzależniającego. Porównałem ją do fetyszy w kontekście zachowań seksualnych, w których ma miejsce pozyskiwanie pobudzenia seksualnego poprzez bardzo „wyspecjalizowany” wyzwalacz: element ubioru, sposób zachowania itp.

Użytecznym przybliżeniem kwestii jest monomania, czyli – mówiąc żartobliwie – następny krok po pasji. Słownik Merriam-Webster definiuje monomanię jako „nadmierną koncentrację na jednym przedmiocie lub myśli”, a w drugim znaczeniu jako „chorobę umysłową; zwłaszcza gdy przejawia się wobec pojedynczej idei bądź myśli”3. Jest możliwe, że za monomanię, fetyszyzm i uzależnienia hormonalne odpowiadają analogicznie funkcjonujące mechanizmy pracy umysłu i obszary mózgu. Oto przykłady:

Ale w moim rankingu absolutnym mistrzem świata w kwestii mądrzenia się jest wicedyrektor jednej z tajwańskich szkół w plemieniu hen, gdzieś w odległych górach.

W jego gabinecie gościłem z prośbą o kontakt ze starszyzną jego plemienia. Zanim zdołałem przedstawić do końca, z jaką prośbą przychodzę – zbierałem opowieści starych ludzi do książki – zostałem uraczony przemową z głównym wątkiem „czy wiem, że na Tajwanie są różni aborygeni”.

Od samego początku przemowy, przez bite dziesięć minut, w uczniowskim geście trzymałem rękę w górze (1,5 metra od jego twarzy), sygnalizując chęć dokończenia wyłożenia sprawy, z którą przyszedłem. Bezskutecznie. Gdy interlokutor zmęczył się już mówieniem, zapytał, po co trzymam rękę w górze. Naprawdę!

Facet źle wykalkulował. Widząc okazję pomądrzenia się przed obcokrajowcem stracił z oczu świat. Rozmawiać z naczelnikami plemienia potrafię sam (nie zdążyłem tego powiedzieć, bo mi przerwał), a przy tym on nie miał żadnego instrumentu władzy hierarchicznej nade mną.

W drodze wyjątku, w obecności dwóch jego podwładnych zrugałem go więc w sposób widowiskowy, punktując wszystkie jego zagrania dominacyjne. („Wiedźmin był bardzo zły. Zabijał.”).

Inspiracja-spostrzeżenie pierwsze: interakcje z ludźmi są zawsze renegocjacją statusu

„Który z nas siedzi na wyższej gałęzi?” To jest obsesja, która dyryguje nami w codziennych zachowaniach. Dopiero wyczytana w którymś tam poradniku dla pisarzy wskazówka co do pisania dialogów sprawiła, że udało mi się nazwać w użyteczny sposób bodaj najważniejsze prawidło ludzkiej natury:

Nie rozmawiamy w celu wymiany informacji. Większość rozmów to przede wszystkim mniej lub bardziej jawne renegocjacje statusu.

Status potwierdzamy względem rozmówcy i jako pokaz dla przysłuchujących się. Wyróżnienie frazy powyżej jest istotne, gdyż spośród wielu sposobów opisywania tego samego zjawiska pozwala uzyskać największą zdolność kontroli nad biegiem zdarzeń: zachowaniem i decyzjami innych ludzi. Porada pisarska głosiła:

Sekretem napisania perfekcyjnych dialogów powieściowych jest pokazać za ich pomocą, w jaki sposób mówiący wzajemnie uznają, podwyższają lub obniżają status własny i innych postaci.

Z takiego punktu widzenia kwestia tego, kto ma rację w debacie, jest zupełnie nieistotna. Zwycięża ten, kto w oczach słuchaczy zdominuje przeciwnika: wprawi w zakłopotanie, ośmieszy, narzuci wizję świata (w tym tezę „naukową”). To przeczy maksymie Jerzego Bralczyka, że „najlepszym argumentem jest po prostu mieć rację”. Najlepszym argumentem jest ośmieszyć. Niestety.

Przekonał się o tym amerykański komentator Ben Shapiro w rozmowie z Malcolmem Nancem6. W wyjątkowo zabawny sposób Shapiro, erudyta i mistrz merytorycznej argumentacji, został z marszu usadzony wyjątkowo zręcznym zabiegiem dominacyjnym, co zupełnie go zdezorientowało. Można powiedzieć, nawiązując do kultowego dowcipu, że na strzelaninę przyszedł z nożem w ręce.

Trafniejszą formą przedstawionej powyżej porady pisarskiej, zdolną już do wydostania się poza kontekst swojego powstania, będzie ta:

Interakcje między homeostatami żyjącymi w społecznościach, choćby relacje między państwami, polegają na nieustannej renegocjacji statusu i sprawczości: na stroszeniu się, blefie etc.

Kluczowym aspektem narzucania zasad gry przez uczestnika dominującego jest zdolność narzucania własnych reguł renegocjacji statusu stronie słabszej. Taka możliwość jest obyczajowo bardziej dopuszczalna w japońskiej kulturze biznesowej, zaś w zachodniej piętnowana (s. 374).

Fraza języka angielskiego assert domination (pol. ustanowić dominację) wyjątkowo trafnie ujmuje sedno sprawy. Nie ma ona jednak dobrego odpowiednika w języku polskim. Instynktownie, niemal bezwiednie staramy się pokazać, zademonstrować albo narzucić naszą wyższość na dziesiątki sposobów. Przejmując prym w dyskusji, nie dopuszczając innych do głosu, szkalując, wymuszając drobne ustępstwa, demonstrując moralną wyższość, kpiąc i przemycając docinki, wymuszając na innych walidację (potwierdzenie, aprobatę) naszych wyborów życiowych i poglądów. To ostatnie często poprzez zmuszanie innych do przyłączenia się do „silniejszego” lub „mającego moralną słuszność”.

W tej wyliczance toksycznych zachowań nie sposób pominąć akademickiej arogancji. Na liście jej symptomów jest obcesowe przerywanie i niszczenie karier osobom o odmiennych poglądach, niedopuszczanie do świadomości faktów sprzecznych z własną wizją świata itp. itd. Niemiecki fizyk Max Planck ukuł na taką aktywność słynne powiedzonko:

Postęp w nauce zachodzi z prędkością jednego pogrzebu na raz.

W całości spostrzeżenie Plancka brzmi tak: „Nowa prawda naukowa nie triumfuje poprzez przekonanie przeciwników i sprawienie, że przejrzą na oczy, ale raczej dlatego, że przeciwnicy w końcu umierają i wyrasta nowe pokolenie, które jest z nią oswojone”.

W wielu sytuacjach to, co wywalczymy, ma potencjał utrwalenia się w stabilną relację korzystniejszą dla tego, kto lepiej wymusi na innych uległość. Jest więc o co walczyć. Silniejszy ma prawo narzucać reguły relacji, reguły gry; jemu też wolno bezkarnie je naruszać lub naginać. To także kwestia bardziej przyziemna, homeostatyczna – ten, kto dominuje, zachowa źródło zarobkowania, zapewni sobie dostęp do zasobów niezbędnych do przetrwania: poślubi więcej żon, jako pierwszy zje upolowaną zdobycz.

Każdy z nas jest w stanie podać dziesiątki przykładów toksycznych i pozytywnych nawyków oraz zagrań o niemożliwej do ustalenia intencji. Dylemat pojawia się m.in. wtedy, gdy ludzie z poczucia, że mają coś istotnego do powiedzenia, rozgadują się. Albo gdy próbują realizować całkowicie naturalną, ludzką potrzebę wygadania się. Ta potrzeba staje się problemem, gdy „powiernik” ma coś innego do roboty lub jest introwertykiem, a mówiący albo tego nie widzi, albo nie chce widzieć i gada, gada, gada… Takie wymuszenie dominacyjne najdotkliwsze jest w przedziale pociągu – ofiara, nie mając gdzie uciec, może najwyżej wspomnieć słowa marszałka Coehoorna, które wyrzekł w chili dostrzeżenia swojej przegranej w bitwie pod Brenną (in. pod Starymi Pupami; nawiązanie do sagi o Wiedźminie, t.5).

Środowisko wielokulturowe jest istnym polem minowym, na którym miny to różnice w percepcji tego, co jest dopuszczalne. Świetnym przykładem na nierozumienie reguł gry o status w codziennych interakcjach jest specyficzna kultura społeczna Japończyków. Dobrze opisuje ją słowo grupizm – to m.in. kulturowy nakaz niewyróżniania się na plus we wspólnocie. Jego „bliźni” postrzegają to jako toksyczny egoizm, a ich kontrakcja blokuje kreatywność i innowację. Japończycy mają na to bardzo dobitne powiedzenie:

Gwóźdź, który wystaje, zostanie wbity z powrotem.

To dlatego poradniki japońskiej kultury biznesowej radzą, aby w żadnym razie nie chwalić jednego Japończyka jako wybitnego członka zespołu, któremu grupa zawdzięcza sukces. Taką nieprzemyślaną pochwałą, całkowicie naturalną w kulturach Zachodu, zwłaszcza w Ameryce, Japończykowi wyświadcza się niedźwiedzią przysługę o bardzo poważnych negatywnych konsekwencjach.

Łatwo i warto jest opracować pakiet testów tego, czy ktoś ma tendencje do zachowań toksycznych. Jednym z najskuteczniejszych sprawdzianów jest obserwowanie, jak kandydat lub kandydatka na partnera życiowego traktuje kelnerów, bileterów, personel sklepowy – ogólnie osoby o niższym statusie w danej interakcji lub – jeszcze ogólniej – takie, które nie mają możliwości odegrania się lub poskarżenia.

Innym zaskakująco skutecznym testem jest obserwowanie, czy osoba jest w stanie zniżyć się do użycia słów „dziękuję” i „proszę”. Swego czasu zdarzyło mi się asystować w wymianie koła w samochodzie, którego właściciel, jak się okazało po udzieleniu pomocy, nie był mentalnie gotów do „drobnego obniżenia swojego statusu” poprzez powiedzenie prostego „dzięki, stary”. Byłem na tyle głupi – nie pierwszy i nie ostatni raz – żeby zlekceważyć ten sygnał ostrzegawczy. Przełożyło się to na katastrofalne dla mnie rezultaty dalszej współpracy biznesowej.

Przy wykrywaniu toksycznych osób warto wsłuchać się, czy prośby i podziękowania mają postać performatywy.

W rozmaitych językach praktyki stosowania takich a nie innych formułek rytualnych w różnym stopniu umożliwiają jednoznaczną ocenę. Użytkownik języka polskiego ma szczęście – słysząc „jest taka prośba”, powinien zdecydowanie wzmóc czujność. Może też zripostować, choćby dopytując perfidnie „a czyja?”. Z kolei na „należą ci się przeprosiny” można odpowiedzieć jawną kpiną – „zamieniam się w słuch”7.

Wschodnioazjatycki zwyczaj podawania rzeczy dwiema rękami, zwłaszcza wizytówek, jest dla mnie okazją do psikusów i eksperymentów. Żyjąc na Tajwanie, praktykuję podawanie w sklepach pieniędzy dwiema rękami, co jest

zupełnie niepraktykowane przez miejscowych zakupowiczów – od klienta gest szacunku nie jest wymagany. Manewr jest przez sprzedawców traktowany na zabawnie rozmaite sposoby. Często zdarza się, że nieoczekiwana drobna uprzejmość sprawia, iż sprzedawca w „spóźnionej wzajemności” szybko dociąga drugą rękę.

Przedmioty statusowe

Lepsza dzielnica, lepszy samochód, szkoła ze szczytu rankingu. Można wymieniać bez końca. Istnieje nawet specjalne określenie „marka statusowa” na produkty firm, które oprócz wartości użytkowych dostarczają kupującemu poczucie wyższości, poczucie bycia elitą, należenia do zamkniętej grupy. Faktyczna wartość czy użyteczność przedmiotu albo zgodność opisu sytuacji z rzeczywistością są drugorzędne. Liczy się to, czy status osoby zostanie skutecznie podwyższony lub obniżony. Weźmy za przykład dowcip o posiadaczach samochodów marki, która słynie z notorycznie niedziałających kierunkowskazów:

Pytanie: Co to za pomarańczowa poświata na horyzoncie?
Odpowiedź: To lampki „sprawdź silnik” uczestników zlotu posiadaczy BMW.

Są wśród tych posiadaczy tacy, którzy usłyszawszy tego rodzaju docinek, wybuchną śmiechem. Znam jednak też i takich, których bym śmiertelnie obraził… Przez myśl mi nawet nie przejdzie, by zaryzykować relację opowiedzeniem dowcipu, choćby i bez obecności przysłuchujących się.

Obowiązkowa terapia uzależnień behawioralnych – dla każdego i za pomocą prądu minimum 360 V

Podsumowując sprawę zachowań dominacyjnych, możemy mówić o wrodzonej potrzebie, która realizowana jest w zachowaniach nabytych kulturowo i osobniczo w procesie socjalizacji, przyswajania rodzimej kultury, kontaktu z subkulturami oraz innymi ideologiami czy systemami wartości.

Obserwując zachowania własne oraz innych, doszedłem do wniosku, że

sferą zachowań dominacyjnych rządzą siły równie potężne, co fetyszyzmem w sferze seksualności.

Uzależnienie od hormonów produkowanych przez ciało człowieka to diagnoza niezbyt naukowa, ale trafnie wskazuje na zjawisko, o którym teraz opowiem. Gdy poprzez jakiś wpływ lub wydarzenia nauczymy nasz mózg czerpania przyjemności z pewnych form zachowania, stajemy się na ich punkcie zafiksowani – w sposób mniej lub bardziej dokuczliwy dla innych. Z całą pewnością przyda się nam wszystkim terapia uzależnień behawioralnych. Niektórym – także z całą pewnością – utrwalona elektrowstrząsami.

Inspiracja-spostrzeżenie drugie: zdolność do samokontroli i odraczania nagród

Drugą inspiracją do sformułowania trzech reguł uzależnień behawioralnych był słynny eksperyment z ptasim mleczkiem. Realizujący eksperyment proponowali małym dzieciom „umowę”: dzieciakowi stawiano przed nosem talerz z jednym ptasim mleczkiem i składano ofertę, że jeśli powstrzyma się od zjedzenia czekoladki przez pięć minut, dostanie w nagrodę drugą.

Celem eksperymentu było poznanie zdolności do samodzielnego nagradzania się u dzieci, a pośrednio ich predyspozycji do samokontroli. Pierwszym ze pojęć kluczowych, które będzie nam tu potrzebne, jest zdolność do samodzielnego odraczania nagród. Jest ona z różnym skutkiem wpajana dzieciom od najmłodszych lat. Drugim słowem, ogólniejszym, jest po prostu samokontrola. Osoba, która nauczy się kontrolować pierwotne impulsy do pozyskiwania przyjemności (wyrzuty dopaminy i innych hormonów), będzie w stanie osiągnąć w dalszym życiu więcej. Łacniej wybierze nabywanie zdolności jako źródło nagród. To, że cywilizowanie polega na wtórnej adaptacji systemu dopaminergicznego do aktywacji aprobatami za nabywanie kunsztu jest centralną ideą tzw. ewolucyjnej teorii piękna. Kultury nagradzające u swoich członków wysiłek, poświęcenie czy kunszt uzyskują przewagę w grze o przetrwanie.

Zrozumienie sfery, w której opisane powyżej siły się przejawiają, jest istotną częścią umiejętności sterowania zarówno zachowaniem pojedynczego człowieka, jak i pchania mas do budowy potężnych imperiów… Inaczej: do wiązania ludzi w kooperujące grupy, powodowane wizją jednego celu. Te zrozumienie to kluczowa „tajemnica” władania potężnymi siłami, które tylko pozornie są zbyt przemożne, by poddać się woli samotnej jednostki lub małej grupki zdeterminowanych. Kluczem jest ideologia służąca zarażaniu wirusami kulturowymi.

Ten proces możliwy jest w społecznościach Homo sapiens dzięki genetycznie wykształconych podatnościach: na indukcję rytmu (s. 307), synchronię ustanawianą dzięki mechanizmom neurofizjologicznym, które odpowiadają za zjawiska chorób socjogenicznych, wywoływanych celowo lub instynktownie przez jednostki charyzmatyczne (m.in. tzw. samce alfa) i elity hierarchiczne, (zob. s. 536) oraz omawiany tutaj wszechpotężny instynkt dominowania hierarchicznego. Pierwotną i aktualną funkcją jest – tak u ludzi jak i u zwierząt żyjących społecznie – przede wszystkim pierwszeństwo w dostępie do pozyskiwanych kolektywnie zasobów i tworzenie wspólnot zdolnych do kolektywnego zdobywania zasobów niezbędnych do przetrwania. □

Zastosowania praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Od wszelakich złych nawyków, racz nas wybawić
Niech twoja mowa będzie „tak, tak” albo „nie, nie”. A co nadto jest, od twych od twych uciążliwych dla otoczenia uzależnień hormonalnych pochodzi8.
B. Walcz z uzależnionymi jak z graficiarzami

Podstawową, ultra-skuteczną taktyką walki z wandalami malującymi graffiti bez pozwolenia jest natychmiastowe zamazanie napisu, choćby miało to zdewastować obiekt jeszcze bardziej. Należy odebrać sprawcy choćby i jednodniową narkotyczną satysfakcję z tego, że ktoś ogląda jego dzieło.

Na tej samej zasadzie, gdy tylko wykryjesz, że poznana właśnie osoba praktykuje kosztem innych szprycowanie się hormonami poprzez zachowania toksyczne – uciekaj. Albo sam „ustanów dominację”, opisując wprost, co widzisz i na co nie pozwolisz. Wadą tej taktyki jest to, że stawianie oporu lub opinia osoby nie dającej sobie w kaszę dmuchać niektórych może tym bardziej zachęcić do agresji dominacyjnej – opór ofiary często tylko zwiększa podniecenie gwałciciela.

C. Drobne uprzejmości cywilizują

Te społeczności są w stanie wygenerować wyższą spójność i poczucie wspólnoty, w których zachowania sankcjonowane obyczajem i rytuałem pogłębiają i wzmacniają wzajemny szacunek i zaufanie grupowe.

Na Tajwanie, w Japonii i ogólnie w sferze oddziaływania cywilizacji konfucjańskiej od wczesnych lat ludzie warunkowani są silnym tabu ukrywania konfliktów i nakazem sygnalizowania przyjaznych intencji. Siłą kontrastu zetknięcie się z tą konfucjańską uprzejmością (oczywiście często udawaną) jest silnie pozytywnym przeżyciem dla każdej osoby przybywającej w tamte strony z Zachodu.

D. Rozpoznawaj i zarządzaj aktami „ustanawiania dominacji”

Czas spojrzeć na sprawę z nieco makiawelicznej strony. Formalne i nieformalne hierarchie to narzędzia do osiągania celów. Istnieją sytuacje, w których dominację trzeba narzucić, aby zoptymalizować pracę zespołową. W pierwszym epizodzie serialu Misja Afganistan widzimy scenę, w której nowo mianowany dowódca kompanii przybywa na pierwszą zbiórkę i w zmyślny sposób pokazuje, kto tu rządzi. Wpierw sam rozkłada i składa karabin, nakazując mierzyć czas. Następnie rzuca podkomendnym wyzwanie: „No, który zrobi szybciej?!”. Nikt nie dał rady. Dowódca został samcem alfa.

Uniwersalna porada: aby zapewnić sobie odpowiednią pozycję, należy zawczasu zaaranżować sytuację, w której „ustanowimy dominację” w sposób kontrolowany. Musimy też być zawsze gotowi na chwilę, w której ktoś nagle – uznawszy, że wykrył naszą słabość lub moment słabości – zdecyduje się kontestować naszą pozycję.

E. Pogódź się z pesymistyczną maksymą wspaniałego rozmówcy

Praktyczne zastosowanie powyższej wiedzy oznacza nabycie zdolności i woli do zarządzania przepływami statusu w swoim otoczeniu społecznym. Ideałem dyskusji jest oczywiście spotkanie dwóch ludzi, którzy – w myśl wzorców głoszonych przez Karla Poppera – wspólnie dochodzą do prawdy. Jednak gdy w grę wchodzi ego i poczucie ważności z grubsza ociosanych małpoludów, jak żartobliwie opisywał to Stanisław Lem, rozmowy międzyludzkie da się podsumować m.in. moją pesymistyczną maksymą:

Chcesz być wspaniałym rozmówcą?Pozwól temu drugiemu, aby był koszmarnym.

Odkładając na chwilę na bok wszystkie dowcipne wywody i sarkazm, sekretem wspaniałego mówcy jest podwyższyć – nawet swoim własnym kosztem – status osoby, z którą się rozmawia. Po prostu daj się drugiej osobie wygadać, nawet kosztem uszczerbku na własnym zdrowiu. Nie da się oczywiście zrobić tego z każdym, gdyż takie dobrowolne oddanie pola często uznawane jest za słabość i zachętę do wymuszeń.

Zrozumiawszy jednak zarysowane powyżej cechy żywiołów powodujących naszymi zachowaniami, można pokusić się o zaprzęgnięcie ich do swoich celów.

Gdy zidentyfikujemy „fetysz” rozmówcy, możemy zaspokoić jego „głód narkotyczny”. Połóż na stole transakcję-przynętę: daj mu prestiż, okazję do dominacji, daj się wygadać itp. Ale w zamian za smakołyk niech zrobi sztuczkę – to, czego od niego potrzebujesz. Twoja pozornie niewinna odmowa często kończy znajomość lub prowokuje akt skrytej lub skrajnie agresywnej zemsty. Logika tej zemsty jest prosta: właśnie narkomanowi na „głodzie” zabrałeś sprzed nosa działkę heroiny!

Dostrzegając czyjąś ambicję awansu w hierarchii, pomóżmy ją zrealizować – dług wdzięczności będzie wieczny. Musimy pamiętać o innej ważnej regule: wielu z nas wręcz uwielbia robić drobne złośliwości lub demonstrować swój wyższy status (lub kontestację niższego) w sposób skryty, zakamuflowany. Często zresztą te drobne złośliwości i kontestowania hierarchii popełniamy bezwiednie, potem gorzko żałując. Dlatego właśnie dyscyplina trzymania buzi na kłódkę jest kluczową umiejętnością. Milczenie jest złotem. Na równi z przygotowaniem.

F. Wymuszaj własne reguły gry

Jednym z najbardziej trafnych wzorców postępowania podzielił się prof. Bralczyk, wykładając retorykę na Uniwersytecie Warszawskim. Otóż istnieje pięć „poziomów/trybów” interakcji. Ten najbardziej formalny znamy z rozpraw sądowych, pism urzędowych i z ust ludzi o statusie znacznie wyższym od naszego.

Kolejne szczeble „drabiny eskalacyjnej” negocjacji statusu to słowa osoby, która chce sprawnie załatwić sprawę („Dzień dobry, poproszę dziesięć palet cementu, jak ostatnio, na fakturę i z dowozem”). Najbardziej familiarnym lub też intymnym poziomem jest zwracanie się do kogoś bardzo dobrze znanego – małżonka bez obecności osób trzecich, do małego dziecka czy serdecznego przyjaciela z piaskownicy albo z wojska, zwłaszcza „przy butelce” („Zdzisiu”, „Tomciu”).

Koncepcja pięciu poziomów jest wyjątkowo użyteczna. Próby interakcji między osobami formułującymi wypowiedzi ze zbyt odległych poziomów prowadzić mogą do trzech rezultatów: niemożności współpracy, poważnego spięcia i śmiertelnej obrazy lub… sytuacji komicznych.

Z wywoływania tych ostatnich słynął zaprzysięgły mizantrop Haviland Tuf, bohater opowiadań SF George’a R.R. Martina. Tuf, lubujący się w rozpoczynaniu wypowiedzi od słów „Szanowny Panie…”, słynął z niechęci do bliższego kontaktu z ludźmi, zwłaszcza fizycznego. W jednym z epizodów swojego dystansującego zachowania, o którym jednak zawsze skwapliwie i z wyprzedzeniem informował, w świetle jupiterów i tysięcy kamer odmówił przyjęcia wyciągniętej dłoni przewodniczącego rady całej planety.

Zaryzykuję twierdzenie: niektórzy ludzie prą na siłę do zmiany poziomu interakcji, gdyż na tym nowym mają więcej możliwości do realizacji skrytych aktów złośliwości lub zaspokajania swoich tajnych dominacyjnych fetyszy. Nie ma co ukrywać, wszyscy – łącznie ze mną – bywamy w jakiś sposób toksyczni dla innych, zwłaszcza gdy stawiamy na swoim, jesteśmy asertywni, nie chcemy ustąpić, pokazujemy wolę obrony własnych wartości itd.

Zmiana poziomu to zwykle próba przeciągnięcia kogoś na siłę – zwłaszcza przy osobach trzecich – z poziomu właściwego (domyślnego) dla danej interakcji społecznej i narzucenia swojego. Takie narzucenie dominacji znakomicie odmalował mistrz dialogu Andrzej Sapkowski w Bożych bojownikach. Biskup Wrocławia zwracał się per „Grzesiu” do Grzegorza Hejncze, papieskiego inkwizytora:

– Milczący coś jesteś, Grzesiu – zauważył Konrad z Oleśnicy, biskup Wrocławia, bacznie przypatrując się inkwizytorowi. – Jakbyś niezdrów był.
Sumienie? Czy żołądek? […]
– Z podziwu godną konsekwencją i uporem pozwala sobie wasza biskupia dostojność zwracać się do mnie w sposób szczególnie familiarny. Pozwolę sobie i ja na konsekwencję: po raz kolejny przypomnę, że jestem papieskim inkwizytorem, delegatem stolicy apostolskiej na diecezję wrocławską.
Z racji urzędu należy mi się szacunek i odpowiedni tytuł. „Grzesiem”, „Jasiem”, „Pasiem” czy „Piesiem” może sobie wasza dostojność zwać swych sługusów, kanoników, spowiedników i przydupników.
– Wasza inkwizytorska wielebność – biskup włożył w tytuł tyle pogardliwej przesady, ile zdołał – nie musi mi przypominać, co mogę. Sam najlepiej to wiem. To łatwe: ja zwyczajnie mogę wszystko.
G. Wejdź w buty małpoluda

Praktyczną poradą będzie kwestia przechodzenia na „ty”, czyli zmiany „poziomu interakcji”, którą rozmaite języki

i kultury w różny sposób dopuszczają i umożliwiają. Są ludzie, z którymi wręcz nie wolno przechodzić na „ty”, gdyż w istotny sposób prowadzi to m.in. do trudności z realizacją współpracy na poziomie profesjonalnym. Kluczem zdaje się być ta reguła: jeśli w aktualnym stanie znajomości należycie funkcjonuje relacja wzajemnego szacunku, poziomu komunikacji nie należy zmieniać.

Optymalny stan należy oceniać po tym, czy któraś ze stron nie nadużywa swojego statusu, by uniknąć honorowania niekorzystnych dla siebie uzgodnień. Nowy „ty” (świeżo pozyskany serdeczny kolega) może zaoferować realizację zlecenia bez pieniędzy. To prowadzi do tego, że zlecający bezpowrotnie traci instrument „płacę i wymagam”, wymuszający jakość i terminowość. Wykonawca zyskuje zaś pole do lekceważenia niewygodnych dla siebie uzgodnień. Rany, ileż razy mi się coś takiego przytrafiło! Często jest tak, że inicjator sytuacji po prostu realizuje swoją potrzebę dyktowania zasad interakcji nawet kosztem utraty zarobku.

Miejmy w pamięci naczelną zasadę bezpieczeństwa w interakcjach ze „z grubsza ociosanymi małpoludami”:

Uczciwego traktowania i przestrzegania warunków umów spodziewaj się wyłącznie wtedy, gdy jesteś stroną o w miarę równym statusie.

Dominacyjnie pozyskane prawo do rozsądzania, co jest dobre, a co złe, to potężna władza. Jeśli potencjalny partner narzuca swoją dominację i stara się zyskać jakąś formę nietykalności za własne wykroczenia i inne działania, trzeba brać nogi za pas lub kontratakować! To jest właśnie uzasadnieniem

dla ścisłego przestrzegania zasady rozłącznego traktowania relacji prywatnych i biznesowych, czego naucza powiedzenie „z rodziną dobrze wychodzi się na zdjęciu”. Jeśli incydent dominacyjny o nazwie „serdeczna przyjaźń” pozbawia nas zabezpieczenia w postaci możliwych do wyegzekwowania sankcji chroniących nasze interesy, należy bezwzględnie zrezygnować, zanim – zamiast podpisania kontraktu – „przybijemy piątkę” i wleziemy w paskudną pułapkę.

Przykładem najbardziej toksycznego typu taktyk narzucania dominacji, która zapewnia nietykalność, jest osiągnięcie tzw. wyższości moralnej (ang. moral high ground). To właśnie ofiarą tego triku stał się wspomniany wcześniej Ben Shapiro. Podobnie jest z tzw. „mikroagresjami”, których uznaniowość czyni je perfekcyjnym narzędziem linczu: niszczenia kariery i reputacji każdego, choćby za krzywe spojrzenie na „osobę o identyfikacji chronionej”.

Gdy zauważymy, że ktoś chce nas zdominować, obmyślmy sprytne kontrposunięcie lub unik otwierający „przeciwnikowi” drogę do obrócenia swojej próby dominacji w żart. Mój ulubiony przykład niegroźnych, rytualnych przepychanek to wyjątkowo zabawna mina wyrażająca zaskoczenie u osoby, która swego czasu podała mi do uściśnięcia dłoń wierzchem do góry. Takie podanie dłoni to powszechny, realizowany „niby od niechcenia” i często bezwiednie sygnał dominacji – ktoś uznawany za równego dostaje do podania dłoń ustawioną pionowo. Przy którymś spotkaniu bez chwili zastanowienia złapałem za podaną [do ucałowania upierścienioną] dłoń od góry. Moje na wierzchu! Sygnał, choć dany komuś, z kim zasadniczo byłem dobrym kumplem, był jasny: żadnego „Grzesia” czy „Jasia”. Zasady partnerskie albo „do widzenia”.

W wielu kontekstach, w tym w stosunkach międzynarodowych i dyplomacji, narzucenie dominacji statusowej jest równoznaczne z narzuceniem własnej sprawczości, zdolności i możności do ustalania reguł gry. To także przejaw siły negocjacyjnej, realnej lub pozowanej. Walka o status i sprawczość jest przejawem stanu wojny, o której Oriana Fallaci mówiła, iż jest przejawem nie tyle natury Homo sapiens, co częścią świata. Gdy pojmiemy, że jest esencją naszego życia, przysparzając sobie i innym raz radości, raz upokorzeń, możemy z większym dystansem i mniejszym pesymizmem delektować się Wstępem do bajek Ignacego Krasickiego, mistrza obserwacji ludzkiej natury:

Był młody, który życie wstrzemięźliwie pędził;Był stary, który nigdy nie łajał, nie zrzędził;Był bogacz, który zbiorów potrzebnym udzielał;Był autor, co się z cudzej sławy rozweselał;Był celnik, który nie kradł; szewc, który nie pijał;Żołnierz, co się nie chwalił; łotr, co nie rozbijał;
Był minister rzetelny, o sobie nie myślał;
Był na koniec poeta, co nigdy nie zmyślał.
– A cóż to jest za bajka? Wszystko to być może!
– Prawda, jednakże ja to między bajki włożę.
H. Rozpoznawaj uznanie zwierzchnictwa

W kontekście powyższego idealną ilustracją jest scena z filmu Ojciec Chrzestny (1972, reż. Francis Ford Coppola). W bodaj najsłynniejszej scenie filmu do Dona Corleone przychodzi niejaki Bonasera, ojciec szukający realizatora zemsty za pobicie i poniżenie córki.

Petent oferuje transakcję handlową: chce zlecić morderstwo gangsterowi. Corleone domaga się innej wymiany: chce walidacji dla swojej organizacji mafijnej oraz uznania swojej pozycji dominującej (źródła sprawiedliwości) w lokalnej społeczności – w zamian udzieli pomocy bez pobierania honorarium. Dwaj mężczyźni negocjują w osobliwym pojedynku woli, aż przychodzący po prośbie ojciec kapituluje – w geście uległości całuje ojca chrzestnego w rękę.

I. Uzależnienia od jedzenia
Otyli żyją krócej. Ale jedzą dłużej.
Stanisław Jerzy Lec

Uzależnienia od spożywania określonych typów potraw są klasą same dla siebie. Czekolada i ogólnie słodycze – ciekawostka rozumiana świadomie przez zadziwiająco mało osób – powodują zwiększone wydzielanie endorfin, które uśmierzają ból i mają działanie antydepresyjne.

Ale endorfiny produkowane są też, gdy w naszych ustach znajdzie się coś pikantnego. Do tej zaś obserwacji nie dochodzi praktycznie nikt! Ktoś, kto uwielbia jeść pikantne potrawy, jest w gruncie rzeczy uzależniony od endorfin. Osoba nałogowo jedząca rzeczy bardzo pikantne popadła w ciężkie uzależnienie hormonalne. Spostrzeżenie to można zmienić w poradę. Z dużą dozą pewności można stwierdzić, że taka osoba reguluje samopoczucie i nastrój „substancjami”, a nie za pomocą wyuczonych nawyków samokontroli i twórczej aktywności. Zamiast mechanizmu:

sukces satysfakcja/szacunek „hormony szczęścia” wzmocnienie nawyków samodyscypliny

taka osoba realizuje schemat

jedzenie słodko/pikantnie „hormony szczęścia” (w tym przypadku uśmierzające ból endorfiny).

Ultymatywną poradą i wytyczną dla oceniania ludzkich charakterów, byłoby więc:

Zidentyfikuj typ bodźców, które oceniana osoba zaprzęga do uruchamiania hormonalnych mechanizmów samonagradzania.
J. W niewoli władzy i sławy
– Co mają ze sobą wspólnego politycy i pieluszki jednorazowe?
– Jedno i drugie trzeba często zmieniać – i to z tego samego powodu.

dowcip amerykański

Ten niepozorny dowcip odnosi się do słynnego powiedzenia Lorda Actona – „władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie”. Dobrze, korumpuje, ale w jaki sposób? A przy okazji – jaka jest największa zaleta demokracji przedstawicielskiej?

Odpowiedzi dostarczają obserwacje uzależnienia od atencji innych, których w obfitości dostarczają portale społecznościowe. Coraz większe zastrzyki uwielbień ze strony wyznawców i zwolenników powodują ciężkie uzależnienie od wyrzutów dopaminy. Jego ofiarą padają słynni artyści, sportowcy, „gwiazdy Instagrama” i politycy. O, tak! Sława to najgorsze przekleństwo. Kadencyjność na pozycjach władzy to – w tym świetle – jedno z największych osiągnięć cywilizacyjnych świata zachodniego.

W powieści SF Sfery Piersa Anthony’ego opowieść rzuca nas sto lat świetlnych od Ziemi, na skraj terytorium przyznanego ludzkości w galaktycznej hierarchii. Na planecie, z uwagi na oddalenie od centrum cywilizacji, panuje epoka kamienna. Szokującym obyczajem plemiennym, zupełnie niezrozumiałym dla dzieciaka, którym byłem przy lekturze książki, było rytualne zabijanie naczelnika plemienia po upłynięciu jego kadencji obejmowania pozycji. „Gdy byłem dzieckiem, myślałem jak dziecko…” Aktualnie, z perspektywy choćby i powyższych wywodów, koncepcja autora wydaje się całkiem do rzeczy. To tak tytułem żartu, oczywiście.

K. Chcesz zostać ubóstwianym przywódcą? podnoś status podwładnych lub im to umożliw

Najskuteczniejsze machiny imperialne w historii ludzkości to te, w których awans i prestiż były nagrodą za poświęcenie na polu bitwy. Ale w działaniu są też inne mechanizmy. W Potopie, szykujący zdradę książę Radziwiłł „bierze pod łokieć” wszystkich po kolei, by przypominaniem dawnych zasług lub odległych powiązań rodzinnych skrócić dystans rang. Stąd

maksyma przywódcy: dokonuj drobnych aktów podniesienia statusu osób niższych pozycją.

Z tej reguły da się wyprowadzić najskuteczniejszy znany mi test charakteru człowieka (wzmiankowany powyżej):

Zanim zwiążesz się z kimś emocjonalnie lub biznesowo, zobacz, jak ta osoba traktuje ludzi o niższym statusie, którzy nie mają jak się odegrać lub komu poskarżyć.
L. Porada: wykryj „relację wzajemnego szacunku”

Tę poradę uważam za najważniejszą. W zdecydowanej większości przypadków sposób patrzenia na drugą stronę ustala się na samym początku zawierania znajomości, raz na zawsze. Strony interakcji, często bezwiednie, ustalają wtedy zakres dopuszczanych zachowań dominacyjnych. W przypadku skrajnym jeden uzna drugiego za frajera, potencjalną ofiarę docinek lub szykan itp.

Czy osoba, która pozwala sobie na docinki obniżające twój status, zwłaszcza w obecności innych, zaprzestanie praktyk, gdy kupisz sobie lepszy samochód albo spróbujesz wyłamać się z pozycji podporządkowania i uległości? Nie! Ani nie „spojrzy na ciebie z nowym szacunkiem”, ani nie przeprosi za wcześniejszą błędną klasyfikację.

Tę prawidłowość widzimy w filmie Powrót do przyszłości (1985, reż. Robert Zemeckis). Ojciec głównego bohatera przez całe życie jest pomiatany i wykorzystywany przez osiłka. Zmiana tego trendu, tej miniaturowej „siły psychohistorii” (utrwalonej wcześniej struktury hierarchicznej w społeczności), wymagała podróży w czasie i skomplikowanych zabiegów. Z nieodzownym aktem publicznego dania osiłkowi w ryj – aktem ustanowienia nowego porządku rzeczy, nowego układu hierarchicznego i dominacyjnego.

M. Niespełnialne ambicje są zawsze piętą achillesową

Niemożliwą do zweryfikowania teorią jest to, że Napoleonem, prowincjuszem z Korsyki, powodowała ambicja awansu społecznego do roli władcy równego monarchom Prus, Anglii czy Rosji. Czy to ta ambicja kazała mu podczas wyniesienia do godności na cesarza wyrwać koronę z rąk papieża i samodzielnie założyć ją sobie na głowę?

Takie skryte ambicje i potrzeby, jeśli zostaną rozpoznane przez innych, czynią nas przewidywalnymi. Władają naszym losem, zmuszając do wydatkowania energii na realizację niespełnialnych marzeń i zamiarów: czy to szacunku u osób które nigdy nie przestaną patrzeć na nas z góry, czy – w przypadku cesarzy – podbijania terytoriów, nad którymi kontrola jest niemożliwa. Prawidło postępowania jest proste: Jeśli przy pierwszej interakcji ktoś już raz uzna nas za niższych od siebie statusem, nie jest możliwa rewizja tej postawy. Zawsze już pozostaniemy zaszufladkowani jako ci, na których patrzy się z góry. Kropka.

N. Podsumowanie: nieuświadomione tabu i więźniowie przyjemności

Wszystkie powyższe prawidła ludzkich interakcji umykają nam z jednego ważkiego powodu. Są wypychane z pola naszej świadomości przez tabu związane z funkcjonowaniem bardzo silnych, choć ukrytych, relacji hierarchicznych. Relacje te działają nawet między ludźmi deklarującymi uznanie wzajemnej równości.

Drugim problemem percepcyjnym jest równie niewygodna Prawda. Bardzo łatwo stajemy się więźniami łatwych przyjemności – wszyscy, łącznie ze mną. Opancerzenie dziecięcego i dorosłego umysłu zbroją samokontroli to często bardzo nieprzyjemny proces, a przy tym kluczowe pole bitwy z degeneratami, których ideologie energeetyzujące bazują na uznaniu treningu samokontroli i wyuczenie odpowiedzialności osobistej za „systemową opresję”. Sprowadza się to do kluczowej, trzysegmentowej Prawdy (zob. VII.7):

Społeczności ludzi to homeostaty wyższego rzędu, które generują swoją zdolność przetrwania kosztem członków. Zachowania kooperacyjnenależy wymusić, a mechanizmem wykształconym ewolucyjnie do tego celu są hierarchie. ■

  1. 1 O tym, jak ludzkie motywacje oraz obyczajowość uwikłane są w produkowanie hormonów nagrody, można przeczytać m.in. w książce D. Libermana oraz E. Longa pt. Mózg chce więcej. Dopamina. Naturalny dopalacz.

  2. 2 Ramka na podstawie Daniel Lieberman, Michael Long, op.cit., r. 2 Narkotyki.

  3. 3 https://www.merriam-webster.com/dictionary/monomania [dostęp 2025.02.15].

  4. 4 Henryk Sienkiwicz, Potop, r. 34. Patrz porada I poniżej.

  5. 5 Lynne Olson, Stanley Cloud, Sprawa Honoru. Zapomniani bohaterowie II wojny światowej, AMF, Warszawa 2004, s. 22.

  6. 6 Ben Shapiro and Malcolm Nance on Critical Race Theory | Real Time with Bill Maher (HBO), https://youtu.be/dwgsbZ1MsAE, [dostęp: 12.09.2021 r.]. Jeden z komentujących internautów zauważa celnie, że Nance nie mówi nic, co by miało wartość merytoryczną, a więc dawało się poddać konstruktywnej krytyce.

  7. 7 Wypowiedzi dokonawcze czy dokonania wypowiadalne? [w:] Piotr Plebaniak, Sun Zi i jego Sztuka wojny, Chiron, Kraków 2023, s. 633–636.

  8. 8 Mt 5,37. Strawestowana sekcja passusu w oryginale: „a co nadto jest, od Złego pochodzi”. Ważne zastrzeżenie: wszyscy nosimy w sobie ogromną potrzebę, aby ktoś wysłuchał uważnie i ze zrozumieniem naszych trosk i dostrzegł osiągnięcia. Ta potrzeba jest jednym z krańców (a może „kolców”) wielowymiarowego spektrum toksyczności, którego krańcem opisanym powyżej są zachowania dominacyjne. Absolutnie mistrzowski opis tej potrzeby znajdziemy w powieści A. Ziemiańskiego Achaja, t. 1, r. 33, w którym seksworkerczynie (k…wy) słyszą od swojej burdel-mamy następujący instruktaż: „Wy macie dać, co nie dają żony, co nie dają przygodne dziewczyny. Wystarczy, jak siądziesz z nim i wysłuchasz, co on ci ma do powiedzenia. Nie wygadując przy tym własnych bredni. [...] Po prostu słuchaj, nie usiłując postawić na swoim. [...] Potakuj tak, jakbyś rozumiała, co się do ciebie mówi”.

Ryc. 1. Szlaki dopaminergiczne Homo sapiens – ideogram.
Rys. Andrzej Mleczko

Kolorowe naklejeczki i zdrajca Benedict Arnold

Zarządzanie przepływem szacunku jako instrument optymalizacji homeostazy w organizacjach

Zaszkodzisz swojej reputacji, jeśli w ten sposób sprowadzisz na dwór kandydata na pierwszego ministra. Zaczekaj na pomyślny dzień i przygotuj ceremonię nominacyjną, traktując Guan Yiwu z honorami należnymi dla pierwszego ministra. Okazując szacunek temu, który w przeszłości był wrogiem, zdobędziesz świat swoją dobrocią, a utalentowani wędrowni doradcy sami przyjdą do twojego kraju, aby służyć ci radą.

porada udzielona księciu Huan, wysłuchana1

God given right to smuggle2

W połowie drogi od miasta Nowy Jork do kanadyjskiego Montrealu znajduje się pole bitwy pod Saratogą. Bitwa była jedną z kluczowych potyczek amerykańskiej wojny o niepodległość. W jednym z zakątków Parku Historycznego Saratoga znajdziemy niepozorny pomnik. Podpisany jest on słowami „Pamięci najwybitniejszego żołnierza Armii Kontynentalnej”. Ów żołnierz przeprowadził niezwykle śmiały manewr, dając Amerykanom zwycięstwo. Swój wyczyn przypłacił utratą jednej nogi, przygniecionej przez konia.

Pomnik nie wymienia jego imienia. Imiona zdrajców należy zapomnieć. Ja jednak je tu przypomnę, gdyż perypetie Arnolda są dla nas wyjątkowo doniosłą lekcją.

Ryc. 1. Mapa poglądowa terenu przemarszu brytyjskich ekspedycji z Montrealu w kierunku miasta Nowy Jork

Benedict Arnold (1741–1801) był bohaterem amerykańskiej wojny o niepodległość. Dorobił się majątku na przemycie, którym mieszkańcy kolonii amerykańskich trudnili się powszechnie. Była to forma oporu i obrony przed „opresją fiskalną” korony brytyjskiej. Opresja zaś była próbą korony radzenia sobie z potężnymi deficytami po wojnie z Francją. Był więc Arnold wręcz ikonicznym produktem „rewolucji amerykańskiej”, a jego działalność ucieleśnieniem hasła napędzającego lawinę tamtych zdarzeń – danego przez Boga prawa do bogacenia się.

Ryc. 2. Widok z fortu Ticonderoga. Jego walory blokowania drogi wodnej między Kanadą a Nowym Jorkiem przebija jedynie „widok za milion dolarów” na zakręt rzeki Hudson, nad którym dominował zaprojektowany m.in. przez Tadeusza Kościuszkę fort West Point.

Zasługi Arnolda dla Sprawy były nieocenione. Na samym początku wojny, 10 maja 1775 roku, udało mu się przez zaskoczenie opanować fort Ticonderoga, strzegący strategicznego przewężenia jeziora Champlain, kluczowej drogi wodnej między Kanadą a amerykańskimi koloniami dalej na południe.

W październiku 1776 roku Jezioro Champlain stało się areną kolejnego wyczynu Arnolda. Udało mu się spowolnić brytyjską flotę inwazyjną na tyle, że ekspedycja musiała wrócić do Kanady z powodu zbliżającej się zimy. To pozwoliło Amerykanom przetrwać do następnego roku.

Nienagrodzone zasługi w młodej merytokracji

Zastanawiające jest to, że praktycznie wszystkie opracowania tego tematu skwapliwie pomijają przyczyny, dla których Benedict Arnold był traktowany z pogardą i lekceważeniem. Być może masońskim Ojcom Założycielom, którzy sami wywodzili się z establishmentu i byli angielskimi dżentelmenami, nie podobało się parweniuszowskie pochodzenie Arnolda. Był on pomijany w awansach mimo zasług wręcz nadzwyczajnych. W końcu – gdy awans dostało pięciu młodszych rangą oficerów, a on nie – zrezygnował.

Namówiony przez gen. Waszyngtona do powrotu do armii, trafił pod komendę gen. Gatesa. Między dwoma żołnierzami panowały szczególnie złe relacje. Doszło do sytuacji, w której Gates pozbawił Arnolda dowództwa tuż przed ważną bitwą. Wtedy to, w czasie bitwy o Bemis Heights (7 października 1777), Arnold samowolnie przejął dowodzenie i poprowadził atak na linie brytyjskie. Pod naporem tego ataku Brytyjczycy poszli w rozsypkę, co walnie przyczyniło się do kluczowego zwycięstwa strony amerykańskiej.

Zaledwie dziesięć dni później losy kampanii tego roku zostały przypieczętowane w bitwie pod Saratogą. Brytyjska armia ekspedycyjna poddała się w całości. Zasługi Arnolda

w tej bitwie zostały – a jakże by inaczej – umniejszone. Większość zasług przypisał sobie sam Gates. To poświęcenie w tej właśnie bitwie Arnold przypłacił utratą nogi.

Zdrada

Arnolda, po stracie nogi niezdolnego do służby w polu, mianowano gubernatorem wojskowym Filadelfii. Tam światło dzienne ujrzały nie do końca pozytywne cechy bohatera wojennego. Prowadził życie ponad stan i ożenił się z kobietą, której ojciec miał sympatie lojalistyczne. Droga do zdrady stawała się drogą bez powrotu.

W roku 1779 Arnold rozpoczął tajne negocjacje, w których uzgodniono, że ma on doprowadzić do przejęcia przez Brytyjczyków fortu w West Point – w zamian za pieniądze i stanowisko dowódcze. Spisek wydał się, gdy żołnierze Armii Kontynentalnej schwytali brytyjskiego kuriera wiozącego obciążające Arnolda dokumenty. Bohater-zdrajca

salwował się ucieczką na stronę brytyjską.

Co ciekawe, nawet swoją zdradą i ucieczką Arnold przyczynił się sprawie Rewolucji Amerykańskiej – tak dosłownie nazywają Amerykanie „wojnę o niepodległość”. Upublicznienie zdrady sprawiło, że zmieniły się nastroje społeczne.

Zniechęcenie licznymi porażkami na polach bitew oraz przedłużającą się wojną wyparowały. W ich miejsce znów pojawiła się determinacja.

Zarządzanie motywacją i ambicją

Losy i decyzje Arnolda są przedmiotem dociekań do dziś. Niektórzy zarzucają mu wady charakteru i doszukują się traumatycznych epizodów lub niskiej samooceny w okresie dziecięcym i dorastania. To właśnie potrzeba kompensacji własnego wizerunku miała być czynnikiem motywującym Arnolda do nadzwyczajnych czynów wojennych.

Z tego punktu widzenia, niezależnie od motywów, jakimi kierowano się w pomijaniu Arnolda w awansach, był to absolutnie kardynalny błąd instytucjonalny armii amerykańskiej. Dowódca dowódców, którym był Jerzy Waszyngton, powinien był rozpoznać główny czynnik motywujący Arnolda, niezależnie od identyfikacji konkretnej przyczyny, która powołała ten czynnik do działania.

Historyk Radosław Sikora za pomocą fascynującego materiału źródłowego z epok historycznych wykłada esencję tego, jak zarządza się motywacją w kontekście wojskowym. Na potrzeby własnego wywodu tyczącego się budowania posłuszeństwa rozkazom w armiach historycznych, Sikora wymienia sześć typów motywacji mogących powodować zachowaniem człowieka3. Wymieniam je, opatrzywszy własnym komentarzem:

W maksymalnym skrócie motywacje żołnierza i zasadniczo każdej istoty ludzkiej mogą być determinowane m.in. przez kulturę (formatowanie cywilizacyjne), wydarzenia życia osobistego, wpływ mentorów lub brak takowych. Poniżej przytaczam kilka prostych spostrzeżeń Sikory.

Konieczność wymuszenia wykonania rozkazu dowódcy rozwiązywali, sprawiając, że żołnierz bardziej bał się kar i własnego dowódcy niż wroga. „Za jednego bitego dam siedmiu niebitych”, miał mawiać car Mikołaj I w odniesieniu do systemu szkolenia poborowych, z których kurs pod szyldem „bij, a ucz” przeżywać miało 20–30%4. Dla kontrastu Sikora wyjaśnia, że wobec towarzyszy husarskich kar cielesnych nie przewidywano. Najdotkliwszą karą za wykroczenie, zwłaszcza na polu bitwy, było pozbawienie dobrego imienia.

W tym systemie zarządzania kijem i marchewką dla husarza motywacją było mianowanie na urząd, najczęściej starosty. Piastowanie urzędu było godnością, jako że nie wiązało się z otrzymywaniem pensji (brak motywacji ekonomicznej).

Edukacja oraz socjalizacja młodego człowieka polegają na zbudowaniu struktury sprzężeń zwrotnych w umyśle wychowanka. W młodym człowieku wykształca się potrzebę docenienia zasług i umiejętności, zwłaszcza jeśli są to rzeczy w jakiś sposób pożyteczne dla społeczności. Prawidłowo zrealizowane zadanie to kolorowa naklejka wklejana do zeszytu przez nauczyciela, order dla żołnierza, dyplom pochwalny od władz uczelni, „uśmiech kierownika odciśnięty w betonie” (w skeczu z Bogdanem Smoleniem). To wieczne pióra dawane przez profesorów w uznaniu wybitnego osiągnięcia kolegi w kultowej scenie filmu Piękny umysł (2001, reż. Ron Howard).

Lojalność tożsamościowa, której elementem jest patriotyzm, zdaje się być mieszanką motywacji etycznych oraz ideologicznych. Produktem procesu socjalizacji jest gotowość jednostki do poświęcania swojego własnego dobra dla dobra całej społeczności. Im sytuacji bliżej do „warunków wojennych”, tym większe są i nagrody dla poświęcających się, i kary oraz restrykcje dla zdrajców. Prawo i obyczaje mają w repertuarze pokazowe kary dla dezerterów, tępienie defetyzmu, indoktrynację do zbiorowego, ukierunkowanego wysiłku. Wymieniłem właśnie kolektywnie nabywane cechy psychiki, które są głównymi celami ataku w tzw. wojnach hybrydowych, wojnach duchowych (ang. spiritual warfare).

Monumenty dla poległych i proste „dziękuję”

Jeden z najbardziej trafiających w poczucie przyzwoitości przykładów niedocenienia poświęcenia miał miejsce w trakcie odsieczy wiedeńskiej. Radosław Sikora opisuje wielki afront, jaki spotkał i króla, i towarzyszy husarskich ze strony cesarza Leopolda I, który nie skłonił się w podzięce za odsiecz ani królowi, ani towarzyszom husarskim:

Gdy cesarzowi prezentowano królewskiego syna, hetmanów i senatorów polskich, ten nie raczył sięgnąć ręką do kapelusza, by choć zamarkować jego uchylenie. Sobieski, widząc to, mało nie zdrętwiał. Ale nie chcąc dać cesarzowi satysfakcji, a jego otoczeniu powodu do śmiechu, przemówił jeszcze kilkoma słowy, po czym odjechał. Wówczas na życzenie Leopolda I, poprowadzono go przed polską armię. Cesarz: „widział wojsko nasze, które okrutnie było żałosne i głośno narzekało, że im przynajmniej kapeluszem tak wielkiej ich pracy i straty nie nagrodzono”5.

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Szacunek bohaterom

Odmowa szacunku i uznania zasług wbudowanych w proste dotknięcie kapelusza w zamian za uratowanie stolicy cesarstwa jest pamiętana równie długo, co realizacja gestu. Innym, niemal bliźniaczym przykładem z naszej polskiej historii, który jednych oburza bardziej, a innych mniej, jest decyzja aliantów o wykluczeniu żołnierzy armii polskiej z parady zwycięstwa w Londynie w 1946 roku.

Jeszcze innym – pojawiające się wciąż wypowiedzi o złamaniu szyfru niemieckiej Enigmy w czasie przed II wojną światową. Wkład polskich matematyków w ten zbiorowy wysiłek dawniej skrzętnie, a teraz wciąż – choć wyraźnie w coraz mniejszym stopniu – jest pomijany w narracjach głoszonych w Wielkiej Brytanii.

Przywołując przykład z poprzedniego rozdziału, swego czasu zlekceważyłem niezdolność powiedzenia „dziękuję” u osoby, którą wyręczyłem przy zmianie koła w samochodzie. Niezdolność ta wynikała z ogólnej arogancji, a braku szacunku do mojej osoby w szczególności. Kontynuowanie współpracy z tą osobą, czego łatwo się domyślić, sprowadziło na mnie katastrofalne konsekwencje.

B. Nagradzać wysiłek podwładnych? Oto dylemat!

Nauką dla decydentów dużych organizacji jest to, że podstawą ich codziennej pracy jest niewiarygodnie skomplikowane dzieło zarządzania naturą ludzką. A ludzka natura składa się z umykających percepcji kaprysów. Wielcy przywódcy, mężowie stanu czy założyciele imperiów to ci, którym ta sztuka się udała. Potrafią oni rozpoznać już uformowaną motywację podwładnych, ale też przeformatować ich tak, by powodował nimi zupełnie nowy pakiet dążeń.

Liczne eksperymenty i doświadczenie codzienne wskazują, że ktoś nienagradzany za wysiłek znajduje „ideologiczne” uzasadnienie swojego wysiłku, np. w czynie społecznym. Wykonanie pracy samo w sobie może być nagrodą. W psychologii zjawisko to rozpoznane jest jako posiadanie motywacji wewnętrznej (w miejsce zewnętrznej).

Z tego wyłania się porada praktyczna budowania motywacji wewnętrznej, która zwłaszcza w wojsku jest „na wagę złota”. Oto więc porada dla natchnionego aktu mentorskiego. Przed wklejeniem dziecku kolorowej naklejeczki do zeszytu spytajmy je, czy chce być dumne z kolekcji naklejek, czy może jednak woli wewnętrzną satysfakcję, że ciężką pracą nauczyło się, jak wykonywać zadanie i zasłużyć tym na podziw i szacunek innych. Gdyby ktoś nie skojarzył, to opisany właśnie akt wychowawczy jest częścią procesu formowania mozokortykalnego szlaku dopaminergicznego.

C. Niszcz morale przez atak na satysfakcję z realizowania pożytecznych funkcji

Dla Niszczycieli Cywilizacji i ogólnie agresorów celem wysiłków będzie zaburzyć oraz zniszczyć wszelkie mechanizmy funkcjonujące w sferze tworzenia motywacji do kolektywnego osiągania celów. W arsenale ich środków znajdzie się ośmieszanie integrujących elementów kultury (religii, obyczajów), generowanie i rozjątrzanie konfliktów, demotywowanie.

W repertuarze agresorów jest też szkalowanie ludzi wykonujących zawody związane z zaufaniem społecznym, utrzymaniem porządku i kolektywnego bezpieczeństwa. W czasie „aktu wojny hybrydowej” jesienią 2021 roku (chodzi o próby przerzutu migrantów przez granicę z Białorusią), szkalowanie służb broniących zbiorowego bezpieczeństwa słowami „wataha psów, śmieci” czy „zbiry”, było elementem agresji na Polskę i Litwę, ale godziło także w Unię Europejską i jej zbiorowe bezpieczeństwo.

Metody te, znakomicie zaprezentowane w słynnym wykładzie Jurija Biezmienowa o subwersji ideologicznej, są narzędziem oddziaływania na parametry homeostatu-państwa, które określamy jako szacunek i uznawanie zasług.

D. Daj przyjaźń i szacunek tym o niższym statusie

Warto mieć zawsze w pamięci to, że każdy z nas ma swoje indywidualnie kształtowane poczucie godności. Za nim stoi wymóg jej poszanowania (w języku angielskim opisuje go fraza respect dignity) poprzez traktowanie innych jak równych sobie. Oskarżany o brak lojalności, jeden z bohaterów Diuny Franka Herberta woła:

Myślisz, że potrafię zapomnieć człowieka, który wyratował mnie z niewolniczych harkonneńskich lochów, obdarzył mnie wolnością, życiem i honorem… obdarzył swą przyjaźnią, czymś, co ceniłem nade wszystko?6
E. Daj im godność, a pokochają cię bez reszty
Potrzeba zachowania godności jest jedną z najpotężniejszych sił rządzących ludzkimi reakcjami i motywacjami.

Ten, kto zapewni innym poczucie godności, zapewni sobie fanatyczną lojalność. Ten, kto wyniesie sobie kogoś niższego statusem do rangi przyjaciela i równego sobie, zyska absolutne oddanie, lojalność i gotowość na śmierć – unaoczniają to cytaty na s. 273.

Ten, kto w emocjonalnych przemówieniach przywróci pognębionym godność i honor, odebrane przez podstępnych i przebiegłych, może śmiało porywać się na stworzenie tysiącletniego imperium.

Ten zaś, kto nie dostrzeże w ludzkich sercach tej przepotężnej potrzeby, odmówi prawa do godności i honoru, albo gorzej – poniży lub odmówi potwierdzenia słuszności poglądów, może spodziewać się reperkusji. Przykrych i nieuchronnych. Zainteresowani postarają się przy tym o ich maksymalną dokuczliwość.

Ważkość tego punktu zaczepienia do wpływania na ludzką motywację i działania można opisać, parafrazując słowa jednego z Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych:

daj mi godność, albo daj mi śmierć7.

  1. 1 Piotr Plebaniak, 36 forteli. Chińska sztuka podstępu, układania planów i skutecznego działania, Zysk i S-ka, Poznań 2017, s. 574. Cytując własną książkę, liczę, że dzięki temu mój wysiłek włożony w jej napisanie zostanie lepiej doceniony.

  2. 2 Ang. dane przez Boga prawo do szmuglu. Ten greps jest trawestacją nawiązania do retoryki uzasadniającej wszczęcie rewolucji amerykańskiej (1775–1783). „Szmugiel” odnosi się do bardziej przyziemnej przyczyny buntu kolonii amerykańskich: majątki ich zamożnej elity rosły m.in. dzięki działalności przemytniczej.

  3. 3 Radosław Sikora, Husaria. Duma polskiego oręża, Znak, Kraków 2019, s. 37–38.

  4. 4 Op.cit., s. 41.

  5. 5 Op.cit., s. 44.

  6. 6 Frank Herbert, op. cit., rozdział 25.

  7. 7 Parafraza słów „daj mi wolność, albo daj mi śmierć”, którą Patrick Henry (1736–1799), jeden z amerykańskich Ojców Założycieli, miał zakończyć swoje słynne przemówienie z 1775 roku.

Prawodawcy oraz arbitrzy Dobra i Zła

Kluczowy atrybut legitymizacji władzy

Moje zwycięstwa w czterdziestu bitwach zostałyby zapomniane i zatarte klęską pod Waterloo, ale to, co pozostanie, to Kodeks Praw1.

Napoleon Bonaparte

Przekopując się przez opracowania na temat rozmaitych rewolucji oraz przewrotów, natrafiłem na następujący problem koncepcyjny: dlaczego bolszewicy, w tym Lenin, zamiast po prostu likwidować konkurentów, a potem topić ich ciała w dołach z wapnem, organizowali „teatrzyk”: przesłuchania i wymuszone przyznania się do winy?

„Procesy” były oczywistą farsą, oczywistym dekorum dla jawnego bezprawia. Dlaczego więc sowieccy mordercy polskich oficerów i inteligencji zmuszali swoje ofiary do podpisania dokumentów przyznania się do winy, zanim otrzymały kulę w potylicę? Po co im była ta fatyga? Po co teatrzyk? Po co cały ten biurokratyczny rytuał?

Prawidło

Wygląda na to, że sprawa dotyczy głębszej, filozoficznej warstwy legitymizacji władzy:

Kluczowy atrybut legitymizacji władzy to zdolność stania się źródłem prawa.

To niedoskonałe sformułowanie wymaga więcej namysłu. Rozważmy dwa spostrzeżenia: „My mamy prawa. My reprezentujemy cywilizację”, słyszymy w filmie Monachium (2005, reż. Steven Spielberg) z ust osoby walczącej o przetrwanie państwa Izrael. Kontekst powyższych słów jest ilustracją tego, że niektóre prawa, nawet własne, trzeba ustanowić przy użyciu siły. Niektóre, pracujące dla czystego biologicznego przetrwania społeczności, zawiesić. W filmie Most na rzece Kwai (1957, reż. David Lean) słyszymy drugie kluczowe spostrzeżenie:

Bez praw, komandorze, nie ma cywilizacji.

Słowa te wypowiada jeden z więźniów japońskiego obozu pracy. Prawa są instrumentem wymuszania na członkach grupy, aby poddali się kolektywnej woli i stali instrumentami osiągania kolektywnych celów. W tym przypadku chodzi

o tożsamość kulturowo-cywilizacyjną, której rdzeniem jest wizja pewnego porządku rzeczy i reguł życia społecznego. Film w swojej filozoficznej warstwie to opowieść o fascynującym pojedynku między oficerem brytyjskim a japońskim komendantem obozu pracy o to, który z nich przestrzeganiem praw udowodni, że przynależy do wyższej cywilizacji.

Legitymizacja i definicja ideologii
Jest na to legitymizacja? Czy się mylę?

Słowa padają z ust izraelskiego decydenta, do którego należy opracowanie koncepcyjne odwetu za zamach palestyńskich terrorystów, których słynna akcja w czasie olimpiady w 1971 roku zakończyła się śmiercią jedenastu zakładników i samych terrorystów. Właśnie ta kwestia z filmu Monachium stała się dla mnie inspiracją do napisania tego eseju. Przyniosła bowiem długo szukaną odpowiedź na pytanie postawione na jego początku.

Jednostki i grupy ludzi zdolne do osiągania kolektywnych celów potrzebują moralnego uzasadnienia na stosowanie przemocy – nawet w ewidentnej samoobronie. Nawet w odwecie, który zdaje się być w pełni uzasadniony w sferze pragmatycznej. Jest tak, gdyż samoobrona to czasem i prewencja, i zemsta. Wszystkie te składniki są w niemożliwy do rozwikłania sposób pomieszane w naszych powodowanych emocjami umysłach i konfliktach toczonych między narodami i grupami etnicznymi czy ideologicznymi.

Czym jest ideologia?

Na potrzeby tej książki definiuję ideologię jako

pakiet twierdzeń normatywnych2 lub interpretujących na własne potrzeby „prawa naturalne” świata zastanego, celem usprawiedliwienia stosowania przemocy.

Pakiety te legitymizują prawo do stosowania wszelkich form przemocy i przymusu, w tym indoktrynacji i konwersji nowych „wyznawców”3. Działania usprawiedliwiane etycznie mają na celu zapewnienie przetrwania wyznawcom ideologii indywidualnie i jako grupie ludzi. Służą też do osiągania celów postrzeganych przez nich lub przez postronnych jako kolektywne. A więc ideologie to narzędzia służące energetyzacji swoich wyznawców do wprzęgania się na wyższy poziom ultrakooperacji – wyznawcy zwiększają liczebność i zdolność wewnątrzgrupowej współpracy.

Ideologią w takim rozumieniu będzie nacjonalizm, globalizm, klimatyzm, wszelkie religie, gender, queer i wszelkie ich warianty, mutacje i sojusze. Wszystkie one dyktują nie tylko, jak ma żyć sam „wyznawca”, ale też jak mają żyć inni, czym zaspokajają fetysz władzy. Szczególnie interesująca i aktualna w chwili oddawania tej książki do druku (maj 2022) jest czasem żartobliwie, a czasem na poważnie definiowana „ideologia covidian”, czyli zwolenników tzw. narracji czynników oficjalnych, która usprawiedliwia/uzasadnia drastyczne restrykcje sanitarne w zarządzaniu sytuacją COVID-19.

Trafiamy tu na budzącą silne emocje prawidłowość: posiadanie ideologii i działanie z pobudek ideologicznych może być przedmiotem sporu etycznego. W szczególnie kontrowersyjny sposób widać to w przypadku tzw. przedsiębiorstwa holokaust czy krytycznej teorii rasy4. W tych i podobnych sprawach zdolność narzucenia wizji świata polega na zdolności przypisania jakiejś klasie ludzi winy lub innych cech, które usprawiedliwiają to, że inna klasa ludzi może być poddana nierównemu traktowaniu.

Kosmologie i religie oznajmiające, jakie jest miejsce i obowiązki człowieka w świecie i Wszechświecie, mają funkcję podwójną. Oprócz zdolności do kolektywnej obrony i ataku dostarczają mitu mobilizującego (»VIII.7). Jak przekonuje Joseph Henrich, prezentując interpretacje rozmaitych eksperymentów antropologicznych, grupy integrujące się za pomocą ideologii religijnych wykształcają w toku ewolucji kulturowej o wiele skuteczniejsze mechanizmy kolektywnego przetrwania niż grupy pozbawione religii.

Kto ma prawo „bycia prawem”?

Ci, którzy ustanawiają nowy porządek hierarchiczny, a co najmniej obiecują jego zaprowadzenie, mamią masy w rewo-

lucyjnej propagandzie, chcą ustanowić swoją sprawczość. Sprawczość to moc decydowania o tym, co się dzieje i co komu wolno. Sięgający po władzę chcą uznania swojej dominacji przez tych, którzy jej podlegają albo powinni podlegać. Chodzi więc nie tylko o zburzenie dotychczasowego porządku, ale o ustanowienie własnego.

Prawo i moralność

Kultura prawa to rozmaite instytucje prawa w każdej cywilizacji i kulturze, obowiązujące na danym etapie jej trwania. Jak w wielu kulturach, w przypadku Polski i jej mieszkańców, należących do sfery oddziaływania cywilizacji chrześcijańskiej (in. łacińskiej), utrwaliła się „filozofia”, wedle której prawo było odzwierciedleniem oraz kodyfikacją obyczaju, etyki i moralności. Logikę zarządzania sprawiedliwością w sferze m.in. prawa własności kształtują często reguły ogólne wypracowane całe stulecia temu, wykoncypowane i powołane do życia w starożytnym Rzymie.

Wprowadzenie prawa niezgodnego z moralnością lub sprzecznego z dobrem ludu mogło doprowadzić do buntu. Zdarzało się tak nie raz. Gdy pan udzielny zaprowadzał porządki niezgodne z porządkiem wyższym, pochodzącym od Boga, poddany mógł wypowiedzieć mu posłuszeństwo.

W czasach istnienia Rzeczpospolitej prawo to zwano „prawem oporu” (łac. ius resistendi)5.

Wstrząsającą swoją ważkością scenę incydentu ilustrującego tę instytucję kulturową odmalował nam Henryk Sienkiewicz w Potopie. Książę Radziwiłł w drodze tajnych paktów wyrzekł się powinności lennych wobec króla Obojga Narodów i oddał pod opiekę króla szwedzkiego. Podburzony przez Zagłobę tłum dowódców chorągwi wypowiedział posłuszeństwo, rzucając buławy pod nogi dumnego księcia.

Arbitrzy Dobra i Zła

Świętym Graalem ustanawiaczy nowego porządku jest narzucić swoją wizję tego, co jest dobre, a co złe. Twierdzę, że zasadniczą częścią legitymizacji ich władzy jest ustawienie się na pozycji „arbitrów Dobra i Zła”.

To ostatnie sformułowanie pojawia się często w debatach publicznych współczesnego społeczeństwa USA. W amerykańskich wojnach kulturowych ścierają się dwie niemożliwe do pogodzenia siły: „moralna słuszność” oraz aktualny porządek prawny. W konfrontacji stoją ustanowione prawem federalnym i stanowym procedury imigracyjne po jednej stronie (imigranci mogą starać się o formalne pozwolenie na wjazd, ubiegać o azyl etc.) oraz kampanie społeczne i aktywiści po drugiej (m.in. „żaden człowiek nie jest nielegalny”, „wpuszczać, jak leci, potem się zweryfikuje”). □

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Prawo i bezprawie

W okresie lata i jesieni 2021 roku, kiedy powstawał niniejszy tekst, pod granicą USA w stanie Teksas koczował rosnący tłum około 15 000 ludzi, przybyłych głównie z Haiti. W Polsce, w bliźniaczym (i już zupełnie ewidentnym) „akcie wojny hybrydowej”, w nieco mniejszej skali Straż Graniczna odpiera narastającą falę migrantów z krajów muzułmańskich.

Na pierwszy rzut oka widzimy konfrontację bezpieczeństwa granic UE i porządku prawnego państwa polskiego z jednej strony, z szaleństwem nieodpowiedzialnych, realizujących agendę rosyjską aktywistów z drugiej. Ale w głębszej warstwie, gdy chwilę pomyśleć, w obu przykładach mamy do czynienia z konfrontacją dwóch porządków: prawnego, czyli legalnych instytucji prawa, które kontestowane są przez ideologów porządku… z braku innej nazwy – „nowego”, nieusankcjonowanego konstytucyjnie.

B. Niekompatybilne logiki prawa

Podobne incydenty konfrontacji dwóch porządków prawnych to zjawisko okupas w Hiszpanii, skonfrontowane z prawem własności. Dzicy lokatorzy wchodzą w stan posiadania nieruchomości przy praktycznej bezkarności prawnej. Komentatorzy mówią o konfrontacji ideologicznej między „prawem do mieszkania”, a prawem do własności prywatnej.

Podobnym przykładem, już z polskiego podwórka, jest tzw. ustawa antyprzemocowa, przegłosowana w Sejmie RP 30 kwietnia 2020 roku. Wprowadzone prawo daje kobiecie władzę usunięcia ze wspólnego mieszkania mężczyzny na podstawie samego jej oświadczenia o byciu ofiarą przemocy domowej. Zdaje się to być rażąco sprzeczne z prawami gwarantowanymi jednostce konstytucyjnie: z zasadą domniemania niewinności, równości wobec prawa (doraźna decyzja eksmisji na podstawie uznania za prawdziwe oświadczenia jednej strony) i prawem własności6.

W swej istocie ruchy takie jak #MeToo czy, ogólniej, niepotwierdzonych należycie oskarżeń dokonują destrukcji porządku prawnego. Ruch #MeToo to akcja zachęcająca kobiety do zgłaszania przypadków molestowania seksualnego lub przemocy nawet po bardzo długim czasie. Akcja stała się szybko instrumentem dla czynów co najmniej wątpliwych etycznie, w tym rujnowania za pomocą fałszywych oskarżeń reputacji osób publicznych, których kariery i dobre imię były niszczone poza legalnym systemem wymierzania sprawiedliwości. Najsłynniejszą sprawą ilustrującą zagadnienie jest spór o sprawstwo przemocy domowej pary hollywoodzkich aktorów Amber Heard i Johnny’ego Deepa. Spór ten wyjątkowo wyraziście pokazuje, że „lincz” i sprytna kampania szkalująca może doprowadzić do zniszczenia czyjejś reputacji za pomocą kolektywnej siły aktywistów, a nie za pomocą dowodów procesowych i procedury ich ważenia przez niezawisły sąd.

C. Tworzenie nowego porządku

Zjawiska „oddolnej sprawiedliwości” sprowadzają się do regresu ku sprawiedliwości plemiennej i mentalności opartej m.in. na zemście. Taki porządek spraw ma swoich prowodyrów, wodzirejów i ustanawiaczy. Zwykle służy realizowaniu ich ambicji skrzykiwania agresywnego motłochu i szczucia go na przygodne lub wyznaczane ideologicznie cele.

W takim chaosie destrukcji osłabieniu ulegają instytucje oparte na bezosobowym zarządzaniu sprawiedliwością. Te bezosobowe instytucje cywilizują. Są też podstawą ustanowienia i trwania kooperacji w dużych społecznościach ludzi sobie obcych »VII.5.

Dyktat własnych, nie zawsze sformalizowanych praw oraz norm jest zwykle narzucany na zasadzie prawa pięści (silniejszego), i jest formą barbarzyństwa. Jednocześnie, moc kanalizowania zachowań dużych grup, faktyczna władza nad jakąś sferą życia czy losami ludzi to potężny i śmiertelnie niebezpieczny narkotyk hormonalny. Trawestując, władza narkotyzuje. A władza absolutna narkotyzuje [fetyszem dominowania] absolutnie.

Ustanowić się sędzią Dobra i Zła oraz mieć zdolność karania i nagradzania występnych – oto natura władzy i jej legitymizacji. ■


  1. 1 Właśc. Kodeks Napoleona, ustanowiony w 1804 roku. Ograniczenia praw kobiet tego kodeksu wynikały z intencji ograniczania formowania się dużych i wpływowych rodów. Inżynieria społeczna Napoleona realizowała te same cele, co inżynieria Kościoła katolickiego (esej »VII.3). Oba podmioty prawodawcze stały w fundamentalnym konflikcie o władzę, jednak miały wspólnego wroga – likwidowały konkurencyjne struktury władzy klanów i wielkich rodów.

  2. 2 Tj. takich, które opisują stan docelowy świata (jaki powinien on być), a nie to, jaki jest.

  3. 3 Socjalizacja jest indoktrynacją. To głównie międzypokoleniowa (rodzice-dzieci) indoktrynacja do oprogramowania kulturowego. Ideologie wykształcają swoje autorskie „kanały rekrutacji” o możliwie maksymalnej wydajności pozyskiwania członków. Stosują nawracanie, tworzenie struktur władzy i zarobkowania, lewarowania konfliktów wewnętrznych. To stąd m.in. naruszenia władzy rodzicielskiej przez sekty.

  4. 4 Ten pierwszy termin był zarzutem nadużywania pozycji ofiary, w drugim chodzi o ruch ideologiczny obecny w USA, a realizowany przez aktywistów przez indoktrynowanie małych dzieci poczuciem winy za niewolnictwo.

  5. 5 W krajach Europy Zachodniej instytucja prawa do oporu (ang. right of revolution lub right of rebellion) stała się jedną z głównych składowych teorii społecznego kontraktu w piśmiennictwie Johna Locka.

  6. 6 Opinia ekspercka nt. usterek tej ustawy: Monika Strus-Wołos, Stąpanie po polu minowym, „Przegląd Prawniczy Allerhanda” 2020, t. 3, nr 2 (6), poz. 24 (dostępny także on-line).

Prawo do nazywania świata

Kluczowa możność narracyjna dzierżącego władzę

Spotwornienia, wywołane mutacjami, nazywa się epidemią jakiejś choroby i tak musi być ze wszystkim innym. Żeby opanować świat, trzeba go pierwej –

nazwać. Pozbawieni wiedzy, broni, organizacji, odcięci od innych żyjących, niewiele mogą począć.

W ten sposób, ustami bohatera powieści Eden, Stanisław Lem opisał skuteczność wszechpotężnej propagandy zaprzęgniętej na użytek rządu powieściowej planety. Ale w sferach aktywności ludzkiej rządzonych logiką narzucania dominacji, funkcjonuje prawidło odwrotne:

Aby nazwać świat, trzeba go najpierw opanować.
Relikty starożytnych imperiów, symbole władzy współczesnych

Czyje międzynarodowe nazwy roślin pojawiają się w podręcznikach całego świata? Czyje nazwy gwiazd i ich konstelacji widnieją w atlasach gwiazdowych od Kanady, przez Bliski Wschód, po Chiny i Australię? Wszystko to są relikty dawnych imperiów lub nazwy narzucone przez obecne. Nazwy pierwiastków chemicznych, nazwy praw natury, imiona mitologicznych postaci, których używamy do nazywania ciał niebieskich. Wszystkie one są symbolami władzy. To też symbole wpływu na sposób organizacji codziennej aktywności wszędzie tam, gdzie ten wpływ zostanie przyswojony dobrowolnie bądź narzucony.

Który mamy rok? W Korei Północnej jest obecnie – w 2022 roku – rok 111 po urodzeniu dżucze, czyli Kim Ir Sena, przywódcy państwa w latach 1946–1994. Na Tajwanie również jest rok 111, ale oczywiście Republiki Chińskiej, a nie dżucze1. Stosowany jest urzędowo, choć w życiu codziennym oba kalendarze stosuje się naprzemiennie. Wiszące na ścianach tajwańskich domów kalendarze mają jeszcze jeden system porządkowania czasu – tradycyjny kalendarz rolniczy.

Wyznawcy islamu do celów religijnych stosują swój własny kalendarz muzułmański. Jednak praktycznie na całym świecie obowiązuje kalendarz gregoriański, w którym rokiem pierwszym jest rok urodzenia Jezusa z Nazaretu. Jest to niezniszczalny ślad po wielkich odkryciach geograficznych dokonanych przez europejskie potęgi kolonialne.

Jeśli miałby przyjść nowy porządek świata, narzucony przez nowy bądź stary ośrodek władzy, jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobi, będzie wprowadzenie nowych nazw wszędzie tam, gdzie tylko będzie to możliwe. Nazwy zmienią ulice i place. Zmienią nazwy miesiące2, zmieni się nazwa epoki. To wieczne prawidło.

Nadawanie nazw i obrona własnej tożsamości

Najwyższa góra świata, Mount Everest, to w lokalnym języku Czomolungma. Aktualna nazwa jest na tyle zakorzeniona w kulturze i historii, że trudno sobie wyobrazić jej zmianę na lokalną – mimo presji „świata zachodniego”, wywieranej na Chiny w kwestii ich polityki wobec Tybetu.

Jednak oficjalna nazwa jednej ze świętych gór aborygenów australijskich jest podwójna – Uluru/Ayer’s Rock. Nazwę europejską zyskała w roku 1873. W roku 1993 zastosowano wobec niej tzw. podwójne nazewnictwo, a nazwa europejska ulokowana była na pierwszym miejscu. W 2002 roku kolejność nazw odwrócono. Politykę podwójnego nazewnictwa można precyzyjniej prześledzić w przypadku Nowej Zelandii. Podwójne nazwy, maoryskie i europejskie, pojawiają się od lat 90. XX wieku w ramach kompensacji za wcześniejsze pogwałcenia traktatu Waitangi z 1840 roku. □

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Język angielski „językiem Franków”

Wszelkie podobne zmiany zawsze będą wyznacznikiem mniej lub bardziej jawnych zmian w sile podmiotu geopolitycznego lub cywilizacyjnego, który nadał aktualną nazwę.

Studiując historię powszechną, możemy dokonywać ciekawych spostrzeżeń na temat tego, jaki język – język którego ośrodka siły geopolitycznej – jest używany jako „wspólna mowa”. Współcześnie językiem tym jest angielski. Wcześniej językiem dyplomacji był język francuski. Takie wspólne języki noszą czasem nazwę lingua franca.

Nazwa lingua franca odnosi się do języka mieszanego, używanego na jakimś obszarze albo do języka, który zyskał status wspólnego przez to, że był językiem dominującej

w obszarze nacji lub imperium. Pierwotnie termin powstał we wschodniej części Morza Śródziemnego i odnosił się do języka Franków – jak wtedy sąsiedzi nazywali mieszkańców zachodniej części Europy.

Nas interesuje pytanie, w jaki sposób nazwy przenikają do innych języków, kultur i cywilizacji. Co o tym decyduje? Odpowiedzią najczęstszą będzie „oparta na prestiżu dyfuzja osiągnięć kultury uważanej za wyższą” (»VI.5).

B. Współczesne wojny o dominację i tożsamość

Instrumenty i narzędzia walki o dominację w świecie współczesnym to pojęcia-narzędzia (pojęcia-bronie), takie jak „mowa nienawiści” czy „transfobia”, które służą do uzyskiwania moralnej przewagi i przypisywania negatywnych cech charakteru przeciwnikom w dyskusji.

W wojnie kulturowej w Wielkiej Brytanii osobom szermującym „własnymi nazwami” szczególnie podpadła J.K. Rowling, autorka przygód Harry’ego Pottera. Odkąd odmówiła użyczenia swej sławy do walidowania dróg życiowych tzw. osób transseksualnych, stała się ofiarą szczególnie nasilonej agresji.

Najciekawszym epizodem tej wojny było niezaproszenie Rowling na galę z okazji rocznicy ukazania się jej pierwszej powieści. Inny przypadek: brytyjski dziennikarz Piers Morgan udokumentował gwałtowną reakcję aktywisty, który wpadł na antenie w stan bliski amoku przy oskarżaniu Rowling o „transfobię”. Dyskusja miała miejsce w związku z powieścią detektywistyczną autorstwa Rowling, w której seryjny morderca wybiera na ofiary transwestytów3.

C. „Murzyni” wykorzystani instrumentalnie (opinia)

W roku 2020 w Polsce nasiliła się kampania, której uczestnicy narzucali narrację obraźliwości słowa „murzyn”, używanego w odniesieniu do przedstawicieli ras czarnych. Do zdobycia poparcia aktywiści posłużyli się m.in. przybyłymi do Polski studentami z Somalii. Wmówiono im, że słowo jest w Polsce równie obraźliwe, co anglojęzyczny „nigger” (czarnuch).

Narracja narzucająca ignorowanie pozytywnych i neutralnych konotacji była skrupulatnie wzmacniana m.in. przez językoznawcę prof. Jadwigę Linde-Usiekniewicz. Swoimi wypowiedziami (unika wypowiadania słowa „murzyn”, posługując się frazą „słowo na M”), popełnia ona akt stosowania „mowy nienawiści”: przypisuje złe intencje i rasizm osobom, które całkowicie w dobrej wierze i bez negatywnych intencji posługują się „słowem na M” do określenia rasy lub nazywają jego zdrobniałą formą rodzaj ciasta czekoladowego4.

Podobne akty narzucania dominacji w sferze języka można uznać za próbę bezrefleksyjnego importu elementów konfliktu rasowego z USA. Jego częścią jest tworzenie abstrakcyjnych konstruktów mających pogłębić konflikt, a nie opisywać fakty. Skutkiem zaprowadzenia terroru politycznej poprawności wielu Amerykanów stosuje opis odnoszący się do rasy, a który stawia w centrum uwagi właśnie przynależność rasową osoby, a nie jakość jej charakteru. Przykładem jest słowo „non-white” (nie-biały), które jątrzy narrację konfliktu „biali kontra wszyscy inni”.

Inna kwestia to mieszanie kategorii przynależności państwowej i rasy. Osoby uznające słowo „afroamerykanin” za synonim Amerykanina rasy czarnej-afrykańskiej, nie uwzględniają białych imigrantów z RPA, takich jak Elon Musk. Poza tym agresorzy językowi zapominają, że należałoby zmienić nazwy państw Niger i Nigeria, których mieszkańcy ewidentnie żyją w systemowym samozwrotnym pozbawianiu godności.

Czy nikt z aktywistów nie pomyślał, że wykorzystanie obcokrajowców do szerzenia podziałów i zarzucania innym rasizmu „może kogoś urazić”? Mnie uraża. Szczególnie dotkliwie urażające jest wykorzystanie nieświadomych obcokrajowców, którzy przyuczani są do osiągania statusu w grupie nie przez zalety charakteru, a przez przynależność do „grup prześladowanych rasowo” („grup chronionych”). Różnica między powyżej opisanym aktywizmem a jawnym terrorem leży wyłącznie w osiągnięciu stanowisk władzy, które umożliwiają „systemowe” terroryzowanie przygodnych ofiar.

Drugim przykładem pokazującym skrajnie agresywną obsesję na punkcie rasy i nadwrażliwość językową jako narzędzi dominacji jest incydent piłkarski z grudnia 2020 roku. Błędną interpretację wykorzystano do terroryzowania innych osób bez choćby próby zbadania ich intencji. Piłkarz Edinson Cavani podziękował za pochwały swojego znajomego frazą „gracias, negrito”. Brytyjska Football Association (odpowiednik polskiego PZPN), mimo obrony ze strony klubu macierzystego, nałożyła na piłkarza karę m.in. 100 tys. GBP – nastąpiło to bez pytania „poszkodowanego”, czy czuje się urażony. Domniemanym uzasadnieniem kary było podobieństwo słowa hiszpańskiego do angielskiego słowa „nigger”. Portal Goal.com wyjaśnia:

Słowo ‘negrito’ – w dosłownym tłumaczeniu „mały czarny człowiek” – to w Ameryce Południowej słowo uważane za nieobraźliwe i niewinne. Jest powszechnie używane do wyrażania sympatii i przywiązania. Używa się go również do określenia osoby o ciemnych włosach, a nie tylko ciemnej skórze, a także jako synonimu słowa „koleś”5.
D. Język – narzędzie kontroli zbiorowego umysłu

Prof. William Lutz, autor książki Double Speak, rekapituluje swój wywód poniższą poradą:

Kontrola i manipulacja języka służy kontroli i kierowaniu społecznością. Władza nie wyrasta z lufy karabinu, jak głosił Mao Zedong. Władza nie wyrasta z terroru policji myśli z powieści Rok 1984. Władza wyrasta z języka.
Aktem rewolucyjnym bohatera powieści było pisanie pamiętnika. Używając go do komunikowania znaczenia samemu sobie, bohater dokonał przejęcia języka pod swoją osobistą władzę.
Oprawca, torturując bohatera, pyta: „Co to jest rzeczywistość?”. Rzeczywistość nie jest zewnętrzna. Rzeczywistość nie istnieje w umyśle jednostki, która szybko umiera… ale w umyśle Partii, który jest kolektywny i nieśmiertelny. To, co partia mówi, że jest rzeczywistością, jest realne. Jak inaczej może zrobić to partia, niż przez język? Partia przejęła kontrolę nad językiem i zabrała ją jednostce. [...] Ci mający władzę nad językiem, kontrolują sposób, w jaki widzimy świat.

Jeden z podanych powyżej przykładów opisuje nadużycie i posługiwanie się niezorientowanymi jak „murzynami”, a drugi ilustruje szaleństwo, w które przepoczwarzyła się szlachetna idea nieurażania innych.

Język to pakiet narzędzi władzy, o który toczą się boje dominacyjne.

Język to przestrzeń konfliktu, w której przebywamy i walczymy na co dzień – często bezwiednie (»VIII.6.A „marsz przez pojęcia”). W kulminacyjnym dialogu powieści Rok 1984 między oprawcą a ofiarą, oprawca woła:

Hitlerowcy w Niemczech i komuniści w Rosji stosowali metody zbliżone do naszych, ale nigdy nie mieli dość odwagi, aby otwarcie przyznać się do pobudek, które nimi kierują. Udawali, a może nawet w to wierzyli, że sięgnęli po władzę wbrew sobie i będą ją dzierżyć tylko przez krótki czas – że tuż za następnym zakrętem czeka raj, w którym wszyscy staną się wolni i równi. My jesteśmy inni.
Wiemy, że nikt nie sięga po władzę z zamiarem jej oddania. Władza to nie środek do celu; władza to cel. Nie wprowadza się dyktatury po to, by chronić rewolucję; wznieca się rewolucję w celu narzuce­nia dyktatury. […]
Celem władzy jest władza. […] To my ustanawiamy prawa przyrody!


  1. 1 Przy nawiązywaniu znajomości z Tajwańczykami, w stosownych dla krotochwili momentach, głoszę powiązanie tych kalendarzy w kontekście krytyki lub nabijania się z aktualnego prezydenta Tajwanu, ktokolwiek w danej chwili urząd ten piastuje.

  2. 2 To miało miejsce w czasie rewolucji francuskiej. Nowy kalendarz rewolucyjny, wprowadzony w 1793 roku, zaczynał się od jesiennej równonocy, a miesiące zostały nazwane nazwami prac rolniczych lub stanów klimatu.

  3. 3 Piers Clashes With Trans Supporter Over JK Rowling’s Controversial New Book, https://youtu.be/bDI6j0pH87k [dostęp: 2022.03.22].

  4. 4 Czy „Murzyn” obraża? Zapytaliśmy czarnoskórych Polaków, językoznawców, historyka i aktywistkę, https://notesfrompoland.com/2020/06/12/czy-murzyn-obraza-zapytalismy-czarnoskorych-polakow-jezykoznawcow-histo ryka-i-aktywistke/ [dostęp: 2022.04.14].

  5. 5 First Suarez, now Cavani - why do Uruguayan footballers keep using n-words?, https://www.goal.com/en/news/first-suarez-now-cavani-why-do-uruguayan-footballers-keep/1cd21rta8eh521fqvd7zqn8tnq [dostęp 2022.04.16].

Część II

Powodowanie

homeostatami

Temat V

Interakcja

ze środowiskiem

Systemy, homeostaty i Droga Środka

Jak myśleć systemami? – wizja

Co jest naczelną zasadą homeostatu? Przetrwać w zmieniających się warunkach, nawet w najbardziej wrogich, w najcięższych.
Stanisław Lem, Niezwyciężony
Homeostaza i homeostat

Homeostaza to zdolność do utrzymania stałych parametrów w „środowisku wewnętrznym” systemu. Koncepcję tę wprowadził w 1939 roku Walter Cannon i pierwotnie odnosiła się do samoregulacji procesów biologicznych.

W cybernetyce, czyli w nauce zajmującej się sterowaniem systemami oraz odnajdywaniem analogii i wspólnych prawideł widocznych w działaniu systemów takich jak organizm człowieka, państwa i maszyny1, stosowane jest pojęcie systemów autonomicznych. Pojawia się też termin homeostatu, tj. takiego systemu, który utrzymuje równowagę funkcjonalną przez przeciwdziałanie przepływom informacji i energii zmniejszającym możliwość oddziaływania tego systemu na otoczenie.

Cybernetyka

Fizyka objaśnia nam relacje przyczynowe, a cybernetyka relacje celowe. Cybernetyka to nauka o sterowaniu i o wywieraniu celowego wpływu na otoczenie. Przy użyciu tych pojęć może być opisana każda zmiana struktury, energii lub materii, dowolne działanie człowieka, maszyny, roślin czy zwierząt. Cybernetyka to też język, w którym piszemy „programy” pozwalające kształtować świat zgodnie z naszymi celami.

Przykład: upolowanie muchy przez żabę. Żaba chce zjeść muchę, to jest jej cel. Obiektem (narzędziem oddziaływania), którego do tego używa, jest język, a metodą błyskawiczne jego rozwinięcie i pochwycenie muchy. Te trzy pojęcia – cel, metoda i obiekt – są pakietem trzech narzędzi pomiarowych, które możemy przykładać do badanych zjawisk. Cybernetyk opisuje program sterowania „polowanie żaby na muchę” i zdobywa wiedzę, która ma wartość sterowniczej użyteczności.

W cybernetyce pojawia się pojęcie „homeostazy”, czyli utrzymania równowagi funkcjonalnej (przeżycia) za pomocą oddziaływania na otoczenie i parametry własnego organizmu. Homeostaza jest procesem nadrzędnym, tzw. nadpropcesem. Procesy takie jak ucieczka przed drapieżnikami (przemieszczanie się), polowanie, trawienie, odpoczynek itp. są procesami sprzęgniętymi.

Cel w cybernetyce określa iloczyn reaktywności dwóch czynników: „obiektu sterowanego” oraz „metody sterowania”. Porada: przeprowadzając proces, w którym znasz tylko cel, podziel problem na „obiekt sterowany” i „metodę sterowania”. To pozwoli odnaleźć najlepszą procedurę realizacji celu.

Dominik Dudek

Sprzężenie zwrotne

Jednym z parametrów opisujących sprawność homeostatu jest ilość energii wydatkowanej na przeciwdziałanie zakłóceniom zewnętrznym i wewnętrznym. Tu pojawia się kolejna kluczowa koncepcja: sprzężenia zwrotnego. Działanie korygujące systemu może być:

Stanisław Lem w Dialogach podaje przykład sprzężenia zwrotnego systemu, który potrafi poruszać się w środowisku w poszukiwaniu optymalnych warunków swojego działania, bez posiadania zmysłów mierzących istotny parametr zewnętrzny decydujący o jego wydajności. Opisał urządzenie liczące, które optymalne funkcjonowanie osiąga w określonej temperaturze. Urządzenie to za środowisko miało labirynt miejsc nasłonecznionych i cienia. Porusza się ono tak długo, aż znajdzie się w cieniu mimo tego, że decyzjami zawiaduje wyłącznie wskaźnik wydajności jego funkcjonowania. Nie jest to wskaźnik temperatury środowiska (nie ma zmysłów skierowanych na zewnątrz). Taki błąkający się homeostat jest zdolny do interakcji ze środowiskiem bez znajomości zależności między własną wydajnością a temperaturą.

Mechanizmem wyprzedzającego sprzężenia zwrotnego dysponowała armia kartagińska w czasie wojen z Cesarstwem Rzymskim. W Kartaginie oraz na Sycylii, odległych od siebie o 150 kilometrów, zbudowano bliźniacze zegary wodne. Na ich skali oznaczono rozmaite potrzeby logistyczne wymagające zaspokojenia w znanym i stabilnym cyklu. Transporty były wysyłane z Kartaginy tak, że terminowe dostawy nie wymagały utrzymywania dwustronnej komunikacji.

Optymalne punkty stabilnej homeostazy

Lem w Dialogach pisze dużo o zdolności systemów homeostatycznych do samoregulacji:

Układy homeostatyczne [tzn. takie, które samoistnie zachowują jakiś stan wewnętrznej równowagi], jak ustrój społeczny lub żywy [organizm], nie ulegają po prostu zniszczeniu, kiedy zbaczają z optymalnej trajektorii procesów, lecz działają nadal, wykazując odchylenia regulacji, mające charakter błędnego koła lub eskalacji zakłóceń.

Przykładem powyższej prawidłowości jest ruch samolotu w powietrzu. Stabilna trajektoria lotu w jego przypadku jest zasadniczo tylko jedna.

Stabilny punkt homeostazy – model uproszczony

Lecący samolot pasażerski, mówiąc półżartem, zdaje się mieć jeden punkt stabilnej homeostazy – taki, w którym system samoistnie i minimalnym kosztem wygasza destabilizujące odchylenia. W przypadku samolotu zdolność ta doprowadzi do bezpiecznego lądowania w punkcie docelowym. Ma jednak szereg parametrów i pakietów parametrów, które pilot w mniejszym lub większym stopniu musi kontrolować, aby cały system (samolot) nie zboczył z optymalnego stanu ku katastrofie. Model samolotu, który wymaga mniejszej uwagi korygującej ze strony pilota, „lata się sam” i jest przez pilotów chwalony.

Przykładem zjawiska samoistnego powrotu systemu do punktu stabilności, który maksymalizuje stabilność układu, jest konstrukcja skrzydeł samolotów, w tym odrzutowców pasażerskich. Jest to tzw. kąt wzniosu (ang. dihedral), który odpowiada za stateczność poprzeczną samolotu, tj. jego zdolność do samoczynnego powracania do położenia poziomego (ang. roll).

Ryc. 1. Tzw. dwuścienny plan skrzydła sprawia, że siła nośna wytwarzana przez oba skrzydła skierowana jest nie pionowo do góry, ale „nieco” do wewnątrz.

Stabilność samolotu wynika z tego, że w chwili przechyłu na któreś ze skrzydeł – w tym przykładzie na lewe – składowa pionowa siły nośnej lewego skrzydła staje się większa niż skrzydła prawego (w skrzydle opadającym zwiększa się kąt natarcia). W rezultacie następuje samoistna stabilizacja samolotu. Można powiedzieć, że samolot leci w bezpiecznej koleinie. Każde niezamierzone odchylenie od kursu zostaje w niej wygaszone.

O kształcie tej „koleiny” decyduje zasadniczo jeden parametr: kąt wzniosu skrzydeł, z którego wynikają różnice w sile nośnej przy wychyleniach. O ile wartość wychylenia nie przekroczy wartości krytycznej, pilot nie musi zaprzątać sobie głowy tym parametrem lotu. Czasami, zwłaszcza w samolotach bojowych, celowo rezygnuje się z planu dwuściennego, co zwiększa manewrowość, ale kosztem utraty stabilności.

Przykładem implementacji identycznego mechanizmu sprzężenia zwrotnego, które stabilizuje system, jest kształt kół w pociągach. Są one stożkowe, dzięki czemu pociąg ma naturalną tendencję do wygaszania pochyleń na bok. Na ilustracji poniżej, w chwili przechyłu na prawo wypadkowa sił sprawia, że przechył sam się redukuje.

Ryc. 2. Schemat uproszczony wpływu kształtu kół pociągu na tendencję do redukowania przechyłów składu.

Osiągnięcie wartości krytycznej powoduje jednak wyrzucenie systemu ze „stabilnego punktu homeostazy”, utratę stabilności i konieczność ingerencji kontrolnej. Teraz wyobraźmy sobie system homeostatyczny, który posiada kilka lub dziesiątki i setki parametrów decydujących o stabilnym funkcjonowaniu całości. Takimi systemami są narody, mocarstwa i imperia.

Droga Środka i antykruchość

Starożytna chińska koncepcja filozoficzna znana jako Droga Środka sprowadza się do zalecenia, aby trzymać się z dala od skrajności. Gdy posłużyć się współczesnymi pojęciami, chodzi o podatność na nieliniowe zaburzenia stabilności systemu w czasie, gdy jeden lub kilka parametrów systemu osiąga wartości skrajne – chodzi o odporność na zakłócenia (ang. resilience i robustness). Pisze Stanisław Lem:

układ sprzężeniowo-zwrotny […], nawet uszkodzony, odznacza się zwykle tym, że oprócz optymalnego posiada też inne stany względnej równowagi dynamicznej i zatrzymując się na nich, działa nadal2.

Proces pogłębiającego się rozchwiania jest widoczny w działaniu wielu systemów – począwszy od funkcjonowania organizmów biologicznych, a na załamaniu gospodarek całych krajów kończąc. Może pojawić się samoistnie lub na skutek wrogiej ingerencji. Sama ingerencja może być niewykryta, zwłaszcza gdy polega jedynie na wzbudzeniu lub wzmocnieniu stanów istniejących wcześniej (zastanych) albo też pojawiających się samoistnie.

Postępujące rozchwianie systemu widoczne jest choćby w zjawisku narastającej arytmii lub palpitacji serca u osób z chorobą wieńcową. Gdy zjawisko osiąga poziom zagrażający życiu, praktykowanym powszechnie sposobem jego wygaszenia jest zabieg „zresetowania” organizmu, tzn. zatrzymanie, a potem ponowne wznowienie akcji serca.

Antykruchość

Porcelanowy kubek, uderzony twardym narzędziem, nawet lekko, ulegnie zniszczeniu – jest kruchy. Takie samo oddziaływanie sprawi, że kubek stalowy co najwyżej odkształci się. Kubek gumowy powróci do pierwotnego kształtu. To „zwykła” odporność na czynniki działające destrukcyjnie.

Organizmy żywe (ogólniej homeostaty), ale też procesy i zjawiska przejawiają jeszcze inną cechę – antykruchość (ang. antifragile). To zdolność do uodpornienia się na bodziec. Słynny aforyzm Fryderyka Nietzschego „co nas nie zabija, to nas wzmacnia” jest obserwacją systemu antykruchego, którym jest na przykład ludzki umysł obdarzony siłą woli.

W niektórych kontekstach możemy powiedzieć, że antykruchość jest odwrotnością efektu motyla, wrażliwości na zmianę stanów początkowych układu. W tym sensie antykruchość zwiększa przewidywalność przyszłych stanów systemu, a pośrednio redukuje ryzyko zajścia zdarzeń typu czarnego łabędzia (emergentnych, patrz dalej).

Antykruchość to zdolność uczenia się i nabywania odporności. W organizmach biologicznych zapewnia ją układ odpornościowy, który działa tym sprawniej, im częściej – oczywiście do pewnej granicy – jest wystawiany na czynniki szkodliwe.

Przykład lotniczy

Zaburzenie działań kontrolnych systemu może zachodzić w bardziej skomplikowany sposób. W przypadku Boeinga 737 MAX pierwszą przyczyną dwukrotnej katastrofy była wada podsystemu pobierającego dane ze środowiska: czujnika kąta natarcia. W czasie lotu funkcjonował tylko jeden.

W systemie bezpiecznym powinny działać trzy, aby awaria jednego nie tylko pozwoliła stwierdzić zaistnienie usterki, ale też pozwoliła wykryć, który czujnik podaje fałszywe dane i na który się przełączyć.

Nad prawidłowymi parametrami lotu czuwał system automatyczny MCAS, który de facto był dla pilota konkurencyjnym ośrodkiem decyzyjnym samolotu jako systemu. Pierwszy, czyli piloci, nie byli poinformowani o istnieniu drugiego. MCAS, kierowany wskazaniami uszkodzonego czujnika, decydował o ostrym nurkowaniu, czyli wyjściu samolotu ze stanu homeostazy.

Jak przekonali się piloci drugiego Boeinga 737 MAX, który uległ katastrofie w 2019 roku (ET-302), ręczne przywrócenie parametrów właściwych było niemożliwe ze względu na konstrukcję całego systemu. Sprzężenie zwrotne od pilotów (próba przywrócenia prawidłowego wychylenia steru wysokości w ogonie samolotu) było niemożliwe bez wspomagania elektrycznego. A wznowienie pracy wspomagania elektrycznego uruchamiało ponownie „konkurencyjny ośrodek decyzyjny” (system MCAS), który nakazywał samolotowi zgubne obniżenie dziobu ku ziemi.

System – więcej niż suma części
Przetnij kamień na pół, a będziesz miał dwa kamienie. Ale przetnij żabę na pół, a będziesz miał tylko jedną martwą żabę.
Archimedes

We wstępie do swojego wprowadzenia do teorii systemów doktor Donella Meadows opisała trik dydaktyczny obrazujący studentom cechę systemów, która je definiuje. Posłużyła się dziecięcą zabawką w postaci sprężyny, która „chodzi po schodach” (ang. Slinky). Czynnik wprawiający sprężynę w ruch powstrzymuje lub wygasza zachowania, które są w jakiś sposób wbudowane w strukturę systemu (sprężyny)3. Prawidłowość jest następująca:

Struktura4 systemu determinuje jego zachowanie.

Meadows wyjaśnia dalej:

System, a zwłaszcza system adaptacyjny, jest strukturą elementów współzależnych ze sobą nawzajem w sposób, który z czasem wytwarza własny wzorzec zachowania. System może być uderzany, kompresowany, aktywowany lub napędzany przez zewnętrzne siły. Ale reakcja systemu na te siły jest specyficzna tylko dla niego; w świecie rzeczywistym jest też rzadko prosta5.

Proponowane przez Meadows myślenie systemami ma zdolność wywrócenia do góry nogami sposobu postrzegania związków przyczynowo-skutkowych i rozumienia korelacji, a więc i tego, co nazywamy zdrowym rozsądkiem. Jeśli uznać, że siła zewnętrzna jedynie uruchamia zachowania systemu, to tracą swoją ważność takie prawidłowości jak choćby te, że:

Podejście systemowe jest często uznawane za nieintuicyjne, gdyż pozwala sformułować wizję świata i rządzących nim praw konkurencyjną do tego, co oferuje choćby:

Podejścia przeciwstawne do powyższych to holizm oraz emergentyzm, które w największym uproszczeniu można zdefiniować jako pogląd, że zachowaniem układów złożonych rządzą prawa, których nie da się wywieść z praw rządzących częściami składowymi.

W świecie nauki panuje wieczna debata na temat tego, który pogląd jest słuszniejszy i w jakich okolicznościach. Istotą tego typu sporów jest to, które z podejść pozwala lepiej modelować przyszłe stany systemów i wyjaśniać ich zachowanie.

Emergencja i własności emergentne

Zjawisko jest emergentne, jeśli jest nieredukowalne, tj. nie da się wytłumaczyć jego przebiegu za pomocą opisu jego części składowych. Przykładem zjawiska emergencji w świecie biologicznym są ławice, roje… i ludzkie społeczeństwa.

Na praktykę przekłada się to tak: opisywane zjawisko (zachowanie homeostatu) może być niemożliwe do przewidzenia w różnym swoim natężeniu (fachowy termin: zmienia się nieliniowo). Zachowanie ławicy ryb da się modelować, gdyż zachowaniem jej części składowych, poszczególnych ryb, rządzi bardzo mała liczba praw.

W przypadku ludzkich społeczeństw zjawiskiem emergen-tnym jest „ultrakooperacja” opisana przez Petera Turchina (s. 422). Ta „wyższa forma kooperacji” pozwala na współdzielenie wiedzy między elementami społeczności, nawet jeśli jednostki te nie znają się osobiście, i nawet jeżeli któraś z nich już nie żyje.

Do dłuższego przemyślenia (»VIII.6.D):

Cała cywilizacja ludzka na planecie Ziemia, zdolna globalnym wysiłkiem zrealizować projekt stacji kosmicznej, jak też poszczególne państwa oraz mocarstwa utrzymują się przy życiu dzięki nadzwyczaj podatnym na zakłócenia i atak zjawiskom emergentnej ultrakooperacji.

Porady praktyczne, spostrzeżenia i przykłady

A. Synchronizacja, dostrajanie i przejścia fazowe

Jednym z najbardziej fascynujących poznawczo zjawisk jest rezonans orbitalny. Jego przykładem jest ruch orbitalny trzech księżyców Jowisza: Io, Europy i Ganiemeda. Na jeden okres obiegu Ganimeda przypadają dwa Europy i trzy Io. Innym przykładem tego zjawiska są Przerwy Kirkwooda w pasie planetoid Układu Słonecznego. Orbity te są wolne od planetoid właśnie ze względu na oddziaływanie rezonansowe Jowisza.

Rezonans grawitacyjny to tylko jedno zjawisko z pewnej klasy fascynujących zachowań systemów i systemów formujących się spontanicznie. Klasa tych zjawisk da się nazwać słowem synchronizacja (ang. entrainment), a jedną z jej cech jest nieliniowość zmian stanów systemu – przejścia fazowe. Zmiany fazowe to nieliniowe zmiany stanu lub zachowania systemów, ich własność emergentna.

Najprostszym i znanym nam wszystkim przykładem jest zjawisko przejścia owacji w teatrze z klaskania całkowicie chaotycznego do klaskania w rytm. Identyczne zjawisko zachodzi w przypadku zbioru metronomów: urządzenia samoistnie synchronizują wychylenia wahadeł.

Bardziej zaawansowanym przykładem jest praktyka konstruowania mostów tak, aby ruch kroczących ludzi nie powodował zjawiska rezonansu i niebezpiecznych oscylacji całej konstrukcji. Mosty konstruuje się tak, aby ich naturalny rezonans odbiegał od rytmu ludzkiego chodu. Po zawaleniu się mostu w 1831 roku w Anglii, w trakcie przemarszu brygady piechoty, maszerującym żołnierzom nakazuje się złamanie rytmu marszu na wszelkich mostach. Mimo rozumienia tego prawidła na problem ten natknęli się konstruktorzy Millennium Bridge w Londynie w 2000 roku.

Przechodzący nim ludzie pogłębiali bujanie, nieświadomie dostrajając do niego rytm chodu. Niebezpieczny efekt rozchwiania Millennial Bridge pojawiał się skokowo przy przekraczaniu „magicznej” liczby około 160 pieszych. Istnieniem takich punktów krytycznych i zjawisk krytycznych rządzą fascynująco uniwersalne prawidła, przejawiające się w wielu skalach i aspektach funkcjonowania świata: od mikro, przez społeczeństwa, aż do zjawisk astronomicznych.

W świecie homeostatów biologicznych z dostrajaniem się cykli mamy do czynienia przy regulacji cykli dobowych, kontrolowaniu arytmii serca… i muzyce.

Zbiorowa indukcja rytmu (ang. beat induction) jest zdolnością kognitywną, którą przejawia wyłącznie gatunek Homo sapiens. Antropolog Joseph Jordania wysuwa hipotezę, której implikacje wywołują we mnie gęsią skórkę. Trans hipnotyczny indukowany rytmiczną muzyką ma się wywodzić od pierwotnego transu bojowego, będącego formą zbiorowej hipnozy:

początków transu hipnotycznego należy szukać w pierwotnym stanie transu bojowego, kiedy to dla przetrwania grupa jednostek działała jako jeden organizm – zjednoczony, z jedną wolą i jednym celem. Sugeruję więc, że indywidualna nieświadomość została zaprojektowana przez siły ewolucji jako część zjednoczonego „sumienia zbiorowego”, aby działać na rzecz przetrwania grupy6.

Potencjalną, niezwykle zaawansowaną formą ataku na zdolność współpracy członków społeczności byłoby zaburzenie mechanizmów kulturowych lub neurofizjologicznych, które regulują dostrajanie się do wspólnego rytmu: wspólnego mitu, wspólnej wizji świata, porządku świata, do którego sformatowane są umysły danej społeczności.

Taki cel mogą realizować maski na twarz, blokujące przekaz empatyczny. Użyty w takim ataku „antywirus kulturowy” mógłby uniemożliwić „przeskok” aktywności jednostek w tryb „poświęcania siebie dla przetrwania kolektywnego”, paniki, buntu i innych zachowań zbiorowych.

B. Dostrzegaj parametry stabilności systemu

Im bardziej skomplikowany jest system homeostatyczny, tym więcej ma parametrów utrzymania homeostazy. Samolot ma ich kilkanaście: omówiony dyhedral jest jednym z nich. Atak na przeciwnika, zwłaszcza prowadzony skrycie, można realizować przez modyfikowanie któregoś z parametrów decydujących o stabilności jego homeostazy. Celem atakującego byłoby skryte zaburzenie przebiegu zjawisk emergentnych (m.in. zdolności do kooperacji) i synergicznych.

Należy pokierować sobą tak, by wskoczyć we właściwe koleiny, a przy tym przestawić przeciwnika na mniej wydajny tryb działania, „na inne tory”. Przeciwnik powinien utracić zdolność do utrzymywania się w zakresie taniej i łatwej do utrzymania stabilności.

C. Atakując, zniszcz stabilność systemu (zwiększ koszt bieżących korekt jego działania)

Celem twojego ataku ma być wywołanie w przeciwniku rozchwiania stabilności. Możesz też zmanipulować go do przyjęcia takiego punktu równowagi, który optymalny (odporny na zakłócenia) jest tylko pozornie, przez krótki czas, albo z którego trudno wrócić do bardziej optymalnego.

Ogólna zasada oddziaływania: spraw, aby system należący do przeciwnika wymagał więcej działań kontrolnych i stabilizujących. Niech utrzymanie systemu w sprawności kosztuje go jak najwięcej energii, czasu i wysiłku psychicznego.

D. Pogłęb wychylenie od stanu optymalnego

Naucz się dostrzegać nienaturalne odchylenia systemu od bezpiecznego zakresu optymalnego.

Im bardziej wychylenia zagrażają egzystencji systemu homeostatycznego, tym łatwiejsze jest przewidzenie jego opcji decyzyjnych.

Przykład to nadmierna zależność Chin od surowców energetycznych. Na początku lat 20. XXI wieku importują one około 80% surowców. Są więc skrajnie podatne na wszelkie zakłócenia podaży, co kompletnie zmienia logikę decyzji rządu w Pekinie, czyniąc inwazję na Tajwan absolutnie nierealną.

E. Antykruchość a los państw i cywilizacji

W przypadku społeczności ludzkich ich antykruchość nabywana jest na drodze ewolucji kulturowej – wykształcania wzorców zachowań wpajanych w jednostki tak, aby cała społeczność lepiej obroniła swoje istnienie. To wspólnota wierzeń religijnych, która pozwala ludziom wyznawać wspólny mit. To patriotyzm redukujący zachowania tzw. racjonalnych agentów, a wzmacniający gotowość do samopoświęcania się i solidarności (asabijja »VII.6).

„Dobre wojny”, opisane w eseju »VII.7, to takie, które uruchamiają antykruchość, potencjał powstały w koewolucji biologiczno-kulturowej. Jednym z tych mechanizmów jest wygaszenie agresji wewnątrzgrupowej w obliczu zagrożenia zewnętrznego. Życiowe nieszczęścia niektórych ludzi wpędzają w załamanie i zachowania neurotyczne, dla innych zaś są impulsem do budowy siły charakteru. O tym przerażającym paradoksie iskierki siły twórczej w pożodze wojny mówi Ralf Waldo Emerson, którego spostrzeżenie wypowiada bohater filmu Szeregowiec Ryan (2008, reż. Steven Spielberg):

Wojna kształci zmysły, pobudza do działania Wolę, doskonali fizycznie, doprowadza ludzi do tak szybkiego i bliskiego zderzenia w krytycznych momentach, że człowiek dorasta do tego, czym może być.

Prawidło ataku: spraw, by atakowany utracił antykruchość. Niech nie uczy się na swoich błędach. Niech twój atak nie nauczy go, jak obronić się przed następnym. Ukrywaj akt agresji, by nie uruchomić mechanizmów obronnych i uodparniających. Najskuteczniejszą formą ataku jest zaburzyć funkcjonowanie tego systemu tak, aby zwiększyć prawdopodobieństwo pojawiania się w nim zaburzających homeostazę zjawisk emergentnych, których nie da się kontrolować za pomocą opanowanych wcześniej narzędzi regulacyjnych.

W służbach specjalnych państw i innych podmiotów istnieją całe sekcje ludzi główkujących właśnie nad taką filozofią ataku i zwyciężania. Z pewnością skwapliwie potwierdzą – tajemniczo się uśmiechając – że po prawdzie ataki na antykruchość to esencja ich codziennej pracy.

Epickie starcie sowieckiej i niemieckiej machiny wojennej na froncie wschodnim w latach 1941–1945 może być interpretowane jako akt ewolucji kulturowej, w którym obie strony budują zdolność bojową, strategię i taktykę tak, aby antykruchość wbudować w swoją strukturę, a usunąć ją ze struktur przeciwnika. ■


  1. 1 „Cybernetyka, czyli sterowanie i komunikacja w zwierzęciu i maszynie”, tak brzmi pierwsza definicja cybernetyki, a zarazem tytuł prekursorskiej pracy Norberta Wienera z 1948 roku.

  2. 2 Stanisław Lem, Dialogi, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1957, s. 132.

  3. 3 Donella Meadows, Thinking in Systems. A Primer, Chelsea Green Publishing, White River Junction, Vermont 2008, wstęp. W oryginale kluczowe słowa to „The hands that manipulate it suppress or release some behavior that is latent within the structure of the spring”.

  4. 4 W sterowaniu mówimy o strukturze układu regulacji oraz o jego nastawach/wzmocnieniach. Sama struktura nie determinuje jeszcze zachowania. Parametrami są typ regulatora oraz jego nastawy.

  5. 5 Czym bardziej złożony jest system, tym trudniej prognozować jego zachowanie, gdyż liczba parametrów wymaga bardziej złożonych modeli, ale przede wszystkim ze względu na pojawianie się własności emergentnych (patrz niżej).

  6. 6 Joseph Jordania, Why Do People Sing. Music in Human Evolution, Logos 2011, s. 177.

Świadomość sytuacyjna

Sposoby osiągania przewagi informacyjnej

Władcy widzą poprzez szpiegów tak jak krowy za pomocą zapachów, bramini za pomocą ksiąg, a reszta ludzi za pomocą oczu.

Mahabharata

W przeszłości najbardziej intuicyjnym rodzajem pozyskiwania świadomości sytuacyjnej było prowadzenie rozpoznania wzrokowego. Ikoniczne stało się wzgórze dowódcy, z którego wódz kierujący bitwą obserwował sytuację i reagował na wydarzenia. Dziś zwiadowców, w tym podjazdy wysyłane przez bohaterów sienkiewiczowskiej „Trylogii”, zastąpiono zwiadem satelitarnym. Fachowcy technikę tę określają jako IMINT (Imaginery Intelligence).

Ale świadomość sytuacyjną można osiągać w dowolnej domenie i skali. Fascynującą ciekawostką jest to, że dla służb wywiadowczych idealnym miejscem do ulokowania swoich agentów i współpracowników był Watykan i ogólnie struktury Kościoła. Było tak dlatego, że Kościół jako organizacja generował wyjątkowo użyteczne i dokładne informacje

w obszarze wywiadu politycznego, socjologicznego i ekonomicznego. Miał wiedzę o nastrojach społecznych, sytuacji demograficznej i innych parametrach. Dane te nadsyłają do Stolicy Apostolskiej diecezje i episkopaty z całego świata.

Przewaga informacyjna

W kontekście każdego typu konfliktu nadrzędnym imperatywem funkcjonowania jest uzyskanie tzw. przewagi informacyjnej (ang. information superiority). Jest ona mnożnikiem siły bojowej w myśl maksymy Napoleona:

Roztropny obserwator w odpowiednim czasie i na odpowiednim miejscu wart jest całej armii.

O zwycięstwie decyduje posiadanie trzech przewag: pierwszy dostrzegam, pierwszy rozumiem i pierwszy działam. Według Krzysztofa Ficonia:

dostęp do właściwej informacji we właściwym czasie i właściwym miejscu to najlepszy sposób potęgowania wszelkiego rodzaju potencjału na drodze niematerialnej, bezinwestycyjnej i praktycznie natychmiast.

W slangu wojskowym przewaga informacyjna to przede wszystkim gwarancja wysokiej pozycji1 w czasoprzestrzeni operacyjnej, pozwalająca na szybsze przechodzenie cyklu decyzyjnego, co buduje zdolność antycypowania zamiarów i działań przeciwnika. Mówiąc słowami płka Johna Boyda, autora koncepcji OODA:

Zmniejsz zdolność przeciwnika do komunikacji i interakcji ze środowiskiem, a podtrzymaj lub zwiększ tę zdolność u siebie.

OODA (Obserwacja, Orientacja, Decyzja, Akcja) to model procesu podejmowania decyzji i działania, który tłumaczy procesy pozyskiwania świadomości sytuacyjnej, a następnie decyzji i działania pojedynczych ludzi i organizacji, takich jak jednostki wojskowe czy rządy. Zwycięzcą zostanie ten uczestnik, który zdoła lepiej zinterpretować nadchodzące dane, podjąć trafniejszą decyzję, a potem najskuteczniej zrealizować swój potencjał sprawczości.

Przykład: Operacja „Pustynna Burza” (1991)

Idealnego przykładu konfrontacji machiny XX i XXI wieku dostarcza przebieg operacji „Pustyna Burza” z 1991 roku. Jej pierwszym aktem było zniszczenie irackich radarów wczesnego ostrzegania przez trzy śmigłowce Pave Low ze Skrzydła Operacji Specjalnych.

Oślepiły one przeciwnika i otworzyły tym samym drogę dla setek kolejnych maszyn. Nastąpiła dezintegracja systemów łączności i ostrzegania – zniszczenie elementów systemu świadomości sytuacyjnej. Dopiero po tym działaniu doszło do starcia tradycyjnej „machiny wojennej” z systemem o dużo większym wewnętrznym sprzężeniu zwrotnym, lepszej komunikacji i zdolności do autoregulacyjnych poprawek.

Zdolność sieciocentryczna

We współczesnych doktrynach wojennych zdolność sieciocentryczna (ang. NEC – Network Enabled Capability) definiowana jest jako zdolność szybkiego i precyzyjnego osiągnięcia zamierzonego efektu operacyjnego poprzez wykorzystanie infrastruktury informacyjnej wiążącej sensory, decydentów i środki walki. Osiągnięcie przewagi informacyjnej, a w konsekwencji decyzyjnej, możliwe jest dzięki współdzieleniu i agregacji przez wszystkie uczestniczące w sytuacji bojowej elementy. Wartość ma współużytkowanie informacji. Żołnierz przyszłości stanie się zbiorem punktów danych.

Idea zdolności sieciocentrycznych pokrewna jest jednej z zasad funkcjonowania sił specjalnych: każdy operator ma świadomość operacyjną, wie, jaki jest cel operacji, jakie będą jej skutki militarne i polityczne, wie, co robią sąsiednie pododdziały. Dzięki temu w momencie np. utraty dowódcy można dalej realizować misję.

A więc filozofia leżąca u podstaw funkcjonowania sił specjalnych da się przenieść do innej domeny i innej skali. To wieczne prawidło, które odkrywamy wciąż na nowo, tak jak i koncentrację siły ognia (‡SW, s. 366).

Podsumowanie

Wszystkie te współczesne koncepcje traktat Sztuka wojny opisuje jako Bezforemność: czytaj przeciwnika, ale samemu nie daj się czytać; osiągaj świadomość sytuacyjną i nie pozwól osiągnąć jej tamtemu:

Wódz spokojnym i dla innych nieprzeniknionym być winien […]. Winien mamić oczy i uszy swych żołnierzy rangi wszelakiej, by w niewiedzy o prawdziwym spraw obrazie ostawali. Winien bez ustanku zmieniać zamierzenia swe i z już to innych przebiegłych podstępów użytek czynić, aby innym rozeznania zbrakło; winien […] drogi marszu wikłać, by nikt zmiarkować nie mógł, ku czemu zmierza.Sun Zi XI.24–26

Prawidłowość ta zachowuje ważność w każdej skali. Sun Zi i starożytni taoiści powiedzą, że w działaniu dostrajają się do prawideł Wszechświata (Dao, Droga). Współczesny wojskowy powie:

Wygra ten, kto jest zdolny lepiej dostroić się do rytmu pola walki.

Jeśli ktoś zachowa przewagę informacyjną, będzie zdolny kontrolować bieg zdarzeń choćby i tylko przez pięć minut, uzyska dominację informacyjną i wygra. Jeśli mamy przewagę informacyjną, możemy wygenerować swój stan Pełni w sposób dla przeciwnika niedostrzegalny w tym sensie, że nie posiada on elementów systemu świadomości sytuacyjnej działającego dość szybko, aby dostarczać wiedzy niezbędnej do zbudowania kontrującej Pełni – choćby i posiadał miażdżącą przewagę fizyczną.

Zabawnej, ale i wyjątkowo trafnej ilustracji tej zasady dostarczył Konrad Lewandowski w opowiadaniu Noteka 2015. Stany Zjednoczone dokonały inwazji na Polskę, dysponując bezwzględną dominacją w powietrzu. Strona polska opracowała koncepcję pozwalającą na pominięcie fazy koncentracji przed atakiem. Zbędna też była koordynacja z ośrodkiem dowodzenia – posłużono się ideą, którą dziś fachowo nazywamy swarmingiem.

Polskie jednostki miały jeden rozkaz: na sygnał sztabu ruszyć w kierunku źródła nasilonej komunikacji radiowej, a więc miejsca zgrupowania wojsk amerykańskich… magia Mocy zmieniła je w epicentrum rozstrzygającej bitwy, zaś na displayach sztabowych pozycje jednostek uformowały się we fraktal.

Widzimy tu analogię do opisanej powyżej zasady działania sił specjalnych: żołnierz jest w stanie realizować cel bez utrzymywania ciągłej komunikacji z ośrodkiem dowodzenia. Widzimy tu też pewien fascynujący paradoks w aspekcie pozyskiwania świadomości sytuacyjnej. Polski ośrodek decyzyjny jej nie potrzebował – nie na szczeblu sztabowym. Mimo to, jednostki polskie – dostroiwszy się do geografii rozgrywki, niczym woda z metafory użytej w traktacie Sztuka wojny do opisania tego, jak Mistrz Wojowania „bez rozkazów wydawania” buduje Pełnię i Moc – odnalazły wroga i pokonały go.

Opisując wydarzenia, bohater opowiastki użył metafory ładunku elektrycznego kumulującego się w chmurze burzowej. Skryty w mrokach prehistorii starożytny autor Sztuki wojny uśmiechnąłby się na to odniesienie do zjawisk natury. □

Porady praktyczne i przykłady

A. Decydująca przewaga w Bitwie o Wielką Brytanię

Kluczową przewagą obrońców Wielkiej Brytanii latem 1940 roku było „sztuczne” osiąganie lokalnej przewagi liczebnej w czasie ataków niemieckiej Luftwaffe.

Zdolność wczesnego wykrywania nadciągających formacji bombowców pozwalała rozdysponować siły tak, że pojawiały się we właściwym miejscu, praktycznie zawsze dysponując lokalną przewagą.

Stacje radarowe były jednym z kilku elementów brytyjskiego systemu wczesnego wykrywania. Innym atutem obrony powietrznej były prymitywne komputery artyleryjskie, które w czasie nocnych nalotów na Londyn potrafiły przeliczyć kurs bombowców przy założeniu, że prawidłowo wykonują manewry uników.

B. Wetterstation Kurt

W roku 1977 kanadyjski geolog badający wybrzeża Labradoru (współcześnie północno-wschodni kraniec Kanady) odnalazł zrujnowaną automatyczną stację meteorologiczną. Uznał ją za instalację kanadyjską, a to dzięki starannie rozmieszczonym fałszywym tropom. Wbrew nim stacja nie została rozstawiona przez Kanadyjczyków, a przez załogę niemieckiego U-Boota… W 1943 roku.

Atlantyk Północny, a szczególnie Morze Północne, to obszar niezwykle trudnych do przewidzenia zmian pogodowych. A w operacjach militarnych zdolność przewidywania pogody jest kluczem do zwycięstwa i przewidywania ruchów przeciwnika. Niemcy podejmowali liczne próby ustawienia stacji pogodowych na Grenlandii i w innych miejscach. Niektóre próby nadają się na perfekcyjny film wojenno-szpiegowski.

W roku 1944 stawką było przewidzenie dnia nieuchronnej inwazji aliantów w okupowanej Francji. Flota inwazyjna ruszyła w dniu 6 czerwca, bezpośrednio po cichnącym sztormie. Był on tak intensywny i nie rokujący na rychły koniec, że dowodzący obroną francuskiego wybrzeża gen. Rommel wziął urlop, by celebrować urodziny swojej żony.

Ryc. 2. Niemiecka stacja meteorologiczna Kurt rozstawiona na płw. Hutton, Labrador, Dominium Nowej Fundlandii, 22 października 1943 (Licencja CC)
C. Wyćwicz swoje zmysły ponad poziom przeciętny, kompensuj słabości i wady

W pojedynkach myśliwskich w czasie II wojny światowej stosowano amunicję smugową, która pomagała w celowaniu, jednak ostrzegała też ostrzeliwany samolot o tym, że jest obiektem ataku. Element zaskoczenia znikał po pierwszej salwie.

Walcząc w Północnej Afryce, australijski as myśliwski Clive Caldwell (1911–1994) wypracował żmudnymi ćwiczeniami technikę strzelania z wyprzedzeniem, przy różnych prędkościach i kątach podejścia do celu. Pociski smugowe stały się zbędne, a ilość zwycięstw powietrznych Caldwella wyraźnie wzrosła. Wkrótce wypracowana przez niego technika weszła do standardowego programu szkolenia w jego dywizjonie.

Podobny „trik” zwiększenia zdolności percepcyjnych zastosował amerykański gracz koszykówki Bill Bradley. W swojej książce Jak zostać mistrzem Robert Green opisuje, jak Bradley narzucił sobie nadzwyczajnie ostry rygor kompensowania swoich słabości, do których zaliczała się m.in. jego powolność. Bradley skonstruował specjalne okulary, które zasłaniały mu widok na piłkę, a zmuszały do śledzenia partnerów do podania piłki. Zbudował dzięki temu mistrzowską umiejętność podań, a przy tym równie mistrzowskie panowanie nad kozłowaną piłką bez patrzenia na nią (pamięć mięśniowa). Widzenie peryferyjne trenował przez obserwację otoczenia bez poruszania głową.

Bill Bradley był jednym z prekursorów współczesnych rygorów treningowych dla koszykarzy i innych sportowców, którzy treningi przenieśli z boiska i sali gimnastycznej do gabinetów lekarzy neurologów. Specjalistyczne techniki treningowe skupiają się m.in. na zwiększeniu zdolności widzenia peryferyjnego i predyktywnej pamięci wizualnej.


  1. 1 Ang. high ground, metafora pozycji dominującej, wzgórza dowódcy.

Wiedzieć wcześniej

Przewaga informacyjna faktycznego zwycięzcy bitwy pod Waterloo

Przewidywanie zdarzeń przyszłych tym jest właśnie, co władcy światłemu i sprawnemu wodzowi zwycięstwo przynosi. (Sun Zi XIII.5)

Te słowa traktatu mówią o użyciu wywiadu do pozyskiwania świadomości sytuacyjnej. Według starożytnego mistrza to fundamentalny element ekonomii wojny i jej planowania.

Świetnym przykładem jest przełomowa bitwa o Midway, stoczona w dniach 3–6 czerwca 1942 roku. Strona amerykańska dysponowała kluczową przewagą informacyjną w postaci zdolności odczytywania japońskich szyfrów. Słynnym epizodem tej gry wywiadów jest amerykański fortel: nadanie otwartym tekstem depeszy o problemach technicznych na wyspie. Japończycy dali się nabrać: ich zaszyfrowany radiogram zawierał kryptonim Midway – „AF”. Pozwoliło to Amerykanom ze skąpych poszlak odtworzyć japońskie plany operacyjne i zastawić mistrzowską pułapkę.

Amerykanie jednak nie tylko dowiadywali się o decyzjach przeciwnika, ale także wpływali na nie – a w tym przypadku czynili pewne decyzje bardziej prawdopodobnymi. Jednym z czynników „zachęcających” dowództwo japońskie do ataku na Midway był rajd bombowy na Tokio płk Doolittle’a

z kwietnia 1942 roku. Rajd przeprowadzono z lotniskowców płynących bezpośrednio z Kalifornii, ale Japończycy uznali, że kontrolowane przez Amerykanów Midway położone jest zbyt blisko japońskich Wysp Macierzystych.

Kto wygrał pod Waterloo?

Niall Ferguson w swojej książce Dom Rothshildów1 opisuje, że powstałe u schyłku XVIII wieku imperium bankowe wykorzystywało w budowaniu swojej pozycji trzy elementy:

Postępując dokładnie w myśl słów starożytnego chińskiego mistrza, decydenci rodowego biznesu nie szczędzili wysiłków, czasu i pieniędzy na rozbudowywanie siatki kontaktów wśród najważniejszych postaci sceny politycznej. Utrzymywali też na głównych rynkach finansowych wielu agentów, którzy nie tylko realizowali transakcje, ale – przede wszystkim – zbierali i dostarczali informacje.

Jednak główną troską było to, jak przyspieszyć proces przesyłania wiadomości. Rothshildowie stworzyli własny system kurierów, a potem przekazywania informacji za pomocą gołębi pocztowych. Bodaj najwięcej dającym do myślenia epizodem pokazującym, jak skuteczne metody opracowali, są działanie Nathana Rothschilda w roku 1815.

Po ucieczce Napoleona z „wygnania” na Elbie nastąpiło tzw. sto dni Napoleona, w czasie których zebrał on armię i podjął próbę odwrócenia biegu wydarzeń. Armie Napoleona oraz jego przeciwników, Prus i Zjednoczonego Królestwa, starły się pod Waterloo 18 czerwca 1815 roku.

Gdyby wygrał Napoleon, Francja zostałaby mocarstwem dominującym w Europie. Gdyby jednak wygrali Anglicy, Imperium Brytyjskie wysunęłoby się na pozycję mocarstwa rozgrywającego równowagę sił na Starym Kontynencie. Ta kluczowa bitwa o dominację i sprawczość była okazją do nie mniej poważnej potyczki hazardowej na parkietach giełd. Inwestorzy stawiający na którąś ze stron mogli albo niepomiernie się wzbogacić, albo ponieść katastrofalne straty.

W przypadku giełdy w Londynie i działań Nathana Rothschilda w grę wchodził kurs obligacji rządu. Gdyby armie Zjednoczonego Królestwa i Prus uległy Francuzom, cena tych obligacji spadłaby spektakularnie. Emocje wszystkich obstawiających graczy były napięte do maksimum.

W tym samym czasie sieć wywiadowcza Rothschildów pracowała na pełnych obrotach. Jej członkowie, przebywający w najbliższym sąsiedztwie toczonej bitwy, zbierali często poufne informacje, pisali raporty, analizy i prognozy. Gdy wieczorem szale zwycięstwa ostatecznie przechyliły się na stronę koalicji, jeden z agentów popędził starannie wykalkulowaną trasą do pobliskiej Brukseli, a następnie do portu w Ostendzie. Już wczesnym rankiem następnego dnia wiozący go statek przybił do Foxton w Anglii. Tam kopertę z raportem odebrał i otworzył sam Nathan Rothschild, by bezzwłocznie skierować się na londyńską giełdę.

Rothschild wkroczył na parkiet z kamienną twarzą, pilnie obserwowany przez dziesiątki par oczu. Skinął na swoich maklerów, ci podeszli do stołów transakcyjnych… i rozpoczęli sprzedaż rządowych obligacji. Przez chwilę trwała konsternacja, ale lawina wkrótce ruszyła i wszyscy zaczęli wyprzedawać obligacje, próbując ratować choć ułamek zainwestowanego w nie kapitału. Wkrótce papiery te były warte ledwie 5% swojej pierwotnej wartości. I wtedy Nathan Rothschild drugi raz skinął na swoich maklerów. Ci podeszli do stołów i rozpoczęli skup wszelkich dostępnych obligacji rządu Zjednoczonego Królestwa.

Dopiero 21 czerwca, a więc całe dwa dni później, wysłannik generała Wellingtona przybył do Londynu z wieścią

o zwycięstwie! Wtedy jednak majątek Rothshildów powiększył się już dwudziestokrotnie.

Ale te parędziesiąt godzin różnicy w szybkości przekazu wiadomości miało dalece donioślejsze konsekwencje. Bank Rothschildów stał się największym wierzycielem rządu Zjednoczonego Królestwa. Zdobył pełną kontrolę nad emisją obligacji rządowych i Bankiem Anglii. Rząd stracił prawo do emisji własnej waluty, a klan Rothschildów pozyskał zdolność wpływania na podaż pieniądza, zdobył sprawczość. Nathan miał stwierdzić:

Nie dbam o to, jaka marionetka jest umieszczana na tronie królewskim, by panować nad tym wielkim imperium, nad którym nigdy nie zachodzi słońce. Ten, kto kontroluje podaż pieniądza w Imperium Brytyjskim, ten kontroluje Imperium Brytyjskie. A tym człowiekiem jestem ja!2

Porady praktyczne i przykłady

A. Przewaga informacyjna daje zwycięstwo

Podobny epizod, ale fikcyjny, i już nam współczesny, pokazany jest w filmie Projekt Koliber (2018, reż. Kim Nguyen). Bohater filmu angażuje się w tzw. handel wysokich częstotliwości3. Przekonuje inwestorów do budowy kosztownego światłowodu między giełdami w Kansas City i Nowym Jorku.

Kabel pozwalałby osiągnąć przewagę informacyjną rzędu jednej milisekundy w wysyłaniu zleceń, co dzięki wolumenom transakcji przynosiłoby krociowe zyski. Bezpardonowa walka filmowych bohaterów jest niezwykle sugestywną analogią do tego, co już teraz dzieje się na polach bitew, na których pojawiają się systemy sieciocentryczne.

B. Przewiduj trendy wydarzeń

Wielkie fundusze hedgingowe, które parają się inwestycjami wartymi miliardy USD, bardzo uważnie śledzą geopolityczne rozgrywki między mocarstwami. Wydatkują duże kwoty, aby posiąść wiedzę i zarobić na niej, zanim

w zmianach sytuacji połapie się konkurencja, a ich decyzje charakteryzuje duży stopień ryzyka. Fundusze zbierają więc wiedzę o ruchach US Navy, starając się odgadnąć miejsca narastających konfliktów.

Bodaj najbardziej fascynujący epizod przewidywania trendów miał miejsce w USA w 2018 roku. Pojawiła się niepotwierdzona informacja o zbliżającym się dużym spadku cen drewna. Miał on wynikać ze strajku kolejarzy, przez który zapasy magazynowe producentów drastycznie wzrosły. Teorię należało potwierdzić.

Nad składy drewna wysłano drony. Składy rzeczywiście okazały się przepełnione. Zaszortowanie cen drewna i wycen akcji tartaków przyniosło należyty zysk. ■


  1. 1 Niall Ferguson, Dom Rothschildów, t. I, Warszawa 2016, s. 18–19.

  2. 2 Song Hongbing, Wojna o pieniądz, Wrocław 2011, s. 16.

  3. 3 Ang. HFT, high-frequency trading. Taki handel polega na realizowaniu dużej liczby transakcji giełdowych kupna i sprzedaży, dokonywanych przez ultraszybki komputer. Prawdziwy przypadek opisano w New Transatlantic Cable Built to Shave 5 Milliseconds off Stock Trades, https://www.popularmechanics.com/technology/infrastructure/a7274/a-transatlantic-cable-to-shave-5-milli

    seconds-off-stock-trades [dostęp: 2021.04.08].

Działanie optymalne nie jest optymalne

O nieprzewidywalności, a przy okazji o pożytkach z bycia głupcem

Wyjaśnimy tu sobie arcyfascynujący paradoks sformułowany w tytule. Sun Zi pisze:

Najwyższą Formą wojsk Bezforemność jest. Gdy dla oka widzialna ich Forma nie istnieje, ni szpieg, który przeniknął głęboko, nie zdoła jej odkryć, ni najmędrszy wraży Mistrz Wojowania zmyślnych planów, co by skutek przyniosły, nie ułoży. (VI.23)

Esencją tak rozumianej Bezforemności jest uniemożliwić innym zbudowanie mapy mentalnej. Taka mapa pozwala skutecznie planować i realizować kontrposunięcia. W najgłębszym sensie nie chodzi tu tyle o rozpoznanie aktualnego stanu rzeczy, co o zdolność antycypowania posunięć przeciwnika, czyli przewidywania stanów przyszłych, przyszłości.

Wojskowi w naturalny sposób rysowanie tej mapy mentalnej nazwą „budowaniem świadomości sytuacyjnej” i powiążą je z modelem podejmowania decyzji OODA. Interesują nas w tej chwili pierwsze dwie fazy cyklu. Obserwacja to pobieranie danych zmysłowych. Orientacja to zdolność do ich modelowania, przekształcania dostępnych danych w użyteczny model tak, aby dostroić działanie do dynamicznie zmieniających się zdarzeń bieżących i przyszłych. Mówimy tu o zdolności przewidywania i predykcji, której wskaźnikiem często staje się tzw. iloraz inteligencji (IQ). Pozbawienie przeciwnika tych zdolności poprzez osiągnięcie Bezforemności starożytny Mistrz Wojowania uważa za umiejętność kluczową.

Wojskowi wspomną tu natychmiast fortele i strategie wojenne. Będzie to dezinformowanie Niemców co do miejsca inwazji we Francji w 1944 roku. Prawidłowe odgadnięcie przez Niemców miejsca lądowania mogło doprowadzić do zepchnięcia wojsk inwazyjnych w morze. Kluczowym jednak posunięciem aliantów było wprowadzenie do gry dwóch sztucznych portów Mullberry, które zwalniały ich z konieczności zdobywania głębokowodnego portu morskiego już na samym początku inwazji.

Kontrprzykład to katastrofalna w skutkach decyzja niemiecka o zrealizowaniu operacji „Cytadela” (ofensywy na łuku kurskim w lecie 1943 roku). Decydenci Armii Czerwonej świetnie wiedzieli o niemieckim zamiarze i przygotowali się nań. Dowództwo niemieckie, posłuszne inercji zdarzeń, nie odwołało ataku. Choć decyzja odwołania operacji była z punktu widzenia organizacyjnego jak najbardziej możliwa, zadecydowały potężne „siły psychohistorii”. Z punktu widzenia Hitlera atak był realizacją swobody operacyjnej, a więc w przestrzeni psychologii asercją dzierżenia inicjatywy w zmaganiach. Hitler miał w krytycznym momencie rzec: „na samą myśl o tej operacji przewraca mi się w żołądku”1.

Mistrzem Bezforemności był praktycznie każdy wybitny dowódca. Był nim Thomas „Stonewall” Jackson, generał sił Południa w wojnie secesyjnej, który manewrował swoimi skromnymi siłami tak biegle, że jego oponenci często zwlekali z jakąkolwiek reakcją do czasu, aż intencje Jacksona staną się na tyle jasne, aby podejmować wysiłek przeciwstawienia się im.

Kasparow kontra Deep Blue

Stoczony w 1997 roku pojedynek, w którym arcymistrz szachowy Garri Kasparow zmagał się z komputerem IBM, daje nam ilustrację dla tworzenia wrażliwych na zakłócenia modeli mentalnych pozwalających antycypować decyzje przeciwnika. Otóż w pewnym momencie rozgrywki komputer wykonał ruch całkowicie irracjonalny, który przekreślił strategię Kasparowa, wytrącając go przy tym zupełnie z równowagi.

Dyskutując o tym incydencie z programistami, którzy nadzorowali pracę maszyny, Kasparow dowiedział się, że ruch wynikał z prostego „zabezpieczenia”. W przypadku napotkania dylematu, tj. konieczności wyboru między posunięciami o zbliżonej predykcji sukcesu, komputer realizował instrukcję losowego wyboru strategii rozgrywki. Strategia ta była ruchem „natchnionym” przez to, że w oczach biologicznego oponenta była postępkiem głupca.

Mistrz zarzucał programistom umyślne działanie z repertuaru poza dozwolonymi regułami pojedynku, naruszające jego „cywilizowane konwencje”. Percepcje tego incydentu, publiczna i Kasparowa, są rozbieżne, co samo w sobie wydaje się fascynujące. Pamiętajmy, percepcja jest wszystkim, a dobrze zrealizowany fortel ma tę cechę, że nie da się w nim dostrzec ingerencji Mistrza – chodzi o uniknięcie rozliczalności, czyli we współczesnej terminologii tzw. deniability (ang. zdolność do wyparcia się).

Ten pozornie czysto anegdotyczny epizod ma głębokie implikacje filozoficzne i praktyczne, co świetnie opisuje Nate Silver w swojej książce o predykcjach Sygnał i szum2, w której cały epizod słynnego pojedynku szachowego stanowi tylko jedną z wielu fascynujących ilustracji zagadnienia przewidywania przyszłości.

Wnioski

Działanie optymalne wynika ze zbudowania w umyśle uproszczonego modelu sytuacji, który możliwie wiernie odzwierciedla funkcjonowanie niepomiernie bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Taki obraz jest podstawą do podjęcia działania, które im bardziej jest optymalne, tym bardziej staje się dla przeciwnika przewidywalne.

Ambasador Andrzej Byrt w swojej wypowiedzi w tomie Sun Zi i jego Sztuka wojny ujął to w niezwykle zgrabne spostrzeżenie o wielkich strategach:

Umieją oni najtrafniej usystematyzować i przyczynowo wyjaśnić determinanty sukcesu lub porażki w działaniach wojennych jednych przeciwko drugim3.

W istocie osoba podejmująca działanie widzi całe spektrum możliwych ruchów, bardziej lub mniej prawdopodobnych. Mistrzowskie, czy też „natchnione” posunięcie lub kontrposunięcie wykracza poza ramy tego, co da się pomyśleć – jest czarnym łabędziem («II.1.H). To, innymi słowy,

świetna definicja istoty fortelu: to akt oddziaływania wykraczający poza ramy predykcyjne oponenta4. Inaczej: to akt wygenerowania czarnego łabędzia.

Przykład takiej sytuacji widzimy w powieści Fiasko Stanisława Lema. Wszechpotężny superkomputer zawiódł w ocenie sytuacji, gdyż uznał scenariusz zdarzeń za zupełnie niemożliwy i zaniechał obliczeń, które pozwoliłyby wykryć błędność przyjętych przez siebie założeń. Z lubością wspomnę tu jedną z moich ulubionych fraz, znalezionych we wspomnieniach dowódcy pokonanego w niezwykle nieszablonowym manewrze: „dopuścił się potworności, która za nic sobie miała wszelką konwencję cywilizowanego prowadzenia wojny”5.

Wysunąłbym tu nawet hipotezę, niemożliwą do sprawdzenia eksperymentalnego, wedle której ludzka przyrodzona tendencja do zachowań złośliwych, a przy tym irracjonalnych, byłaby właśnie wykształconym ewolucyjnie (a może i kulturowo) popędem, który uniemożliwia przewidzenie zachowania osoby powodowanej intencją irracjonalną: zazdrością, złośliwością, przekorą i czym tam jeszcze.

Warto tu raz jeszcze przypomnieć, co stanowi esencję inteligencji, ilorazu inteligencji (IQ) czy – ogólnie – zdolności poznawczych. Jestem głęboko przekonany, że jest nią umiejętność modelowania świata, a przewidywania przyszłości i wykrywania prawidłowości w szczególności. Dokładne w myśl motta tej książki, słów fizyka Michio Kaku:

Jeśli ci obcy są inteligentniejsi od nas, będą widzieć przyszłość lepiej niż my. Będą widzieć rezultaty, których my nie zobaczymy. Będą modelować scenariusze, które nam się nawet nie przyśnią. Będą mogli nas przechytrzyć… za każdym razem6.

Podumajmy przez chwilę nad ukrytą głębią poetyckich słów mistrza Suna:

Bądź maleńkim, nieprzeniknionym bądź!
Aż brak postrzegalnej Formy osiągniesz!
Bądź niczym duch tajemniczym,
dla ucha niesłyszalnym, dźwięku nie wydawaj!
A dla wroga swego Panem Losu się staniesz.
(Sun Zi VI.8)


  1. 1 Heinz Guderian, Panzer Leader, Da Capo, New York: 1952.

  2. 2 Nate Silver, Sygnał i szum. Sztuka prognozowania w erze technologii, Onepress VIP, Katowice 2014. Oryginalny podtytuł to Dlaczego niektóre predykcje zawodzą, a inne nie.

  3. 3 Sun Zi i jego Sztuka wojny, op.cit., s. 589.

  4. 4 Z uwagi na ograniczone środki ma do dyspozycji jedynie ograniczoną liczbę scenariuszy do zabezpieczenia. Może mieć całkowicie prawidłowo zidentyfikowane drzewo predykcji, ale nie znając funkcji celu, nie wie, którymi jego gałęziami podążyć, aby być o krok przed przeciwnikiem.

  5. 5 W oryginale angielskim: a monstrosity that disregarded every convention

    of civilized warfare.

  6. 6 Pełny cytat na s. 5 (motto niniejszej książki).

Temat VI

Kulturowe

formatowanie

umysłu